Stwierdzenie, że kancelaria wzięła zawyżoną stawkę za „wypisanie trzech dokumentów”, może stanowić naruszenie dóbr osobistych.
I to nawet wówczas, gdy słowa te wypowiedziała członkini rady nadzorczej spółdzielni mieszkaniowej do kilkunastu osób. Wynika tak z wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Sprawa zaczęła się od sporu spółdzielni z obsługującą ją kancelarią prawną. Poszło o pieniądze. Ostatecznie okazało się, że prawnicy słusznie domagali się zapłaty za wykonane i nieopłacone czynności.
Podczas jednego z posiedzeń rady nadzorczej jedna z jej członkiń zasugerowała, że kancelaria oszukała spółdzielnię i ją naciągnęła. Kobieta wskazała, że kancelaria przygotowała niekorzystną umowę dla klienta, żądała zbyt wysokiej stawki za wypisanie trzech dokumentów, a także nasłała na spółdzielnię komornika.
Radczyni prawna w kancelarii skierowała do rady nadzorczej spółdzielni wezwanie do sprostowania nieprawdziwych twierdzeń. To jednak nie nastąpiło, wskutek czego sprawa trafiła do sądu. W obu instancjach wygrała kancelaria.
Nie można oceniać dokumentów wyłącznie przez pryzmat ich objętości
Sądy musiały ocenić Przede wszystkim prawdziwość twierdzeń pozwanej kobiety. Te oceniono jako fałszywe.
Uznano, że po pierwsze – nie może być mowy o przygotowaniu złej umowy dla reprezentowanej wówczas spółdzielni. Faktem bowiem jest, że spółdzielnia wskutek jej zawarcia się nie wzbogaciła, ale zarazem zaspokoiła swojego wierzyciela. Umowy zaś nie można oceniać jako złej tylko z tego powodu, że nie przełożyła się na wpływ do kasy.
Po drugie przypomniano, że praca prawników to nie tylko podpisywanie dokumentów. Nie można też dyskredytująco wypowiadać się o kilkustronicowych pismach wyłącznie przez pryzmat ich objętości.
„Zasadniczo doświadczenie życiowe podpowiada, że gdy należy przygotować skuteczny wiosek o odszkodowanie dotyczący większej ilości wywłaszczonych nieruchomości, to rzeczywiście zachodzi potrzeba zbadania licznych dokumentów znajdujących się np. w księgach wieczystych, co jest zadaniem żmudnym i czasochłonnym. Nawet więc jeśli efektem tej pracy był kilkustronicowy wniosek, nie oznacza to, że na jego przygotowanie nie było potrzeba aż miesiąca pracy” – wskazał sąd apelacyjny, przyznając rację argumentom powódki.
Po trzecie nie można czynić zarzutu z nasłania na spółdzielnię komornika, skoro kancelaria dysponowała tytułem w oparciu o postanowienie sądu o nadaniu nakazowi zapłaty klauzuli wykonalności.
Sąd więc stwierdził, że przekazane podczas posiedzenia rady nadzorczej informacje były nieprawdziwe. Kobieta broniła się jednak jeszcze tym, że jedynie wyraziła swoje stanowisko podczas posiedzenia organu, którego jest członkiem. A wypowiedź ta dotarła jedynie do kilkunastu obecnych na zebraniu osób.
„Potencjalna możliwość uzyskania nagrania przez wszystkich członków spółdzielni istnieje, nadto ze stanowiska zarządu spółdzielni wynika, że do czasu zakończenia tego procesu postanowiono o nieudostępnianiu materiałów z posiedzeń zainteresowanym, co nie wyklucza późniejszego udostepnienia nagrań zainteresowanym” – podkreślił jednak sąd apelacyjny.
Efekt? Zobowiązanie pozwanej do zamieszczenia na stronie internetowej spółdzielni ramki z przeprosinami, która powinna być widoczna przez pół roku. Zarazem sąd apelacyjny oddalił żądanie przeprosin w lokalnym tygodniku. Uznał, że nie ma powodu, by za fałszywą informację, która rzeczywiście dotarła do niewielkiego grona odbiorców, przepraszać w poczytnym miejscu. Oddalono też żądanie zapłaty zadośćuczynienia, jako że powodowa kancelaria w żaden sposób nie wykazała poniesienia krzywdy wskutek wypowiedzi pozwanej.

orzecznictwo

Wyrok Sądu Apelacyjnego z 14 listopada 2018 r., sygn. akt I ACa 1064/17.