Blisko dwukrotnie zwiększyło się zadłużenie lokali w zasobach gmin. Programy restrukturyzacji długów i odpracowywania zaległości za czynsz okazują się mało skuteczne.
DGP
Jeszcze dwa lata temu jedno gospodarstwo domowe było obciążone długiem średniej wysokości 5,5 tys. zł, teraz jest to już 10,7 tys. zł. Problemy z płatnościami ma we Wrocławiu około 10 tys. gospodarstw domowych. Rekordzista jest winny miastu blisko 400 tys. zł. Z kolei w zasobach Lublina jest blisko 9 tysięcy mieszkań, w których mieszka ponad 22 tys. osób, a liczba zadłużonych lokali to ponad 6 tys. Jak miasta próbują ściągnąć od lokatorów pieniądze? Zazwyczaj proponują restrukturyzację długu, odpracowanie zadłużenia lub zamianę mieszkania, jeśli wysoki czynsz wynika na przykład z jego dużej powierzchni.
Programy restrukturyzacji długów wprowadził między innymi Wrocław – na koniec 2016 r. było to około 400 mln zł, nie licząc odsetek. Prowadzi go też Warszawa – jeden z jego wariantów umożliwia umorzenie 60 proc. długu. Są jednak warunki: najemca musi spłacić 40 proc. zadłużenia w ciągu trzech miesięcy od podpisania porozumienia i przez cztery kolejne lata terminowo opłacać czynsz. Swój program restrukturyzacji, który obejmuje lata 2017–2022, ma także Lublin. Z 2700 uprawnionych do skorzystania z programu wnioski złożyło ponad 550 osób na kwotę 18,5 mln zł. Do tej pory miastu udało się ściągnąć 1,8 mln zł.

Mała skuteczność

Mikołaj Paja ze Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, zaznacza, że tak duży wzrost zadłużenia mieszkań jest trudny do wyjaśnienia.
– Na pewno wskazuje na niewydolność programów oddłużeniowych wdrożonych przez miasta – mówi. Podkreśla, że zasady spłacania zadłużenia lokalu w posiadaniu miasta są czasem zbyt restrykcyjne. – Można było rozłożyć zadłużenie na raty, ale jeśli lokator spóźnił się z wpłatą jednej z nich, to automatycznie wypadał z programu – zaznacza.
Dodaje, że w Warszawie był problem z odpracowywaniem długu przez mieszkańców.
– Miasto dawało oferty, w których wynagrodzenie za pracę wykonywaną przez zadłużonych lokatorów było niskie. Na odpracowanie długu trzeba było poświęcić bardzo dużo czasu. Po drugie godziny pracy stawiały lokatorów przed koniecznością wyboru między ich zwykłą pracą a tą na rzecz spłaty zadłużenia. Stawki za tę drugą były na tyle niskie, że rezygnowanie ze zwykłej nie opłacało się – dodaje.
Także urząd miejski w Lublinie przyznaje, że program spłaty zadłużenia przez pracę nie przyniósł spodziewanych efektów. W tym mieście działa on od 2011 r. w porozumieniu z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie i Miejskim Urzędem Pracy. Warunkiem jest wysokość zadłużenia nieprzekraczająca 30 tys. zł. Lokator na jego spłatę oddaje połowę wynagrodzenia za wykonywanie drobnych prac porządkowych.
– Niestety, program nie cieszy się zbyt dużą popularnością – oceniają miejscy urzędnicy. Z kolei mieszkańcy Wrocławia od 2013 r. odpracowali zaległości w czynszu na kwotę ponad 3,6 mln zł – program spłaty zadłużenia przewidywał 14,7 zł za godzinę.

Wyjaśnienie jest częściowe

Według Mikołaja Pai nieefektywna polityka oddłużeniowa nie wyjaśnia jednak skokowego wzrostu zadłużenia lokali gminnych.
– Pewne problemy są bowiem niezmienne – między innymi brak lokali socjalnych, do których można by przenosić osoby, które dostały wyroki eksmisyjne z lokali komunalnych za zaleganie z czynszem. Brak możliwości przeprowadzki tych osób powoduje, że ich zadłużenie cały czas rośnie – dodaje.
Jak podkreśla, przyczyną wzrostu zadłużenia – przynajmniej w Warszawie – nie jest też wzrost czynszów, które utrzymują się na tym samym poziomie od dłuższego czasu.
Czynsze jednak mogą pójść w górę w związku ze zmianami w ustawie o ochronie praw lokatorów (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1182), które weszły w życie w kwietniu. Gminy mogą badać dochody swoich najemców i jeśli ta suma przekroczy próg wyznaczony przez samorząd, czynsz pójdzie w górę o różnice między nim a dochodem. Ten przepis nie ma jednak odniesienia do ostatnich danych GUS, bo dotyczą one ubiegłego roku. Jego efekt wskaże dopiero kolejne badanie zadłużenia na rynku mieszkaniowym.

Eksmisje za dług

Według GUS na 15,7 tys. postępowań eksmisyjnych toczących się w sądach w ubiegłym roku ponad 68 proc. dotyczyło lokatorów zajmujących mieszkania gminne, w dalszej kolejności były to postępowania wobec osób fizycznych w budynkach wspólnot mieszkaniowych (15,1 proc.), a 8,8 proc. wobec lokatorów mieszkań spółdzielni mieszkaniowych. Blisko 89 proc. postępowań eksmisyjnych zostało wszczętych z powodu zaległości w opłatach za mieszkanie – informuje GUS. Przyczyna ta najczęściej występowała w przypadku mieszkań pozostających w zarządzie zakładów pracy (w 97,6 proc. ogółu postępowań eksmisyjnych), wspólnot mieszkaniowych (95,3 proc.), mieszkań innych podmiotów (94,7 proc.) oraz spółdzielni mieszkaniowych (93,4 proc.).