Poradzić powinni sobie również klienci. Oprócz spadku stóp procentowych w Szwajcarii pomaga im wzrost dochodów, który miał miejsce w ostatnich latach – oceniają analitycy Narodowego Banku Polskiego
Gdyby kurs franka doszedł do 4,5 zł i utrzymał się na zbliżonym poziomie przez około dwa lata, portfel kredytów denominowanych w szwajcarskiej walucie zacząłby się psuć. Ale w porównaniu do rocznych zysków sektora bankowego straty nie byłyby duże – wynika z szacunków Narodowego Banku Polskiego. NBP przedstawił je w najnowszym raporcie o stabilności systemu finansowego. Według analizy w ciągu dwóch lat banki musiałyby dokonać dodatkowych odpisów na frankowe złe kredyty o wartości 2 mld zł. Z tego pół miliarda dotyczyłoby kredytów, które już dziś mają status należności zagrożonych. Dla porównania: w pierwszych 11 miesiącach minionego roku zysk netto sektora bankowego przekroczył 15 mld zł.
– To scenariusz, gdyby kurs odjechał w górę. Ponieważ złoty się umacnia, to w rzeczywistości odpisy będą dużo mniejsze albo nawet w ogóle ich nie będzie – uważa Jacek Osiński, dyrektor departamentu stabilności finansowej w NBP.
Nie oznacza to jednak, że problemu z kredytami nie ma. Wzrost kursu szwajcarskiej waluty spowodował np. wzrost potrzeb płynnościowych w sektorze bankowym. NBP, zakładając, że kurs franka wynosiłby 4,2 zł, szacuje go na 13,5 mld zł. A ponieważ wyrażona w złotych wartość kredytów walutowych urosła (według Andrzeja Jakubiaka, szefa Komisji Nadzoru Finansowego, do 157 mld zł), to bankom spadły współczynniki kapitałowe – podstawowa miara bezpieczeństwa pokazująca stosunek funduszy własnych do aktywów ważonych ryzykiem. Według NBP spadek wyniósł ok. 0,5 pkt proc. Jak wynika z danych KNF, pod koniec września 2014 r. średni współczynnik kapitałowy w bankach wynosił 14,9 proc.
Tak wygląda sytuacja z perspektywy banków. A dla klientów? Tu NBP uspokaja, że z bieżącą spłatą nie powinno być większych problemów, bo wzrost kursu jest kompensowany przez spadek stóp procentowych w Szwajcarii. Dodatkowo pomaga wzrost dochodów, jaki miał miejsce w ostatnich latach. W latach 2006–2007 przeciętna rata kredytu we frankach stanowiła niemal 60 proc. średniej płacy w sektorze przedsiębiorstw. W styczniu – już po zauważalnym wzroście – było to 50–52 proc. Przy tym frankowicze to – przeciętnie rzecz biorąc – osoby zamożniejsze niż te, które spłacają kredyty w złotych. Na podstawie danych GUS za 2013 r. NBP wyliczył, że w tej pierwszej grupie odsetek zarabiających ponad 10 tys. zł miesięcznie jest o 10 pkt proc. wyższy niż wśród kredytobiorców złotówkowych. – 86 proc. gospodarstw domowych, które wzięły kredyty we frankach, ma dochody wyższe niż średnia krajowa – dodaje Osiński.
Pozostająca do spłaty kwota kredytu to zupełnie inna historia. – Szacujemy, że dla wszystkich kredytów we frankach z 2007 r. proporcja zadłużenia do wartości zabezpieczenia jest obecnie wyższa niż w momencie wypłaty kredytu. Do ok. 28 proc. urósł odsetek kredytów frankowych, gdzie stosunek długu do zabezpieczenia przekracza 100 proc. – wylicza dyrektor w NBP.
Andrzej Jakubiak mówił wczoraj na posiedzeniu sejmowej komisji finansów publicznych, że są i takie kredyty, gdzie zadłużenie wynosi 150–160 proc. wartości nieruchomości.
Niezależnie od analizy potencjalnego wpływu umocnienia franka NBP zaprezentował w raporcie o stabilności symulację, jaki wpływ na bezpieczeństwo sektora bankowego miałoby nagłe pogorszenie koniunktury w naszej gospodarce (gdyby zamiast spodziewanego wzrostu o 3,0–3,3 proc. w najbliższych dwóch latach, PKB urósł jedynie o 1,6 proc. w tym i 0,4 proc. w przyszłym roku), czemu towarzyszyłby szok rynkowy – duży spadek kursu złotego, cen obligacji itp. W takim scenariuszu szokowym potrzeby kapitałowe naszego sektora bankowego oszacowano na 1,9 mld zł. Pod koniec września ub.r. kapitały działających w Polsce banków wynosiły niemal 140 mld zł.
NBP uważa, że nasz sektor finansowy jest stabilny. – Jedynym segmentem, gdzie nie następuje poprawa, tylko pogorszenie sytuacji, są spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe. Jego trudna sytuacja nie stanowi jednak zagrożenia systemowego, przez co my rozumiemy brak ciągłości świadczenia usług finansowych dla gospodarki – zastrzega Jacek Osiński. SKOK-i bezpośrednio nie są dużym kłopotem, bo mają niewielki udział w całym systemie finansowym, a dodatkowo w oferowanych przez nie usługach mogą być zastąpione przez banki. Ale pośrednio pewien wpływ mają: poniesione przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny wydatki na restrukturyzację tego sektora były jednym z powodów, że w tym roku składka na BFG wzrosła, co obniży zyski sektora bankowego.
Kontynuacja restrukturyzacji sektora SKOK jest jednym z rekomendowanych przez NBP działań na rzecz poprawy bezpieczeństwa systemu finansowego. Wśród rekomendacji jest też uchwalenie ustawy o Radzie ds. Ryzyka Systemowego, a także o restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji banków, a także o funkcjonowaniu banków spółdzielczych.

Są kredyty, gdzie zadłużenie wynosi 160 proc. wartości nieruchomości