Trybunał Konstytucyjny 8 lipca miał zbadać przepisy dotyczące ukrywanych przychodów. Wyznaczy jednak nową datę. Tego dnia przeanalizuje za to inne regulacje z tej samej ustawy – mówiące o nieodpłatnych świadczeniach dla pracowników.
Wiele firm, zwłaszcza korporacji, nie tylko wypłaca zatrudnionym pensje, ale też zapewnia im dojazd do pracy, dostęp do usług medycznych czy zajęć sportowych, wykupuje polisy ubezpieczeniowe, organizuje rozmaite imprezy integracyjne itd. Spór dotyczy tego, czy i kiedy świadczenia tego rodzaju stanowią dla pracownika przychód opodatkowany PIT. Za kuriozum można było uznać stanowisko fiskusa (a zdarzało się i takie), że samo zaproszenie na imprezę jest źródłem przysporzenia (nie szkodzi, że potencjalnego), od którego należy odprowadzić daninę. Stosowano tu pewną – moim zdaniem nieuprawnioną – analogię do abonamentów medycznych, które sądy (w tym NSA) uznają za opodatkowane, niezależnie od tego, czy pracownik faktycznie korzysta z usług lekarza.
Ostatecznie rzecz sprowadzono do oceny, czy sam udział w imprezie przesądza sprawę, czy też trzeba badać wartość indywidualnej konsumpcji, aby precyzyjnie obliczyć podstawę opodatkowania.
To dobrze, że dzięki TK kontrowersyjne przepisy mogą być naprawione (doprecyzowane), skoro ustawodawca sam o to nie dba. W kontekście słynnej afery taśmowej zastanawia jednak co innego. Dotyczy ona, jak twierdzą niektórzy, prywatnych rozmów. Z tym że toczono je przy niekoniecznie już prywatnych – bo opłaconych z publicznych bądź firmowych pieniędzy – wykwintnych winach i potrawach. Niewykluczone, że biesiadnicy przybywali na miejsce na koszt pracodawców (np. autem z kierowcą).
Jeśli za wszystko płaciło jakieś przedsiębiorstwo, pojawia się pytanie o możliwość (zasadność) zaliczenia przez nie wydatków do kosztów podatkowych. Jeśli urząd, to oczywiście ta kwestia nie istnieje. W obu przypadkach można jednak postawić tezę, że menedżer bądź urzędnik uzyskali nieodpłatne świadczenia – zwłaszcza gdy brak istotnego związku między ich konsumpcją a działalnością gospodarczą firmy bądź zadaniami urzędu. Tym bardziej że nikt z zainteresowanych nie deklaruje zwrotu pieniędzy, a instytucje, którymi kierują, nie kwapią się, by tego zażądać.
Możemy też wprawdzie uznać, że problem, którym od lat zajmują się służby skarbowe i sądy, i który trafił przed oblicze wysokiego trybunału, dotyczy wyłącznie maluczkich, czyli szarych pracowników. Ale... morale podatników to nie poprawi.