Polska należy do krajów o najniższych zasobach finansowych znajdujących się w posiadaniu gospodarstw domowych. Wyprzedzają nas stare kraje Wspólnoty, ale także duża część państw naszego regionu
Mamy więcej, ale wciąż nie za dużo / Dziennik Gazeta Prawna
Jarosław Janecki główny ekonomista w banku Societe Generale w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Aktywa finansowe polskich gospodarstw domowych osiągnęły w czerwcu tego roku wartość 1672 mld zł – wynika z najnowszych danych Narodowego Banku Polskiego. W porównaniu z tym samym okresem 2014 r. zwiększyły się o 5,6 proc. Dynamika była nieznacznie wyższa niż w poprzednich dwóch kwartałach. Za to sporo niższa niż notowana od połowy 2012 r. do połowy 2014 r., kiedy średni wzrost przekraczał 11 proc. Dane dotyczą nie tylko popularnych form oszczędzania, jak gotówka, depozyty czy środki zgromadzone w funduszach inwestycyjnych. Obejmują też wartość akcji spółek – giełdowych, jak i nienotowanych na giełdzie, w tym spółek z ograniczoną odpowiedzialnością, pożyczki udzielane przez prywatne osoby, oszczędności zgromadzone w firmach ubezpieczeniowych czy funduszach emerytalnych (ujmują także kwoty należne przyszłym emerytom, odpowiadające aktywom, które na początku ubiegłego roku zostały przetransferowane z OFE do ZUS, więc ta operacja nie miała wpływu na szacowaną wartość naszych zasobów).
Zdaniem Piotra Bielskiego, ekonomisty Banku Zachodniego WBK, spowolnienie tempa wzrostu oszczędności nie ma związku ze skłonnością do odkładania pieniędzy. – Widać, że chęć oszczędzania w okresie pokryzysowym jest dużo wyższa. Świadczy o tym choćby to, że mamy do czynienia z 5-proc. realnym wzrostem płac, a konsumpcja zwiększa się w tempie ok. 3 proc. – wyjaśnia Bielski. I podkreśla, że wartość gotówki czy depozytów bankowych w posiadaniu gospodarstw domowych szybko rośnie. W końcu czerwca mieliśmy odłożone 134,8 mld zł gotówki, o 15 proc. więcej niż rok wcześniej. W depozytach – 630,4 mld zł, o 8 proc. więcej niż w połowie 2014 r. Gotówka i depozyty stanowią obecnie niemal 46 proc. naszych zasobów.
Gorzej jest w kategoriach, które mają związek z giełdą. Nie dlatego, że z niej uciekamy, tylko dlatego, że spadają ceny akcji. Między czerwcem 2014 i 2015 r. na zakupy walorów spółek giełdowych wydaliśmy ponad 1,1 mld zł, a wartość naszego zaangażowania na giełdzie zmniejszyła się o ok. 750 mln zł. Efekt: udział bezpośrednich inwestycji giełdowych w aktywach finansowych Polaków spadł do 2,6 proc. Na podobnym poziomie był na początku 2005 r. W szczycie hossy poprzedzającej wybuch kryzysu wyraźnie przekraczał 6 proc.
Na spowolnienie w tempie gromadzeniu oszczędności miały też wpływ zmiany w OFE. Do 2011 r., kiedy po raz pierwszy zmniejszono składkę trafiającą do funduszy, ich udział w zasobach Polaków się zwiększał, w szczytowym okresie sięgając 20 proc. Później przyrost był wolniejszy, a od ub.r. hamowanie przybrało na sile. Zdaniem Piotra Bielskiego dyskusja na temat OFE, która pokazała, że trzeba samodzielnie gromadzić zasoby na starość, przekonuje do odkładania pieniędzy.
Gotówka i depozyty stanowią ponad 70 proc. koszyka aktywów finansowych Polaków (w okresie lipiec 2014 – czerwiec 2015 r. wydali na nie 91,6 mld zł). 15 proc. poszło na zakupy funduszy inwestycyjnych.
Choć nasze oszczędności rosną, to pod względem zgromadzonych zasobów jesteśmy daleko za krajami Europy Zachodniej. Jak wynika z danych Eurostatu, w Holandii aktywa finansowe gospodarstw domowych odpowiadają trzykrotności rocznego produktu krajowego brutto. We Francji i w Portugalii jest to dwukrotność PKB, a u nas ponad 90 proc. (na podstawie danych NBP można szacować, że 98 proc. PKB).
Nie lepiej prezentujemy się w rankingu wartości aktywów finansowych przypadających na statystycznego obywatela. U nas w końcu ub.r. było to niecałe 10 tys. euro. Statystyczny Duńczyk ma niemal 14 razy więcej, Holender – 13 razy.
Dystans do rozwiniętych krajów Europy Zachodniej można wytłumaczyć tym, że u nich na wynik pracowało wiele pokoleń. U nas gospodarka rynkowa funkcjonuje od niewiele ponad ćwierćwiecza. Jak się jednak okazuje, przegrywamy z wieloma krajami naszego regionu, które również przechodziły transformację rynkową.
Według Eurostatu wśród państw postkomunistycznych liderem jest Bułgaria. Obecnie wśród krajów unijnych wyprzedzamy jedynie Litwę, Słowację i Rumunię (10 lat temu byliśmy lepsi również od Bułgarii i Łotwy). Biorąc pod uwagę oszczędności na mieszkańca, jesteśmy lepsi od Bułgarów (7,6 tys. euro) i Rumunów (5,4 tys.). Ale zasoby przeciętnego Słoweńca są o niemal o 90 proc. większe niż Polaka, a Estończyka – o 75 proc. większe.
OPINIA
Każdy z nas chciałby być bogaty i zdrowy. Nie ma jednej prostej recepty, jak to zrobić. Z pewnością nie powinna to być droga na skróty. Pomimo podkreślanego sukcesu, jakim niewątpliwie jest wysoka dynamika PKB w ostatnich 25 latach, nadal porównania z krajami Unii Europejskiej mogą się przyczyniać do wzrostu naszej zbiorowej frustracji. Od wielu lat jesteśmy na pozycji kraju goniącego bogatszych i z taką sytuacją będziemy mieli nadal do czynienia. Trudno dziś wyobrazić sobie, aby w perspektywie najbliższych kilkudziesięciu lat stopień zamożności Polaków zrównał się z naszymi zachodnimi sąsiadami. Chodzi raczej o zmniejszanie różnic dochodowych, które m.in. prowadzą do emigracji zarobkowej.
Wzrost wydajności pracy, z jakim mieliśmy do czynienia w ostatnich latach, stanowił jeden z podstawowych czynników sprzyjających dynamice PKB. W dłuższym okresie niezbędne jest zwrócenie szczególnej uwagi na wykorzystywanie nowoczesnych procesów technologicznych, a także na działania sprzyjające wzrostowi oszczędności w gospodarce. Polska należy do krajów o najniższej stopie oszczędności w UE. Tymczasem oszczędności są konieczne z uwagi na skalę procesów inwestycyjnych oraz procesy demograficzne. Starzenie się społeczeństwa będzie stwarzało rosnącą presję na spadek oszczędności. W tej sytuacji zadaniem polityków powinno się stać tworzenie takiego prawa, które będzie sprzyjało wzrostowi oszczędności Polaków, a także będzie zachęcało inwestorów zagranicznych do inwestowania w Polsce.