Co ma zrobić przedsiębiorca, którego biznes znajduje się „na pograniczu” obostrzeń?

Od początku epidemii koronawirusa do hierarchii źródeł prawa obok ustaw i rozporządzeń przebojem wdarła się konferencja prasowa – szczególne okoliczności spowodowały, że rządzący serwują obywatelom legislacyjny koktajl pandemicznych obostrzeń z coraz dziwniejszymi składnikami.

Pozostała działalność

17 grudnia 2020 r., w czasie konferencji prasowej premier i minister zdrowia oświadczyli, że w ramach lockdownu – czy też, jak później wyjaśniano, „rozszerzonego okresu odpowiedzialności” od 28 grudnia 2020 r. nastąpi zamknięcie infrastruktury sportowej z bardzo ściśle określonymi wyjątkami dotyczącymi sportu profesjonalnego. Na konferencji powiedziano, że zamknięta zostaje również pozostała działalność rozrywkowa i rekreacyjna. Łatwo sprawdzić, że niedługo potem wyszukiwanie w internecie hasła „nowe rozporządzenie” wskoczyło na podium w roku 2020 w kategorii popularności (prowadzi „lockdown” z marca, na drugim miejscu są „obostrzenia” z listopada). Obywatele chcieli więc zweryfikować, czy slajdy pojawiające się w tle konferencji będą tożsame z tekstem rozporządzenia. Czy słusznie? Jak najbardziej – zdarzało się przecież, że zakaz z konferencji w treści rozporządzenia stawał się już zaleceniem. Jednocześnie wypada się zgodzić, że dla prowadzących działalność dość istotna jest informacja, czy powinni się przygotować na kolejne tygodnie przestoju. Po obejrzeniu wspomnianej wyżej konferencji panowało przekonanie, że rząd dla bezpieczeństwa obywateli zamknął infrastrukturę sportową i rekreacyjną. Ale czy tak się stało w rzeczywistości?

W poszukiwaniu racji

W psychologii od lat mówi się o zjawisku nazywanym efektem potwierdzenia. W dużym skrócie polega ono na tendencji do upraszczania rzeczywistości przez ludzki mózg i wyszukiwaniu argumentacji potwierdzającej tezę, którą chcemy uzasadnić. Jednocześnie jednak ignorujemy racjonalne argumenty przeciwko naszemu poglądowi. Pół biedy, kiedy robimy to nieświadomie – jak lekarze i pracownicy zakładów psychiatrycznych, którzy w większości są przekonani, że pełnia księżyca nasila stopień występowania objawów chorób psychicznych (badania nie wykazały żadnego związku). Gorzej, kiedy naszą tezę forsujmy wbrew rzeczywistości – jak słynny prof. Zimbardo w swoim eksperymencie więziennym (po latach Uniwersytet Stanforda przyznał, że profesor namawiał studentów odgrywających strażników do brutalnych zachowań). Jak więc ma się ten efekt potwierdzenia do rozporządzeń w przedmiocie ograniczeń nakazów i zakazów w związku z epidemią? Otóż autorzy rozporządzenia są bez wątpienia przekonani, że zamknęli wszystkie działalności ujęte w dziale PKD 93.0, tj. podmioty działalności związanej ze sportem, rozrywkowej i rekreacyjnej. Nie przemawiają do nich – wydawałoby się, że racjonalne – argumenty, że w istocie zakazano jedynie „organizacji współzawodnictwa sportowego, zajęć sportowych i wydarzeń sportowych” w ramach działu 93.0 oraz wymienionej w rozporządzeniu wprost „działalności wesołych miasteczek i parków rozrywki” (93.2l.Z), jak również „działalność pokojów zagadek, domów strachu i miejsc do tańczenia” (93.29.A). Na konferencji użyto wprawdzie sformułowania, że zamknięta zostaje też pozostała działalność rozrywkowa i rekreacyjna, ale w trakcie tłumaczenia języka konferencji na tekst rozporządzenia autorom została z tego „pozostała działalność rozrywkowa i rekreacyjna” – tyle, że jedynie jako nazwa kodu PKD, konkretnie 93.29.B.
Treść rozporządzenia pozostawiła więc przedziwną sytuację, kiedy przedsiębiorcy zajmujący się wynajmem obiektów sportowych w zakresie innym niż organizacja zajęć sportowych – np. wynajmujący tory gokartowe – nie są w stanie uzyskać odpowiedzi, czy są zamknięci czy nie.
Nie są to wyłącznie teoretyczne rozważania. Osobiście znam przedsiębiorcę, który przez pięć dni dzwonienia i pytania wszystkich – począwszy od urzędników w starostwie, a skończywszy na Ministerstwie Zdrowia – nie był w stanie uzyskać odpowiedzi na dość podstawowe pytanie: „czy mogę prowadzić działalność?”. Szybka kwerenda stron internetowych prowadzi do wniosku, że część przedsiębiorców prowadzących tego typu działalność zaryzykowała otwarcie, pozostali zaś oczekują na poluzowanie obostrzeń i mają zapewne nadzieję, że w ogóle dotrwają do tego momentu. W zrozumieniu logiki formułowania obecnych obostrzeń nie pomaga sięgnięcie do dawnego rozporządzenia z 19 kwietnia 2020 r., kiedy to ograniczono wprost – i w całości – działalność związaną ze sportem, rozrywkową i rekreacyjną (ujętą w Polskiej Klasyfikacji Działalności w dziale 93.0 bez wskazywania zakresu).

Działać czy nie działać?

Co ma więc zrobić przedsiębiorca, którego biznes znajduje się „na pograniczu” obostrzeń? Czy ma się już przyłączać do protestu, czy po prostu powinien uznać, że nie zarabia na życie bez podstaw prawnych? A może powinien zaryzykować mandat od policji oraz karę od Powiatowego Inspektoratu Sanitarnego? Przypominam, że tę karę (często w niebagatelnej wysokości 30 tys. zł) najpierw trzeba zapłacić, a potem się odwoływać. Rozstrzygniecie nie przyjdzie jednak szybko – obecnie rozpatrywane są dopiero pierwsze sprawy kar nałożonych w marcu i kwietniu 2020 r.
Choć wiem, jak argumentowałbym przed sądem na rzecz takiego przedsiębiorcy, to nie jestem w stanie zagwarantować, że władza na obecnym etapie nie uzna, że złamał nałożone na niego zakazy. Władza, która – nie boję się tego powiedzieć – główne uzasadnienie poprawności swoich działań legislacyjnych czerpie z wspomnianego wcześniej efektu potwierdzenia. My to zrobiliśmy, więc to musi być dobrze zrobione. Otóż nie musi. I nie jest.