Administracja prezydenta Erdoğana zabroniła publikacji krytycznych wiadomości i komentarzy na temat interwencji na północy Syrii. Za złamanie tego zakazu zatrzymano ostatnio dwie osoby.
Prokuratura w Stambule wydała oświadczenie, w którym stwierdza, że każdy, kto zagrozi „pokojowi społecznemu Republiki Tureckiej, jej pokojowi wewnętrznemu, jedności i bezpieczeństwu” za pomocą publikacji lub emisji „wszelkiego rodzaju sugestywnych wiadomości”, będzie ścigany zgodnie z tureckim kodeksem karnym i prawem antyterrorystycznym. Zakaz dotyczy również wpisów w mediach społecznościowych.
Dokument nosi datę 10 października. Tego samego dnia rano stambulska policja zabrała z domu Hakana Demira, redaktora lewicującego dziennika „BirGün”. Zatrzymano go z powodu wpisu na Twitterze na temat ofensywy tureckiej w Syrii, umieszczonego na profilu gazety. Jak informuje „BirGün”, później w ciągu dnia sąd warunkowo zwolnił dziennikarza z aresztu, zabronił mu jednak opuszczania kraju.
Z Turcji nie może też wyjechać Fatih Gökhan Diler pracujący w gazecie „Diken”. Tego dziennikarza zatrzymano w newsroomie po tym, jak „Diken” opublikował materiał, w którym zacytowano rzecznika Syryjskich Sił Demokratycznych. Diler pełni w portalu funkcję redaktora odpowiedzialnego, czyli jest osobą stającą przed sądem, jeśli publikowane przez redakcję materiały naruszą prawo. W Turcji takie stanowisko musi być w każdym medium informacyjnym.
Ani Demir, ani Diler nie zostali dotychczas formalnie o nic oskarżeni. Komitet Obrony Dziennikarzy (CPJ), który śledzi ich sprawę, zwrócił jednak uwagę, że warunkowe zwolnienie wskazuje, iż „dochodzenie jest w toku”. Według cytowanego przez CPJ serwisu Bianet z powodu złamania zakazu krytycznych publikacji o ataku na Syrię trwa już co najmniej kilkadziesiąt postępowań karnych. „Władze tureckie muszą zaprzestać cenzurowania doniesień prasowych na temat wojskowej inwazji na Syrię oraz zatrzymywania i nękania dziennikarzy, którzy o tym informują” – podkreśla w swoim oświadczeniu Komitet Obrony Dziennikarzy.
Gulnoza Said, koordynator programu CPJ w Europie i Azji Środkowej, uważa, że ponieważ światowe mocarstwa i ich obywatele mają swój udział w tym, co się dzieje na granicy syryjsko-tureckiej, ważne jest, aby bez przeszkód otrzymywali wiadomości i opinie na ten temat. Nie wolno pozwolić Ankarze na wprowadzenie informacyjnego monopolu. – Zakaz sugestywnych relacji i zatrzymywanie dziennikarzy mają na celu zastraszenie mediów, by siedziały cicho. Władze tureckie już o wiele za długo bezkarnie stosują takie metody – dowodzi Said.
Pod względem wolności słowa Turcja od lat ma jedne z najniższych standardów na świecie. W przygotowywanym przez organizację Reporterzy bez Granic (RSF) zestawieniu od kilku lat oscyluje wokół 150. lokaty na 180 państw. W tym roku, podobnie jak w ubiegłym, zajmuje miejsce 157. Powodem tak złej sytuacji jest wrogość administracji prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana wobec wszelkich przejawów krytyki w mediach. Stosunek władzy do dziennikarzy Reporterzy bez Granic określają mianem „polowania na czarownice”.
Po wyeliminowaniu z rynku kilkudziesięciu niezależnych graczy i przejęciu największej tureckiej grupy medialnej przez koncern prorządowy garstka mediów, która nie przyłączyła się do obozu prezydenckiego, jest nękana coraz zapalczywiej – wynika z raportu RSF. Cenzura stron internetowych i mediów społecznościowych osiągnęła niespotykany dotąd poziom, a władze starają się objąć kontrolę również nad usługami wideo w sieci. Reporterzy bez Granic podkreślają, że Turcja przoduje na świecie pod względem przetrzymywania dziennikarzy w więzieniach. Normą stał się tam co najmniej roczny areszt przed procesem. Upowszechniły się też wyroki długoletniego więzienia. „W »nowej Turcji« blednie pamięć o praworządności” – stwierdzają RSF.