Konkurencyjność gospodarki mierzona aktywnością przedsiębiorstw w internecie wygląda marnie. Polskie firmy 2.0 leżą na łopatkach. Zajmujemy w Unii Europejskiej jedno z ostatnich od końca miejsce. Dlaczego jest tak źle, skoro jest coraz lepiej? Internautów przybywa, nawet e-administracja, która z oporami, ale rośnie, nie jest aż taką kulą u nogi.
Rzecz nie tylko w tym, by przenieść swoją ofertę czy usługę na stronę internetową, ale by dotrzeć z nią do klientów. Cyfrowy świat stoi otworem przed naszymi firmami, choć nie jest łatwo konkurować ze wszystkimi. Trzeba znać się na SEO, pozyskiwać ruch w social media. I wiedzieć, że chmura to nie tylko zjawisko atmosferyczne, ale miejsce, gdzie zamiast szafy przechowujemy elektroniczne dokumenty. Boimy się tego, co nieznane, a państwo w obłaskawianiu świata cyfrowego zbytnio nie pomaga.
Młodzi mają łatwiej – dorastali w świecie, gdy internet zawsze był. Szybko przybywa osób 45+ (często właścicieli firm) zainteresowanych mediami społecznościowymi. Gdy już się przekonają, prywatnie wykorzystają i internet do zarabiania. Muszą tylko dostrzec potencjał i sporo się nauczyć. Bo wszystko zależy od punktu widzenia. Jak w dowcipie z brodą o dwóch powracających z Afryki synach potentata branży obuwniczej. Jeden mówi: tam nie da się robić interesu, przecież wszyscy boso chodzą. Ten mądrzejszy relacjonuje: to wielki rynek zbytu, tam jeszcze nikt nie nosi butów!