Zaczęły się wyprzedaże, ciuchy i sprzęt przeceniono nawet o 70 proc. Klienci tracą głowę, handlowcy perfidnie to wykorzystują.
Cena w kasie dużo wyższa niż ta, która widnieje na wielkim billboardzie promocyjnym? Normalka. Ostatnio ofiarą takich praktyk można było paść w Tesco. Na hali rozwieszono banery informujące o promocji na plastikowe zjeżdżalnie: jedynie 99,99 zł zamiast 169,99 zł. Ale kasa wbijała tylko tę wyższą cenę. A klient, który czując się nabity w butelkę, próbował dochodzić sprawiedliwości, dowiadywał się, że jest gapą. Bo na banerze drobnym drukiem jest napisane, że promocja obowiązuje do 2 maja. A to, że baner wisiał w drugiej połowie czerwca, jest nieistotne.
W tej samej sieci reklamowane na innych banerach brykiety w promocyjnej cenie 6,99 zł można było kupić jedynie za 9,99 zł.
– Gdy zauważymy różnice w cenie już po zakupie towaru, możemy wystąpić do sprzedawcy o zwrócenie różnicy. Jeśli się nie zgodzi, należy zawiadomić delegaturę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, zgłaszając nieuczciwe praktyki rynkowe – radzi Marcin Dumała, starszy partner SD & Partners. UOKiK może nałożyć na nieuczciwego sprzedawcę karę do 10 proc. przychodu osiągniętego w roku poprzednim.
Fikcyjne promocje nie są specjalnością hipermarketów. Naciągactwo często zdarza się w chętnie odwiedzanych podczas soldów sklepach odzieżowych (według sondy dla Silesia City Centera na kupno ubrania podczas wyprzedaży zdecyduje się 85 proc. klientów). Spotkaliśmy się z podobnymi praktykami m.in. w sklepach Reserved i Roxy oraz w Tchibo (tu spodnie miały kosztować 39 zł, kosztowały 49).
– Mamy obowiązek zachęcić klienta do tego, by kupił towar w wyższej cenie. Jeśli kategorycznie odmówi, możemy nie zrealizować zakupu lub cofnąć go, jeśli już została przeprowadzona transakcja – wyjaśnia ekspedientka jednej z dużych sieci odzieżowych. Tłumaczy jednak, że bałagan z cenami wynika też z częstych ich zmian, co nie zawsze w porę zostaje uwzględnione na metce.
Eksperci przestrzegają też przed zakupem kosmetyków w zestawach, w których druga butelka szamponu czy balsamu ma być gratis. W rzeczywistości oszczędza się znacznie mniej niż połowę.
I choć takie sytuacja zdarzają się nagminnie, to mało kto skarży się u miejskich rzeczników praw konsumentów. – Nie są to popularne sprawy. Klienci zgłaszają się dopiero wówczas, gdy sklep odmawia sprzedaży towaru po cenie, jaka jest na metce. Po naszej interwencji na ogół wszystko kończy się po myśli klienta – mówi Małgorzata Rothert, miejski rzecznik konsumentów w Warszawie.
KOMENTARZ PRAWNY
Joanna Affre, partner zarządzający w kancelarii Accreo Legal
Jeśli informacja na temat terminów promocji sporządzona była mało czytelnym drukiem, a sprzedawca przyznał się do błędu, konsument nie ma możliwości wyegzekwowania sprzedaży towaru za cenę, która obowiązywała w czasie promocji. Konsument powinien natomiast zgłosić sprzedawcy zastrzeżenia co do czytelności oferty, a jeśli ten nie zgodzi się dobrowolnie sprzedać produktu w cenie promocyjnej – zwrócić się do rzecznika praw konsumenta o wystąpienie z interwencją (można też zgłosić się do polubownego sądu konsumenckiego przy Inspekcji Handlowej). Jeśli przedsiębiorca nie zechce poddać się mediacji, następnym krokiem byłoby wystąpienie z powództwem do sądu z zarzutem stosowania nieuczciwej praktyki rynkowej. Konsument może również poinformować o tej praktyce UOKiK, a urząd może nałożyć karę na nieuczciwego sprzedawcę.