Banki próbują obejść nową daninę, proponując kredyty bezpośrednio z zagranicznych central – uważa wiceminister finansów Konrad Raczkowski
Wiceminister podzielił się wczoraj tą informacją z członkami sejmowej komisji finansów publicznych. Dyskutowali o ostatnich podwyżkach cen bankowych usług, podejrzewając, że mają związek z wprowadzeniem podatku od instytucji finansowych. A udzielanie kredytów przez centrale, a nie banki w Polsce, pozwoliłoby na obniżenie podstawy do wyliczania kwoty daniny (luty to pierwszy miesiąc, za który fiskus pobierze pieniądze).
Według ministra Raczkowskiego to nieuczciwa konkurencja, która narusza interesy polskich banków. Twierdził, że informacje resortu wskazują na centrale banków z „trzech konkretnych krajów”.
– Skierujemy pismo do Komisji Nadzoru Finansowego z prośbą o zbadanie sprawy. Sprawdzimy, czy operacje nie są próbą nielegalnego uchylania się od opodatkowania. Takie działanie podlega penalizacji. Suma aktywów, jaka jest teraz wyprowadzana, jest znacząca – dodał wiceminister.
Jego wypowiedź to jedyna poszlaka, że banki próbują podatek ominąć. Bankowcy deklarowali przed komisją, że polityka cenowa ich banków z podatkiem bankowym nie ma nic wspólnego.
– Cieszą te deklaracje. Ale komisja nie przyjęła do wiadomości wyjaśnień, dlaczego do tych podwyżek doszło właśnie teraz. Dobrze, że resort finansów zapowiedział zwrócenie się do KNF i UOKiK – mówił po posiedzeniu przewodniczący komisji poseł Andrzej Jaworski. Wcześniej zapewniał, że posiedzenie nie jest wezwaniem na dywanik prezesów, tylko próbą wyjaśnienia motywów decyzji o podwyżce opłat. Bankowcy powinni je uzasadnić, skoro rentowność polskiego sektora jest na tle Unii dobra, więc nie ma powodu, by przerzucać koszt na klienta. Podnoszenie cen ze względu na nowe obciążenie zostało zakazane w ustawie wprowadzającej podatek.
Komisja pytała, czy takie działania banków nie naruszają interesów konsumentów. Bernadeta Kasztelan-Świetlik, wiceprezes UOKiK, zapewniała, że urząd monitoruje to, co się dzieje na rynku.
– Jeśli przedstawiona przez nas analiza wskaże na jakieś nieprawidłowości, to podejmiemy działania. Ale UOKiK nie jest urzędem kontroli cen. Przedsiębiorcy mogą kształtować ceny dowolnie – tak długo, jak nie naruszają ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów – mówiła.
Jak wygląda obecnie polityka cenowa w bankach, wyjaśniał Wojciech Kwaśniak, wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. Spośród 20 największych graczy, reprezentujących 80 proc. aktywów całego sektora, większość – bo 16 – w IV kw. ub.r. i w pierwszych tygodniach tego roku podniosła marżę lub oprocentowanie kredytów mieszkaniowych. W 12 dokonano podwyżek marż i oprocentowania kredytów konsumpcyjnych, w 14 – kredytów dla małych i średnich firm, w 10 zaś – przy kredytach dla dużych przedsiębiorstw. Koszt prowadzenia rachunków bankowych dla małych klientów wzrósł w dziewięciu instytucjach, w sześciu wzrosły opłaty dla firm.
Wiceprzewodniczący KNF zwracał uwagę, że wyniki sektora w ubiegłym roku były gorsze niż rok wcześniej. Całoroczny zysk wyniósł 11,5 mld zł, tyle samo, ile w 2010 r., i poniżej 15–16 mld zł notowanych w ostatnich latach. A w bankach zostało niewiele miejsca do cięcia kosztów. To oznacza, że mogą nie być w stanie zaabsorbować nowych obciążeń, jakie się na nie nakłada, dokonując dalszych cięć.
Prezesi swoje decyzje tłumaczyli właśnie dodatkowymi obciążeniami. Oprócz opłat na BFG to również m.in. składka na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców czy wypełnianie dodatkowych wymogów kapitałowych – zwłaszcza w tych bankach, które mają duże portfele hipotecznych kredytów walutowych.
Cezary Stypułkowski, prezes mBanku, tłumaczył, że cena produktu bankowego musi pokrywać koszt kapitału, finansowania (który zależy m.in. od ratingów banku i kraju, w którym działa) oraz ryzyka niespłacania kredytów. Podkreślał, że jego instytucja stosuje się do ustawowego zakazu przerzucania kosztów podatku bankowego w ceny.
– Zarządy banków od zawsze odpowiadają za zwrot powierzonych im depozytów i utrzymanie kapitałów własnych na odpowiednim poziomie. I to z tego punktu widzenia należy analizować ostatnie zmiany w tabelach opłat i prowizji – mówił Stypułkowski.
Z dużą uwagą słuchano wypowiedzi prezesa PKO BP Zbigniewa Jagiełły. To właśnie PKO BP – jako spółka z udziałem Skarbu Państwa – miał nadawać ton w kształtowaniu opłat. Politycy PiS oczekiwali, że gdyby inni zaczęli podnosić opłaty, PKO BP tego nie zrobi i być może przejmie część klientów konkurencji. Ale tam również zmieniono tabelę opłat i prowizji.
– Sumaryczne przychody z prowizji spadają mimo zwiększającej się liczby klientów. To oznacza, że w przeliczeniu na jednego klienta koszt jest coraz mniejszy. Poza tym nie wprowadziliśmy żadnej zmiany marż kredytowych, a w kredytach hipotecznych są one jednymi z najniższych – podkreślał Jagiełło.
Tłumaczenia prezesa PKO BP nie zadowoliły części posłów. Wiceprzewodniczący komisji Wiesław Janczyk (PiS) pytał go o to, czy otrzymał zgodę rady nadzorczej na dokonanie zmian. Z kolei wystąpienia bankowców określił jako marketingowe prezentacje.
– Spodziewałem się, że pod pręgierzem opinii publicznej i wcześniej zadawanych pytań przygotujecie materiał, w którym odeprzecie zarzuty. To był dobry moment na to, by przywołać odpowiednie dane i udowodnić, że banki jednak postanowiły się podzielić zyskiem wypracowanym w ostatnich latach – mówił poseł Janczyk. Według niego wbrew temu, co się powszechnie sądzi, Sejm ma dostępne instrumenty, by wpływać na politykę cenową banków.
– Jeśli będzie taka potrzeba, możemy rozpocząć dyskusję i namawiać do skorzystania z takich mechanizmów. Można np. ustawowo ustalać oprocentowanie kredytów konsumenckich – skwitował wiceprzewodniczący komisji.