Zapaść notowań spółek budowlanych na warszawskiej giełdzie, która stała się medialnym wydarzeniem tego tygodnia, a która była następstwem kumulacji fatalnych informacji z rodzimego frontu inwestycji infrastrukturalnych, raczej nie okaże się niewiele znaczącym „wypadkiem przy pracy”. Może to być raczej zapowiedź gorszych czasów nie tylko dla szerokiego rynku akcji i inwestycji kapitałowych, ale być może także dla całej gospodarki – pisze Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.

Stracone złudzenia

Gdy pamiętnego kwietniowego dnia 2007 roku Polska została ogłoszona współorganizatorem Euro 2012, wydawało się, że przed rodzimą branżą budowlaną otwierają się epokowe perspektywy. Polska stanęła przed historyczną szansą oraz wyzwaniem budowy od podstaw stadionów, setek kilometrów dróg i autostrad, a także całego ogromu reszty brakującej infrastruktury. Trwająca w tamtym czasie już 4-ty rok z rzędu giełdowa hossa, zdawała się dla budowlanki nie mieć końca. Niestety zaliczyła go zaledwie kilka dni później. Czy ktokolwiek mógł jednak wówczas przypuszczać, że na niewiele ponad miesiąc przed pierwszym gwizdkiem Euro 2012 rodzima branża budowlana znajdzie się „na krawędzi”, a medialnym akcentem, podsumowującym 5-letni trud polskich budowlańców będzie wniosek o upadłość likwidacyjną Hydrobudowy Polska, notowanego na GPW branżowego potentata i głównego budowniczego Stadionu Narodowego? Niestety, tym razem wielkie nadzieje okazały się straconymi złudzeniami – uważa analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.

Koło zamachowe?

Najlepiej by było, gdyby truizm, określający branżę budowlaną mianem „koła zamachowego gospodarki”, tym razem nie znalazł potwierdzenia w rzeczywistości. W polskich warunkach gospodarczych trudno jest jednak na to liczyć. Wiosną 2003 roku to właśnie giełdowa budowlanka, odbijając od swego historycznego dna dała rynkowi wiarygodny sygnał do rozpoczęcia hossy, która w ciągu czterech lat pozwoliła akcjonariuszom spółek budowanych pomnożyć zainwestowany w nie kapitał, bagatela, 14-tokrotnie. Także wiosną 2007 roku indeks WIG-Budownictwo definitywnie zatrzymując swój gigantyczny wzrost pod koniec kwietnia, pierwszy dał sygnał końca hossy, która na szerokim rynku potrwała jeszcze 3 miesiące dłużej. Od tamtej chwili wartość tego wskaźnika zniżkowała o 85 procent (!), dzięki czemu giełdowa budowlanka ponownie zyskała miano samotnego lidera, tym razem giełdowej bessy. W tej sytuacji najważniejszą kwestią jest aktualność wyprzedzającego charakteru sygnałów płynących z tej grupy spółek dla szerokiego rynku akcji, a co za tym idzie dla koniunktury w całej krajowej gospodarce. Gdyby historia miała się powtórzyć, to ostatni silny spadek subindeksu sektora budowlanego byłby nie tylko zapowiedzią podobnego scenariusza dla głównych wskaźników koniunktury warszawskiej giełdy, ale także silnych perturbacji gospodarczych.

Ostrzeżenie dla deweloperów

Według Jędrzyńskiego silne powiązanie oraz wzajemna zależność branż budowlanej z deweloperską w polskich realiach gospodarczych jest rzeczą oczywistą. Firmy budowlane – twierdzi analityk portalu RynekPierwotny.com - o największej kapitalizacji to w kilku przypadkach jednocześnie potentaci branży deweloperskiej. Smutną ilustracją swoistej wspólnoty interesów obu grup przedsiębiorców jest też wyraźna korelacja giełdowych indeksów WIG-budow i WIG-dewel, które solidarnie w ubiegłym roku straciły po nieco ponad 50% swojej wartości. Czy więc ewentualna zapaść jednego sektora wymusi podobną reakcję drugiego? Obecnie nie ma żadnych podstaw do przewidywania takiego scenariusza. Obie grupy przedsiębiorstw borykają się obecnie z różnymi, niezależnymi od siebie problemami. Kłopoty szeregu firm budowlanych wynikają przede wszystkim z marnej jakości i rentowności kontraktów infrastrukturalnych, czy też wadliwych procedur przetargowych, które niedostatecznie zabezpieczały ich interesy, wpędzając w finansowe straty. Deweloperzy z kolei w ostatnich kwartałach osiągali nadspodziewanie dobre wyniki finansowe, które na jakiś czas zapewne będą dla nich swoistym wentylem bezpieczeństwa w wypadku pogorszenia sytuacji makroekonomicznej. Jednak i tę grupę przedsiębiorców czekają już w najbliższej przyszłości poważne wyzwania w postaci dostosowania działalności do nowych, trudnych przepisów ustawy deweloperskiej, czy też problem spodziewanego spadku efektywnego popytu na mieszkania przy wciąż rosnącej ich nadpodaży. Mimo wszystko jednak ostatnie wydarzenia dotyczące siostrzanej budowlanki powinny stać się dla deweloperów poważnym ostrzeżeniem przed możliwością wystąpienia nieoczekiwanych okoliczności rynkowych, których konsekwencją w skrajnych przypadkach może być nawet kwestia kontynuacji działalności.

Nadzieja umiera ostatnia

- Na dziś dzień za wcześnie jest jednak, by z dostateczną dozą prawdopodobieństwa ocenić, czy zarysowany w ostatnich dniach i tygodniach na wykresie indeksu WIG-budownictwo kolejny silny spadek jest tylko następnym etapem bessy kreującym wieloletnie okazje inwestycyjne, czy też może zapowiedzią głębokiej zapaści, której konsekwencją będzie długotrwała destrukcja jednego z podstawowych sektorów gospodarki. Póki co nie pozostaje nic innego, jak tylko nadzieja, że mamy do czynienia z pierwszym, znacznie bardziej optymistycznym wariantem – podsumowuje Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.