Być może nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, ale na naszych oczach rozgrywa się właśnie bitwa, której wynik na długie lata zdefiniuje przyszłość branży nowych technologii. Tym razem po obu stronach stanęli dwaj godni siebie rywale: Google i Apple – i żaden z nich nie ma zamiaru skapitulować.

Pierwsza wielka technologiczna bitwa rozegrała się w latach 90. W szranki stanęły ze sobą dwie przeglądarki – Internet Explorer i Netscape Communicator. Zwycięzca mógł być tylko jeden, a po przegranym nie ma już dzisiaj śladu. Do następnego starcia doszło na początku XXI wieku. Wtedy też rodzący się dopiero gigant Google stanął naprzeciw Yahoo w wielkiej wojnie wyszukiwarek. Zwycięstwo Google’a było bezdyskusyjne, a Yahoo został zepchnięty na margines.

Dziś jesteśmy świadkami trzeciej technologicznej bitwy. Jednak tym razem ma ona zdecydowanie szerszy zakres. Napisać, że Google i Apple rywalizują ze sobą na polu mobilnych systemów operacyjnych, to nie napisać nic. Zarówno rywalizacja pomiędzy iOS-em a Androidem, jak i technologiczne gadżety tworzone przez obydwie firmy są tylko tłem, które czasem przysłania nam sedno tej rywalizacji.

Chodzi o coś więcej. Chodzi o zajęcie pozycji na technologicznym szczycie. O wyznaczanie standardów i dyktowanie warunków konkurencji. Mówiąc krótko – chodzi o władzę, której zarówno Google, jak i Apple pragną bardziej niż czegokolwiek innego. Zanim więc bitwa wkroczy w decydujący etap, warto bliżej przyjrzeć się strategii dwóch wielkich rywali.

Liderzy

Śmierć Steve’a Jobsa w październiku 2011 roku bez wątpienia zamknęła pewien rozdział w historii giganta z Cupertino. Firma straciła nie tylko swojego wieloletniego CEO, ale również wielkiego wizjonera, który za życia mógł o sobie mówić: „Apple to ja!”. W jeszcze trudniejszej sytuacji niż sama firma znalazł się jej nowy sternik Tim Cook. Od samego początku musiał mierzyć się z legendą Jobsa i – póki co – wciąż nie może wyjść z jego cienia. Cook z pewnością jest świetnym administratorem (kiepskiemu nikt nie powierzyłby przecież pieczy nad najdroższa marką na świecie), ale nie jest genialnym wizjonerem. Osierocony gigant z Cupertino jeszcze przez jakiś czas będzie więc poszukiwał swojej nowej tożsamości.

Redaktor naczelny serwisu Spider’s Web Przemysław Pająk podkreśla, że 2013 roku może zadecydować o przyszłości Apple’a:

„Apple jest unikalną firmą na rynku technologii, która oceniana jest nie pod kątem wyników finansowych, ale magii, którą dostarcza na rynek. Ostatnim magicznym produktem Apple’a był iPad z 2010 r. Trzyletni cykl produkowania kolejnych magicznych produktów przez amerykańską firmę wymaga, aby w tym roku pojawiła się na rynku kompletnie nowa kategoria produktów. To, czy rzeczywiście tak się stanie i to, czy rynek oceni to na kolejny magiczny produkt od Apple’a będzie determinowało to, w jaki sposób będziemy postrzegać Tima Cooka, CEO Apple’a”.

W przypadku Google’a przyszłość jest zdecydowanie bardziej przewidywalna. Larry Page i Sergey Brin postanowili nie wchodzić sobie dłużej w drogę. Pierwszy z nich stanął na czele firmy i sprawdza się w tej roli całkiem nieźle, o czym świadczą rekordowe ceny akcji Google’a.

Drugi zajmuje się obecnie projektami innowacyjnymi, a jego oczkiem w głowie stał się projekt mobilnych okularów Glass, który ma być wielkim atutem Google’a w rywalizacji z Apple. Pomocą służy im również Eric Schmidt były członek zarządu Apple’a, a obecnie dyrektor generalny w Google. Ta trójka gwarantuje, że na długie lata możemy być spokojni o przyszłość firmy.

Strategia

Warto raz jeszcze podkreślić, że starcie pomiędzy Google i Apple to coś więcej niż rywalizacja pomiędzy dwoma najpopularniejszymi mobilnymi systemami operacyjnymi. To przede wszystkim walka dwóch fundamentalnie różnych modeli biznesowych. Apple prezentuje model zamknięty. Firma posiada pełną kontrolę nad swoimi produktami – od produkcji iPhone’a, poprzez zamknięty system operacyjny iOS, a skończywszy na modelu współpracy z deweloperami. Każda z aplikacji przed pojawieniem się w AppStore musi przejść szczegółową weryfikację.

Nie ma tu miejsca na dowolność. Apple nigdy nie udostępnia kodu źródłowego swojego systemu operacyjnego. Nigdy również nie zdecyduje się na nawiązanie współpracy z zewnętrznymi producentami smartfonów. Strategia Google’a stanowi kompletne przeciwieństwo. Firma „oddała” kontrolę nad Androidem tysiącom deweloperów, a flagowe smartfony tworzy we współpracy ze swoimi partnerami – przede wszystkim Samsungiem.

Co ciekawe, obie strategie przynoszą skutek. Apple na sprzedaży iPhone’a zarabia nawet 1 miliard dolarów miesięcznie, a samo urządzenie na lata wyznaczyło standard na rynku smartfonów. Google nie generuje tak wielkich zysków ze sprzedaży telefonów z systemem Android. Jednak sam fakt, że w ciągu pięciu lat przeglądarkowemu gigantowi udało się stworzyć najpopularniejszy mobilny system operacyjny na świecie, jest godny odnotowania.

Google nie boi się również kopiować dobrych i sprawdzonych pomysłów Apple’a. Ostatnio w Internecie pojawiły się plotki o powstaniu sieci markowych sklepów Google Store, co w jasny sposób nawiązuje do luksusowych sklepów iStore, które są jednym ze znaków rozpoznawczych firmy z Cupertino. Firma z Mountain View – wzorem Apple’a – rozpoczęła również produkcję swoich markowych telefonów Nexus 4 oraz tabletów Nexus 7 i Nexus 10.

Producent iPhone’a na kopiowaniu rozwiązań Google’a wyszedł natomiast zdecydowanie gorzej. Apple Maps okazały się kompletną porażką i jeszcze przez długie lata będą plamą na honorze firmy. Z pewnością Timowi Cookowi jeszcze trudniej jest pogodzić się z faktem, że użytkownicy iPhone’a korzystają obecnie z map przygotowanych przez największego rywala. To mniej więcej tak, jakby Nike zlecił przygotowanie wkładek do swoich sportowych butów Adidasowi.



Patentowe wojny?

Apple od lat gromadzi przeróżne – czasem dość dziwaczne – patenty (np. patent na animację ilustrującą przewracanie kartek). Jednym z efektów tej strategii było spektakularne zwycięstwo w wielkiej patentowej wojnie z Samsungiem. W sierpniu 2012 roku zapadł wyrok, na mocy którego koreańska firma została zmuszona do wypłacenia ponad 1 miliarda dolarów za „celowe naruszenie kodu marki Apple”.

W obawie o powtórzenie się tej historii, Google postanowił zabezpieczyć się przed ewentualnym atakiem ze strony rywala. W 2011 roku właściciel największej przeglądarki na świecie za 12,5 miliardów dolarów wykupił Motorolę Mobility, wraz z prawem do 17 tysięcy mobilnych patentów.

„Google przejął Motorolę właśnie po to, aby zyskać oręże prawne w postaci kilku tysięcy patentów na rozwiązania mobilne. W ten sposób chce się bronić przed Apple’m, który po kolei skarży kolejnych producentów urządzeń z systemem Android. Obie strony dysponują dziś potężnym arsenałem niekiedy absurdalnych patentów. Do tego dochodzą starzy liderzy rynku, tj. Nokia czy BlackBerry, którzy również nie rezygnują z walki o miliardowe odszkodowania za użycie zastrzeżonych przez nich dawno temu rozwiązań” – kontynuuje Pająk.

Obecnie, zarówno Larry Page, jak i Tim Cook zapewniają, że nie szykują się do żadnej patentowej wojny. CEO Apple’a podkreśla jednak, że choć nie interesują go wizyty w sądach, to jednak jego zadaniem jest dbanie o firmę i jej wynalazki.

Rynek prawdę ci powie

W ostatnich miesiącach Tim Cook prawdopodobnie usunął z ulubionych stron adresy najważniejszych serwisów giełdowych. Jeszcze w październiku 2012 roku akcje jego firmy osiągnęły rekordową wartość 705 dolarów, by w ciągu następnych kilku miesięcy spaść o ponad 40 proc. Obecnie wyceniane są na 432 dolary, z lekką tendencją zwyżkową.

Kolejny cios spadł na firmę z Cupertino 15 stycznia br. To właśnie tego dnia, Apple stracił miano najbardziej wartościowej firmy na świecie na rzecz chińskiego koncernu Exxon.

W tym samym czasie, kiedy gigant z Cupertino spadał po równi pochyłej, Google rozpoczął swoją wędrówkę na giełdowy szczyt. Tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy, akcje przeglądarkowego giganta wzrosły o ponad 17 proc., a na początku marca osiągnęły rekordową wartość 840 dolarów.

Nie ma wątpliwości, że aby wrócić na właściwe tory, Apple musi wysłać inwestorom wyraźny sygnał, który przekona ich, że nawet bez Steve’a Jobsa u steru firma wciąż pozostaje technologicznym gigantem, w którego DNA jest wpisany sukces. Tym sygnałem może być na przykład…

…nowy gadżet

Przez lata Apple stał się ekspertem w tworzeniu produktów, które w jakiś niedookreślony sposób wytwarzały w konsumentach potrzebę ich posiadania. Było tak zarówno w przypadku iPoda, iPhone’a, jak i iPada. Czy tak samo będzie w przypadku iWatcha, nad którym już dziś intensywnie pracuje grupa ponad 100 projektantów. Nie ma wątpliwości, że iWatch jest dla giganta z Cupertino wielką szansą. Eksperci oceniają, że na zegarku z „nadgryzionym jabłkiem” firma może wzbogacić się nawet o 6 miliardów dolarów. Bardziej niż o pieniądze chodzi tu jednak o wspomniany już sygnał wysłany w kierunku inwestorów. Sukces iWatcha będzie oznaczał dla Apple’a nadejście nowej ery. Ewentualna porażka – może ostatecznie pogrążyć firmę w przeciętności.

Google natomiast spokojnie przygląda się ruchom największego rywala i w każdej chwili jest gotowy na podjęcie „gadżetowej wojny”. Pracę nad projektem Glass są praktycznie zakończone, a premiery mobilnych okularów możemy spodziewać się w ciągu najbliższych miesięcy.
W najbliższych miesiącach czeka nas więc niezwykle emocjonująca rywalizacja. Z jednej strony podnoszący się z desek gigant z Cupertino. Z drugiej – będący w świetnej formie Google. Larry Page musi jednak pamiętać, że Apple może powstać z kolan szybciej niż ktokolwiek z nas przypuszcza. A wtedy znów upomni się o swoje miejsce w technologicznym panteonie.

„Obaj gracze: Google i Apple już dziś są wygranymi – ten pierwszy jest obecny na ok. 65 proc. wszystkich nowoczesnych urządzeniach komputerowych na rynku, a drugi zbiera ok. 65 proc. wszystkich zysków z branży. Wydaje się, że obie firmy będą dążyły do utrzymania swoich strategicznych pozycji” – podsumowuje Przemysław Pająk.