Na włączeniu lokali z drugiej ręki do programu Mieszkanie dla Młodych najbardziej zyskają nabywcy w małych i średnich miastach. W metropoliach używane mieszkania są za drogie w stosunku do limitów
Prace nad zmianami w rządowym programie dopłat do kredytów Mieszkanie dla Młodych nabierają tempa. Projektem nowelizacji ustawy o pomocy państwa w nabyciu pierwszego mieszkania przez młodych ludzi dziś zajmą się sejmowe komisje: infrastruktury i finansów publicznych. Kluczowa kwestia, która może zostać rozstrzygnięta, to sposób, w jaki MdM będzie działał na wtórnym rynku.
Specjalna sejmowa podkomisja zaproponowała, aby limity cenowe w tym segmencie wynosiły 90 proc. wskaźnika kosztu odtworzenia 1 mkw. powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych w danej gminie. Z kolei Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju uważa, że limit powinien wynosić 80 proc. Taki poziom miałby zapobiegać m.in. podciąganiu cen na rynku wtórnym w razie większego wzrostu popytu na takie lokale.
Niezależnie od tego, który limit ostatecznie będzie obowiązywał, wiele wskazuje, że na największych rynkach mieszkaniowych wybór lokali z drugiej ręki w ramach MdM będzie minimalny. Według wyliczeń agencji Metrohouse przy limicie na poziomie 90 proc. takie mieszkania stanowią obecnie w Warszawie i Krakowie tylko 2 proc. wszystkich ofert. W tych miastach hipotetyczny limit cenowy dla używanych mieszkań wynosiłby dziś odpowiednio 5,39 tys. zł i 4,18 tys. zł, czyli o ponad 20 i 30 proc. mniej, niż wyniosły średnie ceny transakcyjne metra kwadratowego w tych miastach na początku 2015 r.
– Za taką cenę można ewentualnie kupić w Krakowie mieszkanie w bardzo słabej lokalizacji w nieszczególnym standardzie i stanie technicznym. Ale do takiego lokalu trzeba będzie ciągle dokładać. I do utrzymania części wspólnych. Przy niższym wskaźniku sensownego mieszkania kupić się już raczej nie da – przyznaje Andrzej Piórecki, wiceprezes Małopolskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami.
Marek Kunicki z zarządu Warszawskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami wskazuje, że w stolicy rzadkością są oferty z cenami poniżej 6 tys. zł za 1 mkw., a propozycji poniżej 5 tys. nie ma wcale. – W większości ceny lokali z drugiej ręki w Warszawie wynoszą między 6 a 8 tys. zł za 1 mkw. Rynek wtórny w stolicy nie będzie tym, który pozwoli na lepsze wykorzystanie pieniędzy przeznaczonych na MdM – dodaje.
Źle wygląda też sytuacja we Wrocławiu, gdzie według szacunków Metrohuse mieszkania mieszczące się w ewentualnych limitach MdM stanowią 3 proc. oferty. W nieco lepszej sytuacji są mieszkańcy Gdańska, gdzie 7 proc. ofert spełniłoby kryteria cenowe dla rynku wtórnego, oraz Poznania – 18 proc. Mariusz Kania, prezes Metrohouse, wskazuje, że to zbyt mało, by program spotkał się z większym zainteresowaniem.
– Można spodziewać się, że zainteresowani dopłatami w największych miastach będą musieli wybierać spośród mieszkań w blokowiskach z wielkiej płyty, lokali do remontu i w gorszych lokalizacjach. W tej sytuacji deweloperzy nie powinni spodziewać się zbytniej konkurencji ze strony ofert z rynku wtórnego – ocenia.
Znacznie lepiej wygląda sytuacja w innych miastach. W Gorzowie Wielkopolskim aż 60 proc. mieszkań będących obecnie w sprzedaży kwalifikuje się do dopłat. W Olsztynie to 50 proc., w Łodzi 47 proc., w Zielonej Górze 44 proc., a w Katowicach 41 proc.
Home Broker i Domiporta.pl postanowiły sprawdzić, jak wygląda sytuacja poza miastami wojewódzkimi. I tak np. w Białogardzie, Lubartowie i Nowej Soli około połowy mieszkań wystawionych na sprzedaż mieści się w limicie. W Chojnicach, Grajewie i Żninie jest to już zdecydowana większość.
– Nie jest wykluczone, że w miejscowościach z dużą dostępnością MdM pojawi się pokusa podwyższania cen. Sądzę jednak, że będzie to ograniczone zjawisko. To często zbyt małe rynki, aby można było sobie pozwolić na większe ruchy cenowe – ocenia Marcin Krasoń z Home Brokera.