Związek Banków Niemieckich (ZBN) zaproponował cyfrową wersję euro. Jeśli to się uda, może zyskać Unia, a najwięcej sami Niemcy. To obrona przed facebookową librą i walka o utrzymanie wpływów banków centralnych.
Analiza niemieckich bankowców, w której nakreślono wizję wirtualnej waluty, jasno definiuje przyczyny, dla których powinna ona powstać. Jej autorzy przyznają wprost, że chodzi o powstrzymanie potencjalnej hegemonii zapowiedzianej przez Facebooka wirtualnej waluty libra. Projekt pilotowany przez firmę Marka Zuckerberga nie ujrzał jeszcze światła dziennego. – Prywatna globalna waluta cyfrowa konkurująca z oficjalnymi kluczowymi walutami światowej gospodarki nie rozwiązałaby żadnych problemów. Zamiast tego bardzo prawdopodobne byłoby zaostrzenie konfliktu gospodarczego – czytamy w publikacji ZBN.
Niemcy proponują państwową alternatywę dla inicjatywy technologicznego potentata – rozliczaną z wykorzystaniem technologii blockchain i inteligentnych umów. Byłyby one zawierane przez strony bez dodatkowych pośredników. Wywiązywanie się ze zobowiązań byłoby sprawdzane automatycznie. W przeciwieństwie do istniejących kryptowalut niemiecki projekt umożliwiałby pełną identyfikację podmiotu dokonującego płatności – byłby więc przydatny w rozliczeniach podatkowych przy jednoczesnym błyskawicznym przesyle informacji.
Propozycja to kolejny krok na drodze do uniezależnienia od cyfrowych gigantów z Ameryki i Chin. Przedstawiciele rządu w Berlinie już wcześniej dawali do zrozumienia, że chcą stworzyć własną „chmurę krajową”, bez współpracy ze specjalizującymi się w tego typu usługach firmami jak Google, Microsoft czy Amazon.
– Europejska gospodarka pilnie potrzebuje infrastruktury zapewniającej suwerenność danych – mówił niemiecki minister gospodarki Peter Altmaier popierany przez swojego odpowiednika w rządzie Francji, Bruno Le Maire’a.
W podobne tony uderza teraz prezes ZBN Andreas Krautscheid. – Naszym zdaniem wprowadzenie cyfrowej waluty do obiegu nie może być zadaniem prywatnej firmy nastawionej na zysk. W czasach kryzysu gospodarczego narzędzia banku centralnego, takie jak kurs walutowy lub stopa procentowa, straciłyby swoją skuteczność – mówił.
– Taki postulat uwiarygadnia blockchain i wskazuje, że wbrew niektórym opiniom to rozwiązanie nie jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa klientów – ocenia dr Artur Bartoszewicz, ekonomista Szkoły Głównej Handlowej. Ale wskazuje też zagrożenia dla innych krajów unii walutowej. – Warunki stworzenia strefy euro zostały podporządkowane niemieckiej gospodarce. EBC został zbudowany na kształt wcześniej funkcjonującego tamtejszego banku centralnego – zauważa Bartoszewicz. Dziś podobna sytuacja mogłaby dotyczyć wirtualnej waluty. – Ten, kto uruchamia taki projekt, ma największe zdolności do kształtowania swoich zasad. Jeśli się to uda, Niemcy wygrają dla siebie kolejne 50 lat dynamicznego rozwoju – prognozuje naukowiec.
Czy „euro 2.0” powinno skłaniać do wejścia do unii walutowej takie kraje jak Polska? – Na pewno pojawi się wiele osób, które będą mówić, że w obliczu takich zmian musimy szybko przyjąć euro, bo inaczej nigdy nie dogonimy Zachodu. To jednak argument nie merytoryczny, lecz emocjonalny. Niemcy dzięki temu obniżą własne koszty funkcjonowania strefy, które rozłożą się na nowych członków. Wchodzenie do euro nie musi być niezbędne – ocenia Bartoszewicz.
Dlatego zdaniem ekspertów warto otworzyć debatę dotyczącą uruchomienia e-złotego. – To batalia o utrzymanie wpływów banków centralnych. Jeśli inne kraje o tym myślą i tworzą nowe rozwiązania, to my także powinniśmy to robić – ocenia Paweł Widawski, prezes fundacji Fintech Poland.
– Budowanie społecznego lęku do technologii przez NBP nie jest dobrym podejściem. Lepiej myśleć nad narzędziem, które będzie można kontrolować i rywalizować nim z innymi – dodaje Artur Bartoszewicz.