Przełomowa ustawa, która obecnie przechodzi przez niemiecką maszynę prawodawczą, może poważnie zaszkodzić internetowym agregatorom treści, a przede wszystkim amerykańskiemu gigantowi Google. Słuszna walka w obronie praw autorskich czy kolejny prawny absurd?

Wyimek czy już streszczenie? To, w jaki sposób niemieckie sądy interpretować będą status treści zamieszczanych w agregatorze Google News, może zadecydować o przyszłości tej usługi. Najwięksi niemieccy wydawcy prasy nie cofną się przed niczym, aby maksymalnie skomplikować życie internetowemu gigantowi. Ma im w tym pomóc nowa ustawa o prawach autorskich, która 1 marca została przyjęta przez Bundestag, a wkrótce trafi do wyższej izby parlamentu.

Jeszcze niedawno wydawało się, że Google nie będzie miał problemu z obronieniem się przed atakami niemieckich wydawców. W projekcie ustawy o prawach autorskich pojawił się bowiem zapis gwarantujący, że cytowanie „pojedynczych słów lub krótkich fragmentów” tekstów prasowych nie będzie związane z ponoszeniem dodatkowych opłat. Sęk w tym, że ten fragment ustawy można interpretować na kilka sposobów, a prawnicy koncernu Axel Springer zrobią wszystko, aby zwyciężyła interpretacja, która maksymalnie utrudni Google’owi życie.

Google argumentuje: nasza usługa jest korzystna dla wydawców prasy, gdyż zachęca do odwiedzania ich serwisów i korzystania z zamieszczanych tam treści. Dla wydawców takich, jak Axel Springer sprawa nie jest jednak tak oczywista. Owszem Google generuje im określony ruch na stronie, ale w tym samym momencie walczy z nimi o wpływy z reklam.

Aby zwiększyć swoje notowania, Google zwrócił się bezpośrednio do niemieckiej opinii publicznej poprzez kampanię reklamową „Chroń swoją sieć”. Internetowy gigant stara się również przedstawić działania podjęte przez wydawców niemieckiej prasy jako zagrożenie podobnej rangi, co niesławny projekt ACTA.

Usługa Google News przysporzyła już gigantowi problemów w innych krajach europejskich (m.in. w Belgii i Francji). W większości przypadków konflikt udało się jednak załagodzić bez uciekania się do „walki na noże”.