YouTube, największy internetowy serwis wideo na świecie, ogłosił, że rozważa wprowadzenie opłat za wybrane treści. W ten sposób, jak twierdzą jego przedstawiciele, chce dać możliwość pozyskania dodatkowych przychodów twórcom różnego rodzaju kanałów tematycznych udostępnianych w tym internetowym serwisie. Rynek natychmiast odczytał to jako przymiarkę do kolejnego kroku – wprowadzenia na YouTube płatnych treści premium, którymi będą nie tylko oferty twórców amatorów, ale być może także programy, filmy czy seriale tradycyjnych nadawców i producentów telewizyjnych. W efekcie może to oznaczać wkroczenie YouTube’a na rynek płatnej telewizji, gdzie rzuci rękawice operatorom satelitarnym i kablowym.
Kiedy będziemy płacić za telewizję w YouTube tak, jak teraz płacimy w kablówce czy na platformie satelitarnej?
Nie mamy nic konkretnego do ogłoszenia w tym temacie, nie komentujemy plotek. Mogę jedynie przyznać, że testowaliśmy taki model płatnych kanałów na wybranej grupie użytkowników w Stanach Zjednoczonych, ale na razie nie ma konkretnych planów wprowadzania go.
Jakie są wyniki testu? Ludzie chętnie płacili?
Płatne treści nie są dziś głównym kierunkiem rozwoju YouTube’a. Model biznesowy opiera się na reklamie i darmowym dostępnie do różnego rodzaju treści – od amatorskich po profesjonalne – na możliwie jak największej liczbie urządzeń, czy to kolejnym smartfonie, tablecie czy połączonym z internetem telewizorze. Niektórzy twórcy uważają jednak, że płatny model subskrypcyjny byłby dla nich korzystny jako dodatkowe źródło przychodów obok reklam. Stąd takie inicjatywy, jak na przykład uruchomiona w Wielkiej Brytanii cyfrowa wypożyczalnia.
Czyli nie myślicie o płatnych treściach po to, by przyciągnąć tradycyjne telewizje, które obecnie w podobnym modelu zarabiają pieniądze, udostępniając swoją ofertę za pośrednictwem kablówek i platform satelitarnych?
Jeśli chodzi o nadawców TV, to nie jest to główny kierunek, w jakim rozwija się YouTube. Zależy nam na każdym producencie treści, ale klasyczne treści telewizyjne nie sprawdzają się na YouTube tak dobrze, jak tworzone przez użytkowników bezpośrednio na potrzeby internetu. Dlatego tradycyjni nadawcy to zdecydowana mniejszość na YouTube. Jest wiele wartościowych treści, które powstają bez udziału telewizji, choćby kanały takie, jak polskie polimaty czy polskie kabarety, a na Zachodzie to spore przedsięwzięcia, np. kanał You Generation, uruchomiony przez firmę telewizyjnej gwiazdy Simona Cowella Syco Entertainment. Są też przykłady kanałów na YouTube, które na tyle się rozwinęły oddolnie, że potem telewizje zaczynały je kupować, aby być obecnym w serwisie.

Patrick Walker: Nasz model biznesowy opiera się na reklamie i darmowym dostępie do różnego rodzaju treści

Nie brakuje jednak spekulacji, że mimo to staracie się namawiać tradycyjnych nadawców, by udostępniali za waszym pośrednictwem swoje programy. Ale opór jest ogromny, bo YouTube postrzegany jest jako zagrożenie dla ich modelu biznesowego.
Siedem lat temu nikt nas nie traktował poważnie, a teraz na całym świecie z YouTube korzysta miliard użytkowników. YouTube miał wtedy zaledwie cztery globalne partnerstwa z producentami treści, teraz takich partnerstw z firmami medialnymi są tysiące, czy to międzynarodowymi, czy to głównymi graczami na lokalnych rynkach. I ta liczba stale rośnie. Nie widzę od tego odwrotu, bo nadawcy dostrzegają korzyści: sami decydują, co chcą udostępniać, mogą powiększyć widownię, dotrzeć do młodszych widzów
W Polsce TVN czy Polsat wolały uruchomić własne aplikacje, za pomocą których oferują swoje programy w sieci.
I dobrze. To daje ludziom wybór. Także w Polsce mamy już setki partnerstw z różnego rodzaju twórcami. Na przykład festiwalami muzycznymi na czele z Heineken Open’er. Zakres treści oferowanych na YouTube jest bardzo szeroki, wiele wartościowych propozycji z powodzeniem rozwija się na YouTube bez udziału klasycznych telewizji. Zresztą podobną dyskusję, co w Polsce, toczyliśmy pięć lat temu z nadawcami w Wielkiej Brytanii. Dziś mamy to już za sobą, a większość z nich jest obecna na YouTube, ma tam swój kanał i udostępnia za jego pośrednictwem, co chce. Co ważne, YouTube jest platformą, za pomocą której nadawać może każdy – czy to amator, czy to profesjonalny nadawca – wszystkich zaś traktujemy równo, jeśli chodzi o dostęp do technologii, narzędzi i przychodów z reklam.
Czyli nie potrzebujecie lokalnych nadawców i ich treści?
Powiem tak: zależy nam na każdym nadawcy, ponieważ pozwala to wzbogacić ofertę YouTube. Ale to, że nie wszyscy jeszcze się na to zdecydowali – prawdę powiedziawszy – nie spędza nam specjalnie snu z powiek. Będzie wspaniale, jeśli dołączą. Ale nie potrzebujemy ich, by YouTube odniósł sukces.