Banki obniżyły oprocentowanie lokat terminowych dla firm do poziomu najniższego w historii – wynika z danych banku centralnego.
W grudniu bankowcy proponowali przedsiębiorcom odsetki w wysokości 0,9 proc. w skali roku – pokazuje zestawienie średniego oprocentowania nowych umów na lokaty terminowe dla tej grupy klientów. Tak niskich odsetek jeszcze nie oferowano. Miesiąc wcześniej średnia wynosiła 1,1 proc. Od końca 2016 r. przeciętne oprocentowanie firmowych lokat terminowych wahało się w przedziale 1,3–1,1 proc.
Dlaczego banki zdecydowały się na taki ruch? Jarosław Sadowski, analityk firmy doradczej Expander, zwraca uwagę, że stopy procentowe NBP ostatni raz zostały obniżone w marcu 2015 r. Mimo to banki komercyjne dają coraz mniejszy procent na lokatach, a grudniowa obniżka w przypadku firm była największa właśnie od niemal pięciu lat. Klienci detaliczni zresztą są w niewiele lepszej sytuacji. W ich przypadku średnie oferowane im odsetki wynoszą 1,2 proc. I to też rekordowo mało. Zwłaszcza gdy zestawimy to z grudniową inflacją (3,4 proc.). Lokowanie pieniędzy w banku jest w takiej sytuacji zupełnie nieopłacalne. Realnie się na tym traci. – Bankom nie zależy na lokatach, a klienci i tak mają niewielkie pole manewru. Przenoszą pieniądze z depozytów terminowych na bieżące, ale nadal trzymają je w bankach – podkreśla Sadowski.
Można to zauważyć w danych o podaży pieniądza. Gospodarstwa domowe zmniejszyły w grudniu swoje lokaty terminowe o ponad 1,2 mld zł, ale łączna wartość środków trzymanych przez nie w bankach zwiększyła się o 10,3 mld zł. Bardziej jaskrawo widać ten proces w przypadku firm. Oszczędności na z góry ustalony termin w ich przypadku skurczyły się w grudniu o 7,7 mld zł, ale w sumie cała pula na bankowych rachunkach zwiększyła się o 13,3 mld zł.
Karol Pogorzelski, ekonomista banku ING, mówi o zbiegu dwóch czynników. Jeden z nich to szukanie rentowności przez banki, które muszą tworzyć rezerwy pod tzw. mały TSUE i duży TSUE. Ten pierwszy to efekty orzeczenia unijnego trybunału, który nakazuje oddawać klientom część prowizji w przypadku, gdy kredyt jest spłacany szybciej, niż przewidywała umowa. Drugi dotyczy kredytów mieszkaniowych we frankach.
– Bankowcy szykują się do zwrotu części prowizji, zakładają też, że część kredytów walutowych będzie musiała zostać przewalutowana, tworzą więc odpisy, które pomniejszają im wynik finansowy. To już było widać w IV kwartale. W sumie kwota zawiązanych rezerw przekroczyła miliard złotych. W takiej sytuacji poszukiwanie rentowności w innych obszarach jest naturalne i spadek oprocentowania depozytów jest logicznym działaniem – uważa Pogorzelski.
Drugi czynnik to sytuacja w firmach. Przedsiębiorcom też niespecjalnie zależy na lokatach, bo szykują się na zaburzenia płynności. Może jeszcze nie z powodu pogorszenia koniunktury, ale np. w wyniku regulacji. Ekonomista ING zwraca uwagę, że np. split payment w VAT jest czynnikiem, który ogranicza płynność, bo część środków jest zablokowana na rachunkach vatowskich. W takiej sytuacji przenoszenie pieniędzy z lokat na rachunki bieżące jest normalne.
– Tym bardziej, że są inne ryzyka, np. wynikające z podniesienia płacy minimalnej i w ogóle wzrostu kosztów działalności. Rentowność firm też będzie się pogarszać, bo trudno będzie im rekompensować wyższe koszty przychodami z bieżącej działalności. A w takiej sytuacji rezerwy finansowe będą się kurczyć – ocenia Pogorzelski. Sadowski dodaje, że zwykle takie odpływy z lokat, jak ten w grudniu, wiązały się jeszcze z rozpoczynaniem projektów inwestycyjnych. Przedsiębiorcy wcześniej gromadzili zaskórniaki, by w odpowiedniej chwili użyć ich na finansowanie własnego rozwoju.
– Teraz rolę zaczynają odgrywać inne powody. A polityka banków sprawia, że przedsiębiorcy machają ręką i odpuszczają sobie depozyty terminowe. Nikt nie będzie przerzucał środków z lokat terminowych, traktowanych jako rezerwa finansowa, na jakieś inne formy lokowania pieniędzy typu giełda. Te środki mają służyć finansowaniu własnej działalności albo inwestycji w rozwój – mówi Jarosław Sadowski.
W finansowanie inwestycji nie wierzy też Karol Pogorzelski. Zwraca uwagę, że na rynku panuje zgoda co do tego, iż przedsiębiorcy nie będą teraz rozpoczynać nowych projektów. Nie sprzyja temu sytuacja międzynarodowa i niepewność regulacyjna w kraju. Dobry przykład to zamieszanie wokół zniesienia limitu 30-krotności, powyżej którego nie płaci się składek na ZUS. Temat umarł, ale przez ostatnie dwa lata pojawiał się i znikał i nie ma pewności, że został porzucony na stałe. – Raczej spodziewałbym się spożytkowania pieniędzy na działalność bieżącą. Być może przedsiębiorcy będą musieli godzić się na wyższy wzrost płac wywołany inflacją – mówi Pogorzelski.
Lokowanie pieniędzy w banku jest zupełnie nieopłacalne