Ponoć obieg bezgotówkowy jest dla mnie, ba, całej gospodarki, rozwiązaniem lepszym i tańszym.
Rafał Drzewiecki / DGP / Wojtek Gorski
Bankowcy chcą nawet w ogóle wyrugować z obiegu gotówkę, bo to tylko koszt jest i kłopot. I przyznam, że nawet w to zacząłem wierzyć. Gdy moi znajomi jechali za granicę z portfelami pełnymi euro czy dolarów kupionych w kantorach, ja spokojnie wypłacałem na wakacjach pieniądze z bankomatów albo płaciłem kartą za swawole. A po powrocie z wyższością patrzyłem na swój wyciąg, bo te operacje były tańsze od rozwiązań kantorowych. Ale wygoda mnie uśpiła. Głupi uwierzyłem, że bank da mi coś opłacalnego na zawsze. I w tym roku znowu zaszalałem za granicą ze swoją kartą.
Tym razem wyciąg był jak uderzenie obuchem w głowę – mój bank rozliczył euro po 4,4 zł. Bardziej by mi się opłacało kupić walutę w kantorze i zawieźć każdy banknot osobno taksówką na lotnisko. To ordynarne zdzierstwo i nadużycie zaufania. Co tam nadużycie – to strata zaufania całkowita. Nie wierzę już wam, bankowcy, że bez gotówki będzie taniej. Może dla was, bo dla mnie nie. Wasze prowizje, przewalutowania i inne sztuczki to zwykłe naciąganie. Właśnie zaprzepaściliście wiele lat wysiłku, reklam i namawiania mnie, bym używał kart zamiast gotówki. Broń nas Boże przed zniknięciem fizycznego pieniądza, bo wasza chciwość wyssie mi z konta ostatni grosz. Następnym razem karta zostanie w domu. Wezmę stare dobre banknoty, które kupię od starego dobrego cinkciarza.