W górskich tunelach, bunkrach po zimnej wojnie, na pustyniach i w lasach. Centra przechowywania danych to dziś najpilniej strzeżone budynki świata.
Niewielki budynek w kształcie piłki do golfa wybudowany między szczytami austriackiego Pogórza Styryjskiego wygląda niczym kiczowata restauracja. W środku nic ciekawego – kilka biurowych pomieszczeń, sala konferencyjna, mała kuchnia. Wszystko się zmienia, gdy opuści się kopułę i zjedzie windą na najniższy poziom, 350 m pod ziemię. Zamiast sterylnych pokoi pojawia się plątanina tuneli wypełnionych serwerami i twardymi dyskami, na których spoczywają tysiące megabajtów danych.
– Te 900 m tuneli to pozostałość po fabryce czołgów budowanej przez nazistów w 1943 r. – mówi Jochen Borenich, dyrektor ds. operacyjnych w Kapsch BussinesCom. To do tej firmy specjalizującej się w dostarczaniu usług telekomunikacyjnych i branży IT należą okrągły budyneczek i leżące pod nim tunele, które tworzą razem earthDATAsafe, największe centrum przechowywania oraz przetwarzania danych w Austrii. – Miejsce okazało się idealne dla naszych potrzeb. Nasze serwery chronione są przez 150 m litej skały – przekonuje Borenich.
Centrum earthDATAsafe nie jest niczym wyjątkowym w branży IT. Zebrane miliardy bajtów informacji są przecież tak cenne, że na budowę oraz ochronę swoich serwerowni najpotężniejsze firmy świata wydają setki milionów dolarów.

Facebook, Google, Apple?

„Ktoś planuje za 700 mln dol. wybudować centrum przechowywania danych w Des Moines, niewielkiej miejscowości w stanie Iowa. Inwestycja nosi roboczą nazwę Project Mountain. Nie wiadomo, kto wykłada pieniądze, jednak nasi informatorzy obstawiają Apple oraz Amazon, choć może to też być Facebook lub Google” – dywagował kilka tygodni temu „Wired”, amerykański magazyn zajmujący się nowymi technologiami. Informacja wyciekła, bo dziennikarze znaleźli w stanowych dokumentach zapis, że inwestor domaga się 20 mln dol. ulg podatkowych i planuje stworzenie co najmniej 24 miejsc pracy.
Iowa to spokojny, nudny, rolniczy stan położony w międzyrzeczu Missisipi i Missouri. Właśnie ze względu na rozległe, słabo zaludnione tereny stał się ulubionym miejscem budowy centrów danych. Rok temu firma używająca kryptonimu „Project Catapult” kupiła kawał ziemi w pobliżu miasteczka Altoona, blisko Des Moines, a w dokumentach zapisano, że inwestycją zainteresowane są cztery firmy poszukujące lokalizacji do zbudowania dużych centrów danych. Na początku tego roku Facebook przyznał się, że to on stoi za Katapultą. Microsoft ma już w Iowa data center w położone niedaleko West Des Moines, a Google zbudował własne w Council Bluffs, mieście położonym zaledwie dwie godziny jazdy od Des Moines. Kolejne cztery duże firmy też zamierzają wybudować swoje centra danych w najbliższej okolicy.
Po kilku tygodniach dziennikarskiego śledztwa okazało się, że tym razem informatorzy „Wired” nie mieli racji. Za wartym 700 mln dol. „Project Mountain” ponownie stoi Microsoft, któremu zaczął doskwierać brak miejsca na serwery w już posiadanych centrach. Nic dziwnego, bo Big Data, wielkie dane, czyli informacje o klientach, produktach, kontrahentach czy konkurencji wytwarzane i wykorzystywane w działalności firm, rządów, instytucji naukowych, badawczych, jednostek zdrowia itd., tworzone są w coraz bardziej zawrotnym tempie. Od zarania dziejów do 2003 r. ludzkość wyprodukowała pięć eksabajtów (jeden eksabajt to 1 000 000 000 000 000 000 bajtów) danych. Dziś, jak wyliczyli naukowcy z Uniwersytetu Berkeley, pięć eksabajtów produkujemy co dwa dni.
– Centra danych to miejsca kluczowe dla działalności coraz większej liczby przedsiębiorstw, nie tylko tych z najwyższej półki informatycznej. Nic dziwnego, że pomieszczania dla komputerów, na których przechowywane są informacje warte miliony czy miliardy dolarów i euro, są często budowane w największej tajemnicy – mówi Roman Durka, prezes zarządu polskiego oddziału Kapscha. Dlatego sporo centrów jest lokalizowanych w wojskowych bunkrach. Jednym z najsłynniejszych jest Swiss Fort Knox (w amerykańskim Fort Knox są przechowywane rezerwy złota – red.), zbudowane w głębi Alp i wykorzystujące infrastrukturę stworzoną przez szwajcarskie wojsko w czasach zimnej wojny na wypadek ataku jądrowego.
Właśnie potrzeba ochrony danych tchnęła życie w znaczną liczbę dawnych wojskowych instalacji. Oprócz samego bezpieczeństwa, jakie zapewniają, dodatkowo oferują tanie w utrzymaniu systemy wentylacji i chłodzenia, co jest ogromnie ważne przy pracy tysięcy rozgrzanych serwerów. Najbardziej znane z postzimnowojennych data center to Bahnhof Pionen – bunkier położony 30 m pod Sztokholmem (miał wytrzymać uderzenie bomby wodorowej). Z kolei SmartBunker to świetnie zabezpieczone centrum w niegdyś należącym do NATO schronie w Lincolnshire w Wielkiej Brytanii. Iron Mountain, gdzie przechowywane są dane należące m.in. do Marriott Corporation, znajduje się w podziemnych halach zbudowanych w jaskiniach na przedmieściach Pittsburgha, zaś Montgomery Westland w Teksasie to dawny ogromny przeciwatomowy schron.

Miliard to za mało

Rich Miller, założyciel i redaktor naczelny serwisu Data Center Knowledge, obserwuje rozwój tego sektora od 2000 r. Ocenia, że jesteśmy dopiero na początku jego rozwoju. – Rozwój cloud computingu, czyli przetwarzania w chmurze, oraz ogromne tempo, w jakim przyrastają informacje zbierane zarówno przez sektor komercyjny, jak i publiczny, wymuszają budowanie coraz większej liczby centrów i zapewnianie im coraz większego bezpieczeństwa – tłumaczy.
Już nie tylko prywatne firmy, lecz także rządy inwestują coraz poważniejsze środki w zabezpieczanie danych. Najsłynniejszym państwowym data center jest The InfoBunker wybudowany w Iowa, należący do amerykańskich sił lotniczych i z tego względu zabezpieczony przed atakiem nuklearnym. Ściany budynku chronią także komputery przed atakami impulsami elektromagnetycznymi. Ale to niejedyna taka inwestycja amerykańskiej administracji: już w 2009 r. Korpus Inżynieryjny Armii Stanów Zjednoczonych ogłosił, że przeznaczy miliard dolarów na budowę nowego data center dla Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, NSA, osławionej po wybuchu afery PRISM. Lokalizacja inwestycji jest utrzymywana w tajemnicy (choć fakt budowy ujawniono na początku 2012 r.) – wiadomo jedynie, że obiekt będzie zużywał tyle energii elektrycznej, ile ponadmilionowe Salt Lake City.
Oficjalnie głównym celem działania data center jest przetwarzanie informacji zbieranych w celu zapobiegania cyberatakom. Jednak nikt nie wierzy, by inwestycja nazwana Utah Data Center, na którą miliard dolarów nie wystarczył (trzeba było jeszcze 700 mln dol.), potrzebna była tylko do tego, by chronić administrację publiczną przed hakerami. Jeszcze jesienią 2012 r., kiedy inwestycja po ponad trzech latach budowy zaczęła w końcu działać, analitycy zastanawiali się, po co NSA aż tak potężne centrum danych. W październiku rzeczniczka NSA Vanee Vines zapewniała, że nowy obiekt ma wspierać wywiad USA i służyć wyłącznie działaniom zgodnym z prawem. – A podsłuchiwanie i czytanie e-maili obywateli Stanów Zjednoczonych jest niezgodne z prawem, więc takie informacje w Utah Data Center na pewno nie będą przechowywane – tłumaczyła.
Dosyć szybko jednak się okazało, że informacji do przechowywania i przetwarzania w Utah Data Center NSA ma już sporo. Także tych z rozmów telefonicznych, poczty e-mailowej i portali społecznościowych, rzeczywiście jednak dotyczących osób niemających amerykańskiego obywatelstwa. Na tyle dużo, że pojawiły się informacje, iż NSA przydałoby się już kolejne data center.