Trzeba zagęścić centra, zagospodarować wolną przestrzeń. Ustawić ławki, wyrugować samochody. Otworzyć małe sklepy – o swojej wizji city mówi Daniel Libeskind, architekt, twórca m.in. 1 World Trade Center w Nowym Jorku

Jan Gehl, duński architekt i urbanista, jeden z najsłynniejszych obecnie specjalistów od projektowania miast zgodnego z naturalnymi ludzkimi potrzebami, ocenia, że metropolie XX i XXI wieku zepsuły dwie rzeczy: modernizm i motoryzacja.

To prawda. Miasto powinno być najbardziej przyjaznym miejscem do życia człowieka. Właśnie on musi znajdować się w centrum poszczególnych projektów, bez względu na to, czy to budynki, place i parki, czy rozwiązania komunikacyjne. Siłą miasta jest jego charakter, a ten dostrzec można jedynie z poziomu chodnika, przyglądając się np. budynkom.
Trudno z poziomu ulicy dostrzec charakter takich miejsc jak zaprojektowana przez pana Złota 44? Po co w Warszawie taki żagiel kolos?
Warszawa, nawet cała Polska, potrzebuje nowego symbolu miasta, które jest najbardziej doświadczonym, sponiewieranym przez historię miejscem w Polsce, bo walczyła w 1944 roku i legła w gruzach. Potem na tych gruzach powstał wielki stempel zniewolenia, symbol sowieckiej dominacji – Pałac Kultury i Nauki. Mój budynek zaprojektowany dla miejsca, w którym stanął, ma szansę nie tylko zrównoważyć symbolikę PKiN, ale stać się nowym znakiem Warszawy.
To inwestycja komercyjna, nie publiczna, dla ludzi zamożnych. Trudny symbol.
Komercyjna tak, ale i publiczna. To najwyższy budynek mieszkalny w kraju, swego rodzaju ikona. Nikomu nie zabroni się utożsamiać go ze stolicą. Dla mnie, architekta urodzonego w 1946 r. w Łodzi, emigranta, który niemal całe życie spędził w USA, byłoby to największe wyróżnienie, niecodzienny honor.
PKiN był stemplem, ale Złota 44 też nim jest. Ma tylko inny charakter.
Warszawa jest miastem specyficznym. Jego problemem przez wiele lat był brak jasnych pomysłów na temat tego, jak powinno wyglądać nowe centrum. Ostatecznie praktyka pokazała, że przyszłość to budynki wysokie. To dobry kierunek. Ścisłe centra miast powinny mieć taki kształt, bo to odpowiedź na to, jakie funkcje miejskie będą potrzebne ludziom w najbliższych latach.
Inne niż dzisiaj?
Charakter miast będzie za 15–20 lat odmienny. Przede wszystkim widzę większą rolę obszaru city, jego zagęszczenie, zagospodarowanie wszystkich wolnych przestrzeni w centrach metropolii. Z racjonalnym, dokładnie przemyślanym promowaniem funkcji przyjaznych ludziom.
Wspomniany Gehl uważa, że miasta budowane dotąd projektowano dla słoni, a nie dla ludzi.
Stąd potrzeba przedefiniowania roli centrów. Dobra jakość budynków, tak niskich, jak i wysokich, tworzy wartość optyczną, ale faktem jest, że ogół mieszkańców miast nie ma z tych budynków wielkiego pożytku. Im potrzebne są wygodne deptaki i komfortowe place, ograniczenie ruchu samochodowego w centrach, a może nawet wyrugowanie aut, użytkowe partery z handlem, by można było zaopatrywać się tak jak kiedyś na ulicach handlowych, a nie w mallach rodem z Ameryki położonych poza centrami, kameralne i niedrogie restauracje, by wyrobić zwyczaj stołowania się na mieście. Kolejnym etapem jest promocja transportu publicznego i ruchu rowerowego.
Zagęszczanie centrów, o których wspomniałem, spowoduje, że miasta nie będą się już rozrastały terytorialnie. Będą wciąż aktywne ich satelity – podmiejskie sypialnie czy dzielnice willowe, ale z organizmem metropolii nie będą miały wiele wspólnego. Ludzie chcą jak najwięcej funkcji pod ręką, a ich największym nagromadzeniem będą cechować się centra, bo one w sposób naturalny są do tego stworzone.
Na palcach jednej ręki można dzisiaj policzyć inwestorów, którzy chcą tworzyć przestrzeń dla człowieka, a nie dla słonia.
To będzie się zmieniać. Przykłady mogą przyjść z USA, gdzie wiele lat temu zaczęto stawiać na detale uczłowieczające urbanistykę. W miejscach przejść dla pieszych obniżono krawężniki do minimum, tak aby nie trzeba było, wchodząc z ulicy na chodnik, przesadnie wysoko podnosić nogi i by zniwelować ryzyko potknięcia. Mogą przyjść ze Szwecji, gdzie projektuje się dużo ławek przy ulicach i na placach, czy z Włoch, gdzie stawia się krzesła w kawiarniach przodem do ulicy, by goście mogli oglądać teatrum mające miejsce kilka kroków dalej. W przeszłości architekci uwielbiali tworzyć dzieła, pomniki, nawet jeśli miały niewiele wspólnego z użytkowością. Tak było nie tylko za żelazną kurtyną przed 1989 r., gdzie z zasady dominować miały architektura wielkich gmaszysk i przerażających wielohektarowych placów. Tak było również w wolnym świecie, gdzie projektanci musieli liczyć się z realiami, ale również próbowali odciskać na przestrzeni swoje piętno. Dzisiaj architekci tworzą nawet trochę kosztem swoich ambicji, ale dla dobra wspólnoty, społeczności, która będzie stykać się regularnie z tym wytworem. To już dużo, stąd już blisko do architektury idealnej, czyli uczłowieczonej.