Nowe władze nadawcy publicznego zapowiedziały ograniczenie produkcji zewnętrznej i zagranicznych formatów. Takie działania mogą boleśnie uderzyć po kieszeni największych rynkowych graczy.
To był rok ciężkiej pracy, która przyniosła owoce – podsumowuje 2015 r. Andrzej Muszyński, prezes ATM Grupy. Dla największego polskiego producenta telewizyjnego zeszły rok był rekordowy pod względem liczby obrazów fabularnych. – Udało nam się też w końcu przekonać TVN do współpracy. Pozytywne efekty przyniosły także ruchy porządkujące wewnątrz firmy, inwestycja w studio w Warszawie i wejście w sferę produkcji niefabularnych – wylicza Muszyński.
Z opublikowanego właśnie raportu wynika, że ATM wypracował w 2015 r. ponad 20 mln zł zysku netto, o 37 proc. więcej niż rok wcześniej. Wzrost zysków napędzany był przez rosnące przychody, które zwiększyły się o 14 proc. do 174,1 mln zł. W ciągu najbliższych dwóch lat grupa zamierza wydać na inwestycje nawet 51 mln zł. Ale plany rozwoju wrocławskiemu producentowi i pozostałym graczom na rynku pokrzyżować może TVP.
Nowe władze telewizji publicznej zapowiedziały ograniczenie produkcji zewnętrznej i odejście od zagranicznych formatów. – Chcę, żeby do telewizji publicznej wróciła produkcja, żeby te hale, które dzisiaj w 90 proc. są niewykorzystywane, zapełniły się – zapowiedział Jacek Kurski, prezes TVP.
Współpraca z TVP generuje ok. 20 proc. obrotów ATM (największym jego klientem jest Polsat). – Paradoksalnie jedynym zagranicznym fabularnym formatem, choć dzięki dobrej adaptacji nie widać tego na ekranie, jaki realizujemy, jest „Ojciec Mateusz”, produkowany dla TVP właśnie – mówi Muszyński.
Ostatni kontrakt z TVP ATM podpisał pod koniec 2015 r. na realizację nowego serialu, który ma zadebiutować jesienią. Oprócz „Ojca Mateusza” firma produkuje też dla publicznego nadawcy m.in. „Ranczo”, „Dziewczyny ze Lwowa” i „Strażaków”. Na temat kontynuacji nowe kierownictwo TVP z ATM jeszcze nie rozmawiało. – Zgłaszają się za to konkurenci publicznej, którzy po medialnych zapowiedziach odejścia od produkcji zewnętrznej wyrażają chęć przejęcia tych pozycji – deklaruje Muszyński.
Polityka telewizji wzbudziła zaniepokojenie na rynku. – Format to nie tylko pomysł na program, ale przede wszystkim szczegółowa instrukcja jego wykonania, oparta na doświadczeniach nadawców w różnych krajach. Bazujemy na wiedzy z kilkudziesięciu rynków, to suma doświadczeń wielu fachowców z wielu terytoriów. A przecież polski widz nie różni się od widza angielskiego czy niemieckiego. Przez ostatnie 25 lat nie tylko zaakceptował, ale i polubił rozrywkowe formaty. Zwłaszcza takie, które są dobrze dostosowane do naszych realiów – mówi Ryszard Sibilski, szef Endemol Shine Polska, największego zagranicznego gracza na naszym rynku, który dla Polsatu i TVN produkuje obecnie m.in. takie widowiska, jak „Twoja twarz brzmi znajomo”, „MasterChef” czy „You Can Dance”. – Diuna, czyli węgierska telewizja publiczna, też pokazuje formaty. Nie wierzę, że TVP zrezygnuje z popularnego „Ojca Mateusza”, „Rolnika” czy programu „Jaka to melodia”, które są przykładami formatów znakomicie zaadaptowanych do polskich realiów – podkreśla Sibilski.
Nasi rozmówcy nie mają złudzeń, że stworzenie polskiej, autorskiej fabuły, która mogłaby być hitem nie tylko w TVP, ale także za granicą – a o tym marzy prezes Kurski – będzie niezwykle trudne. – Na około 200 projektów, które rodzą się rocznie w naszej firmie, zaledwie kilka jest realizowanych w postaci pilotów – tłumaczy Sibilski. To pokazuje wysiłek i skalę inwestycji włożoną w każdy projekt.
– Podniesienie jakości produkcji telewizyjnych wymaga konkurencji i profesjonalizmu. Ale do tego trzeba inkubatorów, które stać na to, żeby dać twórcom wsparcie oraz czas. Najlepszymi inkubatorami są dziś według mnie firmy producenckie, a nie nadawcy telewizyjni. TVN, który swojego czasu inwestował we własny wewnętrzny dział produkcji, też zrezygnował – mówi Muszyński. Na dowód wylicza: „Druga szansa” rodziła się przez rok, „Wataha” jeszcze dłużej, a nad „Prokuratorem” pracowaliśmy kilka lat.
Bez względu na decyzje TVP najwięksi producenci poszukują alternatywnych ścieżek.
– Sieć staje się dziś dla branży niczym alternatywne źródła energii, w sytuacji gdy ceny tej tradycyjnej idą w górę – mówi Sibilski. W Endemolu powstała nawet specjalna komórka produkująca internetowe formaty. Jej kanał Legends of Gaming, na którym vlogerzy gamingowi toczą między sobą pojedynki, wkrótce zadebiutuje też w polskiej wersji. – To nasz koń pociągowy, generuje kilkanaście miliardów kliknięć na świecie – chwali się Sibilski.

ATM Grupa pracuje z kolei nad wysokobudżetowym serialem dla internetowego gracza. – To produkcja, która może pozycjonować i budować wizerunek nadawcy internetowego, tak jak „House of Cards” zbudował wizerunek Netflixa – mówi. Trwają rozmowy z największymi portalami w tej sprawie.