Ciemne chmury gromadzą się nad FinTechami. Wirtualna próżnia, w której działały firmy oferujące technologie finansowe zaczyna podlegać coraz to nowym regulacjom. Ale czy na pewno to początek końca Financial Technologies?

Chociaż niektórzy o FinTechach słyszą od niedawna (albo jeszcze nie słyszeli), koncepcja ta istniała na dobre przed krachem z roku… 1973. Pojęcie Financial Technologies jest naprawdę szerokie. Korzystamy z tej technologii zarówno płacąc zbliżeniowo w sklepie, jak i zamawiając produkty przez Internet, używając bankowych aplikacji mobilnych czy po prostu wyjmując pieniądze z bankomatu.

Historia FinTechów sięga lat 50. XX wieku kiedy wprowadzono pierwsze karty kredytowe, a dekadę później zaczęto eksperymentować z bankomatami. Financial Technologies wdarły się także szturmem na giełdę, rozpowszechniając transakcje elektroniczne. Mimo to, o FinTechach zrobiło się głośniej dopiero po krachu z 2008 roku. Podczas gdy wielkie instytucje finansowe musiały dostosować się do nowych, bardziej restrykcyjnych regulacji, na rynku pojawili się mniejsi i bardziej elastyczni gracze, którzy wypełnili powstałą w wyniku kryzysu próżnię.

Nic dziwnego, firmy zajmujące się rozwojem technologii dla sektora finansowego odnotowały niezwykły wzrost zainteresowania swoimi usługami. W porównaniu do banków, stworzyły bardziej przystępną i spersonalizowaną ofertę, dostępną dla większego grona odbiorców. Inwestycje w FinTech wzrosły ponad dziesięciokrotnie w ciągu pięciu lat, sięgając 19 miliardów dolarów w 2015 roku, jak wynika z raportu Citigroup. Jednak ta szeroko rozumiana branża obejmująca zarówno płatności mobilne, jak i kryptowaluty, stanowi niemałe wyzwanie dla regulatorów, którzy wciąż poszukują sposobu, aby ją skutecznie nadzorować.

Bankowa broń we Frankfurcie

Rosnące wpływy sektora FinTech także nie umknęły uwadze Europejskiego Banku Centralnemu (EBC). Bank opublikował roboczy dokument dotyczący wymogów licencyjnych, jakie miałyby objąć tę innowacyjną branżę. Jest to preludium do wprowadzenia określonych procedur dla nowych graczy, którzy dotychczas nie podlegali tym samym regulacjom co tradycyjne banki. Firmy FinTech starające się o licencję bankową będą musiały nie tylko spełnić te same wymagania co inni kandydaci, ale będą podlegały dodatkowemu nadzorowi. Kontroli miałyby być poddane obszary związane poniekąd z przewagą FinTechów- EBC zamierza sprawdzić, m.in. sposób zabezpieczeń przed cyberatakami, kompetencje IT kadry menedżerskiej oraz strukturę procesu kredytowania. Jako że banki fintechowe są zazwyczaj start-upami, inwestorzy powinni być gotowi zapewnić środki przez pierwsze 3 lata działalności.

Dla przedsiębiorstw w początkowej fazie rozwoju może oznaczać to większe bariery wejścia, wyższe koszty operacyjne, a nawet problemy z pozyskaniem funduszy. Chociaż regulacje obejmą wyłącznie strefę euro, to dla polskich start-upów finansowych powinny być one równie ważne co unijna dyrektywa PSD2 zwiększająca rolę płatności mobilnych i tzw. operatorów trzecich. Polskie FinTechy bowiem zazwyczaj zaczynały ekspansję zagraniczną od Wielkiej Brytanii, lecz w obliczu Brexitu muszą szukać nowych rynków.

W świetle wspomnianych propozycji EBC, nowi gracze powinni spełnić dodatkowe wymagania kapitałowe i płynnościowe. Frankfurcki regulator argumentuje, że są oni narażeni na szczególne ryzyko, które wynika ze specyfiki ich działalności. Firmy FinTech bazują bowiem na klientach aktywnie poszukujących najlepszych ofert online, co wpływa na mniejszą stabilność ich depozytów (klienci mogą przenieść bez problemu środki do instytucji oferujących wyższe oprocentowanie). Większy wymóg kapitałowy miałby być z kolei zabezpieczeniem przed stratami, jakie mogą ponieść firmy w związku z tym, że wkraczają z na dojrzały rynek, na którym będą musiały prowadzić agresywną strategię cenową i poszukiwać niszy dla swoich niewypróbowanych produktów.

Mimo to, oficjalnie większość firm z sektora FinTech nie będzie potrzebowało licencji. Chociaż EBC zostawia sobie furtkę do działania, twierdząc, że regulacje nie obejmą wyłącznie tych, których skala działania jest ograniczona i tych, którzy nie udzielają pożyczek ze środków zgromadzonych w depozytach. Innymi słowy, nowe przepisy będą dotyczyły wszystkich pożyczkodawców, którzy „opierają swój model biznesowy na innowacyjnej technologii”. Niektórzy zaliczają do nich także niebankowe firmy finansowe, takie jak operatorzy płatności. Tym samym, propozycje Europejskiego Banku obejmą decydującą część nowych podmiotów na rynku finansowym.

Bank Centralny prowadzi konsultacje do 2 listopada. Do tego czasu, pozostaje nam czekać z oceną. Bez wątpienia, niektórzy więksi gracze czekają niecierpliwie na licencję, która byłaby przepustką do dalszej ekspansji. Dzięki nowym przepisom firmy FinTech stałyby się równorzędnym podmiotem dla banków, prowadząc do większej konkurencji na tym rynku. Czy próba uregulowania fintechowego „Dzikiego Zachodu” okaże się sukcesem? Zobaczymy.

Przyszłość FinTechów w Wielkiej Brytanii, a sprawa polska

Podczas gdy na kontynencie branża obserwuje z mniejszym bądź większym zainteresowaniem propozycje regulatorów, na Wyspach ma prawdziwe powody do zmartwień. Wizja Brexitu ostudziła bowiem nastroje wśród firm zajmujących się technologią finansową. Niektóre z nich celowo omijają Wielką Brytanię do czasu, aż sytuacja się wyklaruje. Przykładem jest chociażby największy francuski pożyczkodawca społecznościowy, Younited Credit. Przedsiębiorstwo ostatnio zebrało 40 milionów Euro, aby rozpocząć ekspansję na kolejnych siedmiu europejskich rynkach i opóźnić swój debiut w Zjednoczonym Królestwie. Dla większości finansowych firm, Wielka Brytania stała się więc „wielkim znakiem zapytania”. Ryzyko związane ze spadkiem wartości funta i wzrostem bezrobocia, skutecznie zniechęca inwestorów pokroju Younited Credit, dla których chaotyczny Brexit oznaczałby więcej zagrożonych pożyczek. Przedsiębiorcy obawiają się także, że po marcu 2019 roku (kiedy Wielka Brytania opuści formalnie Wspólnotę) firmy z siedzibą w UK nie będą mogły obsługiwać europejskich klientów.

Mimo problemów, brytyjski rynek pożyczkowy jest nadal największym rynkiem w Europie, dwukrotnie większym niż niemiecki. Był to jeden z powodów, dla których polskie FinTechy zaczęły swoją ekspansję zagraniczną właśnie od Zjednoczonego Królestwa. Niektóre z nich, przeniosły nawet siedzibę znad Wisły nad Tamizę, czerpiąc korzyści z regulacji sprzyjających branży. Jedną z firm jest Billon, którą do Londynu przyciągnęło, m.in. przyjazne środowisko testowe pozwalające działać firmom fintechowym na licencji i sprawdzić swoje usługi na rynku. Chociaż przedsiębiorstwo ma siedzibę w Londynie, a zaplecze technologiczne w Polsce, to nie obawia się Brexitu. Prezes firmy w wywiadzie dla Financial Times przyznał, że nie wierzy, aby to wydarzenie miało wpływ na działalność Billona.

Nie każdy polski FinTech podziela jednak optymizm Billona. MyDocSafe, również z siedzibą w Wielkiej Brytanii, tworzący narzędzia ułatwiające podpisywanie dokumentów bankowych, w rozmowie z Financial Times, nie kryje obaw przed Brexitem. Jeśli regulacje w Wielkiej Brytanii będą znacząco się różnić od prawodawstwa na Starym Kontynencie, prezes firmy przewiduje przeniesienie siedziby do innego kraju. Jest to jednak najgorszy scenariusz. FinTechy martwią się przede wszystkim ograniczeniami w przepływie osób, które miałyby na mobilność i elastyczność firmy. Na razie wyczekują z niepokojem kolejnych decyzji Komisji Europejskiej. Niektórzy jak polski Finanteq, twierdzą wręcz, że Brexit stwarza szansę dla polskiej branży. Firmy FinTech liczą bowiem na to, że instytucje finansowe przeniosą część oddziałów nad Wisłę, dzięki czemu będzie można nawiązać dłuższą współpracę.

Technologiczni giganci na horyzoncie

Dynamiczny rozwój FinTechów po 2008 roku bez wątpienia zmienił sytuację na rynku finansowym. Coraz więcej klientów zaczęło decydować się na usługi finansowe oferowane przez firmy technologiczne. Co trzeci badany przez Mulesoft w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Holandii przyznał, że mógłby przenieść konto do banku fintechowego. Mimo to, te niewielkie firmy, ze względu na dużą konkurencję, nie raz mają problem ze zwiększeniem skali działania. Niektóre z nich decydują się więc na współpracę z bankami.

Jednak coraz większą rolę na rynku finansowym zaczyna odgrywać tzw. GAFA (Google, Amazon, Facebook, Apple). Według tegorocznego raportu World Economic Forum, to właśnie technologiczni giganci będą stanowić największe zagrożenie zarówno dla banków jak i samej branży FinTech. Firmy pokroju Amazona i Google’a posiadają niezbędne technologie, które pozwalają osiągnąć przewagę konkurencyjną w świecie finansów. Dokładnie chodzi o trzy technologie - chmurę obliczeniową, sztuczną inteligencję czy Big Data - rozwijane właśnie na większą skalę przez te korporacje. Z tego względu, instytucje finansowe coraz częściej decydują się na usługi oferowane przez potentatów z Doliny Krzemowej. Przykładowo, Amazon Web Services (AWS) obsługuje m.in. Nasdaq, Bankinter, Capital One czy Aon.

Jednak czy technologiczni giganci zamierzają przejąć kompetencje banków? Na razie nie wiadomo. Chociaż warto podkreślić, że korporacje z Doliny Krzemowej stawiają już na tym rynku pierwsze kroki. Amazon za pośrednictwem swojej platformy udzielającej pożyczki zarobił od 2011 roku 3 miliardy dolarów. Natomiast, Apple wprowadzając ApplePay w 2014 roku zapoczątkował rozwój płatności mobilnych.

Czy branża FinTech jest więc gotowa na konkurencję ze strony technologicznych gigantów? Na razie branża (przynajmniej na Starym Kontynencie) stara się mocniej zaznaczyć swoją obecność w sektorze, korzystając z dyrektywy PSD2, która zwiększyła rolę płatności mobilnych. Tymczasem banki nie pozostają dłużne i kontynuują flirt z korporacjami z Doliny Krzemowej. Paradoksalnie, pojawienie się zagrożenia ze strony GAFY mogłoby zmusić firmy FinTech i banki do współpracy, co bez wątpienia wpłynęłoby pozytywnie na innowacyjność rynku finansowego.

Paulina Jagielska