Kobieta promująca w internecie aptekę zapłaci karę. Inspekcja farmaceutyczna przypomina, że branżowe zakazy skierowane są także do szeroko pojętej blogosfery.
Aptek reklamować nie wolno. Stanowi tak art. 94a prawa farmaceutycznego (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 499). Dotychczas za naruszenie tego przepisu karano właścicieli aptek. Pod koniec marca 2019 r. jednak pomorski wojewódzki inspektorat farmaceutyczny ukarał vlogerkę, czyli kobietę prowadzącą kanał na YouTubie. Zdaniem ekspertów to właściwy kierunek. Przepisy prawa dotyczące reklamy obejmują przecież także reklamę w internecie. Tymczasem, wskutek indolencji urzędników, panuje w nim nadal wolnoamerykanka.
Internet (staje się) dźwignią handlu / DGP

Odpłatna współpraca

Vlogerka w kilku swoich filmach zachęcała do zakupów w konkretnej aptece należącej do jednej z sieci aptecznych. Mówiła, że jest ona „bardzo fajna”, podkreślała, że „ceny są idealne”, a produkty zamówione przez internet „przychodzą naprawdę szybko”. Mówiąc najkrócej: reklamowała tę aptekę.
Inspektor farmaceutyczny uznał, że zakaz reklamy aptek dotyczy wszystkich obywateli. Artykuł 129b ust. 1 prawa farmaceutycznego stanowi, że kto wbrew przepisom art. 94a prowadzi reklamę apteki, punktu aptecznego, placówki obrotu pozaaptecznego oraz ich działalności, podlega karze pieniężnej w wysokości do 50 tys. zł. Wymierzono więc vlogerce karę: 200 zł. Tylko tyle, gdyż zdaniem inspektora kobieta nie wiedziała o zakazie i gdy tylko się dowiedziała o wszczęciu postępowania, filmy ze swojego kanału na YouTubie skasowała. Kara więc ma spełniać funkcję prewencyjną.
Zdaniem Łukasza Waligórskiego, członka Naczelnej Rady Aptekarskiej i redaktora naczelnego branżowego portalu Mgr.farm, vlogerkę ukarano słusznie. Bo bez wątpienia reklamowała aptekę, a nieznajomość prawa nie zwalnia z obowiązku jego przestrzegania. Dyskusyjny jest wymiar kary. Waligórski twierdzi, że jest ona niebezpiecznie niska. Jakkolwiek bowiem można jego zdaniem zrozumieć punkt widzenia inspektora, to zarazem trzeba pamiętać o ryzyku związanym z wymierzaniem najniższych sankcji.
– Blogerzy, youtuberzy, instagramerzy i inni influencerzy mają różne modele współpracy z firmami. Często promują marki w zamian za ich produkty. Na przykład firma odzieżowa wysyła swoje buty znanej modelce, by ta pojawiła się w nich na Instagramie. Po takich transakcjach nie ma śladu w urzędzie skarbowym. A wartość fantów, jakie firmy przekazują influencerom, na ogół jest wyższa niż 200 zł – podkreśla Waligórski. Jak to się ma do kary dla vlogerki?
– Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, gdy apteka daje jej ogromny rabat lub bon na zakupy, jeśli opowie o zawartości paczki w jednym ze swoich filmów. Czy tak było? Tego nie wiem, ale cała ta sprawa pokazała furtkę, przez którą już wkrótce mogą przejść inne apteki – uważa redaktor naczelny Mgr.farm. Może być bowiem tak, że wielu przedsiębiorców zdecyduje się pokryć wysokość ewentualnej kary, gdyż i tak wyżej będą wyceniać wartość zareklamowania się na popularnym kanale YouTube. Filmy ukaranej vlogerki śledzi regularnie ponad 125 tys. osób, a materiały z niedozwoloną reklamą aptek można było oglądać przez kilka miesięcy.

Szersza perspektywa

Decyzja o nałożeniu kary na vlogerkę jest o tyle ciekawa, że dotychczas urzędnicy nie dostrzegali niedozwolonych działań reklamowych w internecie. A tych jest bez liku.
„W praktyce nikt, jak na razie, nie próbuje na poważnie stosować restrykcji z ustawy o radiofonii i telewizji, na przykład w zakresie lokowania produktów, do treści dostępnych jedynie w sieci. A z czysto prawnego punktu widzenia należałoby to robić. Sytuacja, w której ogólny akt prawny reguluje – formalnie przynajmniej – poważny obszar rynku (internet), a jednocześnie zdecydowana większość podmiotów prowadzących tam swoją działalność (blogerzy, youtuberzy) nie stosuje się do jego wymogów, nie jest optymalna” – mówił już w 2015 r. DGP prof. Eligiusz Krześniak, partner w kancelarii Squire Patton Boggs („Internetem interesują się wszyscy. Oprócz ustawodawcy”, DGP z 29 kwietnia 2015 r.). Od tego czasu sytuacja zmieniła się jedynie na gorsze.
– W blogosferze roi się od nieoznaczonej reklamy oraz przyjmowania korzyści osobistych i majątkowych od producentów recenzowanego sprzętu. Z ubolewaniem stwierdzam, że oznaczanie takiej współpracy należy do rzadkości. Urzędnicy, gdyby tylko chcieli, mogliby w ciągu kilku miesięcy nałożyć kary na tysiące polskich blogerów i vlogerów – wskazuje dr Marek Porzeżyński z kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr. Bo, jak dodaje, przepisy ustaw – czy to prawa prasowego, czy ustawy o radiofonii i telewizji, czy właśnie prawa farmaceutycznego – mogą być z powodzeniem stosowane również do szeroko pojętej blogosfery. I przykładowo gdy znana youtuberka promuje dany produkt w zamian za pieniądze lub inną korzyść, powinna w widocznym miejscu umieścić na ten temat adnotację. Inna rzecz, że normy prawa są nieżyciowe i przydałaby się ich zmiana.
– Bez wątpienia przepisy dotyczące reklamy w polskim ustawodawstwie są archaiczne, a część wymogów trudno zastosować w internecie, gdyż zostały stworzone z myślą o tradycyjnej prasie, radiu i telewizji – spostrzega Marek Porzeżyński.
Przykładowo ustawodawca wiele miejsca poświęcił zasadom przerywania programu reklamami, za to w zasadzie nie odnosi się do przypadków, gdy reklama jest nieodłączną częścią programu internetowego.