Nasze warunki mieszkaniowe poprawiają się, ale jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej. W ubiegłym roku 40,5 proc. Polaków zajmowało mieszkania przeludnione – wynika z najnowszych danych Eurostatu.
DGP
To o 0,2 pkt proc. mniej niż w roku poprzednim i aż o 10,3 pkt proc. mniej niż przed 10 laty. Ale mimo znaczącej poprawy, jaka zaszła w ciągu tej dekady, obecnie gorzej jest tylko w Rumunii, Bułgarii i na Łotwie. Ale tak samo jak my mieszkają Węgrzy. Daleko nam więc do średniej Wspólnoty, gdzie w za ciasnych mieszkaniach żyje tylko 17,5 proc. osób.
Według standardów Eurostatu zarówno małżeństwo bez dzieci, jak i single powinni mieć do dyspozycji co najmniej mieszkania dwupokojowe. Gdy pojawia się potomstwo, mieszkanie powinno być trzypokojowe, a gdy rodzina składa się z małżeństwa i trójki dzieci, to normą jest pięć pokoi. Jeśli lokal nie spełnia tych wymagań, uznawany jest za przeludniony.
Z danych unijnego biura statystycznego wynika również, że aż 9,8 proc. obywateli naszego kraju mieszka w bardzo złych warunkach mieszkaniowych. To wprawdzie o 8,3 pkt proc. mniej niż w 2008 r., ale nadal dużo, ponieważ odpowiedni wskaźnik dla Wspólnoty jest ponad dwukrotnie niższy. Pod tym względem gorzej niż w Polsce jest tylko w Rumunii, na Węgrzech, na Łotwie i w Bułgarii. Zgodnie z definicją Eurostatu poważna deprywacja mieszkaniowa ma miejsce, gdy mieszkanie jest przeludnione i jednocześnie ma przynajmniej jedną z trzech cech: brak łazienki/ prysznica i toalety, przeciekający dach, niedostateczne nasłonecznienie.
Obecny poziom krajów UE możemy osiągnąć w 2030 r. Stanie się tak, jeśli liczba mieszkań na 1 tys. mieszkańców wzrośnie z 376 do 435, czyli średniej UE. – Jest to możliwe, jeśli będziemy budować ok. 150 tys. mieszkań rocznie, czyli nawet mniej niż w ostatnich dwóch latach, i gdy liczba ludności naszego kraju spadnie o ponad milion osób zgodnie z prognozami GUS – ocenia Jarosław Strzeszyński z Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości.