Klub Jagielloński ogłosił światu – zupełnie na poważnie – że Biuro Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców powinno się mieścić... w Nowym Sączu. Wykazując się oceanem dobrej woli, przyjmijmy na chwilę, że taki urząd jest rzeczywiście przedsiębiorcom potrzebny (wszak wcześniejsze próby utworzenia takiego ciała sami przedsiębiorcy kwitowali wymownym pukaniem się w czoło).
Jeśli tak, to rzeczywiście świat się nie zawali, a stolicy nic z prestiżu nie ubędzie, jeśli zlokalizujemy go poza Warszawą. Tylko dlaczego u diabła Nowy Sącz, a nie Jelenia Góra, Słupsk, Grudziądz, Legnica, Chorzów, Włocławek, Wałbrzych, Elbląg czy inne miasto podobnej wielkości?
„Bo miasto ma arcyciekawą historię, i poniekąd tam bije serce polskiej przedsiębiorczości” – zachwalają eksperci Klubu Jagiellońskiego. „W Nowym Sączu mieszka aż 104 milionerów. To mniej więcej tyle, co w ponad dwukrotnie większym Rzeszowie. Szczególne znaczenie dla regionu mają zwłaszcza cztery firmy, zatrudniające ponad 500 osób: Fakro (drugi największy producent okien dachowych w Europie), Konspol (największy w Polsce producent drobiu), Newag (producent taboru kolejowego) i Wiśniowski (producent bram garażowych)”.
Hmm... Co ma rzecznik małych (zatrudniających do 50 osób) i średnich (zatrudniających do 250 pracowników) przedsiębiorców do takich gigantów, jak wyżej wymienieni? Argument zaś w postaci nadzwyczajnego nagromadzenia milionerów świadczy co najwyżej o nadzwyczajnych zdolnościach Lachów i prowokuje inne pytanie. Czy tak świetnie prosperującym przedsiębiorcom potrzebna jest bliska obecność rzecznika, bez którego jak widać do tej pory radzili sobie znakomicie?
Eksperci Klubu Jagiellońskiego wskazują też, że 75 miejsc pracy w Nowym Sączu będzie realną zmianą i szansą na powrót do tego miasta „np. osób, które wyjechały na studia do większych ośrodków. Bo dziś rodzinne miasto nie ma dla nich oferty”. Oczywiście każde miejsce pracy jest na wagę złota. Zawsze i wszędzie. Ale liczenie na to, że utworzenie nowego urzędu zatrzyma exodus najzdolniejszych mieszkańców jest pobożnym życzeniem. Osoby nastawione na poważne kariery nie porzucą swoich marzeń na rzecz urzędniczej pensji. Podejrzewam, że jej wysokość nie wpłynie też na plany tych, którzy zamierzają ruszyć za pracą na Zachód. Równie naiwnie brzmią stwierdzenia, że umiejscowienie nowego urzędu w Nowym Sączu będzie „impulsem rozwojowym dla całego regionu”. Już widzę te tabuny przedsiębiorców, którzy nie bacząc na koszty pracy, dostęp do infrastruktury, ceny nieruchomości, lokalne przepisy itd., spieszą inwestować w Nowym Sączu, właśnie ze względu na bliskość Urzędu Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców.
Argumentem za lokalizacją w Nowym Sączu mają być też kwestie historyczne. Wszak w tym właśnie mieście w latach 1958–1975 przeprowadzono eksperyment sądecki. To program rozwoju regionu przeprowadzony w oderwaniu od założeń centralnego planowania, którego wdrożenie przyniosło znakomite efekty – powstały nowe przedsiębiorstwa, wydajne spółdzielnie ogrodnicze, nastąpił rozwój agroturystyki i infrastruktury drogowej. Zgoda. W tym kontekście lokalizacja siedziby rzecznika byłaby rzeczywiście swego rodzaju hołdem.
Z tym, że dla upamiętnienia najbardziej wzniosłych i donośnych sukcesów lepiej pasują pomniki. To rozwiązanie tańsze i nieimplikujące trudności. Wystarczy zapłacić, odsłonić i stoi, jeść nie woła. Nikt o zdrowych zmysłach nie postuluje przecież umiejscowienia Ministerstwa Obrony Narodowej w Ostródzie czy Iławie ze względu na bliskość P ól Grunwaldzkich.
Klub pisze też, że 170 mln zł przewidzianych na funkcjonowanie biura rzecznika Warszawie nie zrobi różnicy, a dla Nowego Sącza to jest poważany zastrzyk gotówki. I tu jest pies pogrzebany. Nowy urząd to kasa i miejsca pracy. Tylko należy sobie odpowiedzieć na podstawowe i zasadnicze pytanie: Dla kogo ma być ten urząd? Dla samorządu? Dla urzędników? Czy dla przedsiębiorców? A skoro tak, to może warto go zlokalizować w jakimś mieście w centralnej Polsce. Wówczas przedsiębiorcy z najdalszych rubieży będą mieli do niego mniej więcej równy dostęp. Może w upadającej Łodzi lub Bydgoszczy, Kutnie, Koninie czy Płocku? Albo też sprawdźmy, gdzie tych małych i średnich firm jest rzeczywiście najwięcej.
Oczywiście zaraz podniosą się głosy, że przecież w dzisiejszych czasach nie ma potrzeby fizycznej obecności w urzędzie, bo petenci wszystko załatwią mailem. Jeśli tak, to może w ogóle powołajmy pełnomocnika, któremu damy do pomocy sekretarkę, zatrudnimy urzędników na telepracy, a część zadań zlecimy jakiemuś call centre. W takiej formie instytucja ta mogłaby działać nawet w Nowym Sączu. Nawet jeśli są jakieś racjonalne argumenty przemawiające za lokalizacją w tym mieście, to orędownicy takiego rozwiązania do tej pory ich nie przedstawili. Na razie tylko całą ideę ośmieszają.