Choć ustawa jest obiecywana od 2 lat, to w tej kadencji może już nie powstać. Projekt nowelizacji ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym i prawa bankowego jeszcze nie wyszedł z Ministerstwa Finansów. Resort pracuje nad zgłoszonymi do niego uwagami.
Roman Jamiołkowski, rzecznik firmy Provident – największego pozabankowego pożyczkodawcy w kraju – zwraca uwagę, że czasu, by zdążyć z uchwaleniem nowych przepisów jest coraz mniej. – Mamy nadzieję, że ustawa zostanie przyjęta przez parlament jeszcze w tej kadencji. W innym razie istnieje ryzyko, że prace nad tymi przepisami będą musiały zacząć się od nowa – mówi. To, jak bardzo potrzebna jest ta ustawa, widać choćby po poniedziałkowych wydarzeniach. Policja zatrzymała członków zarządu firmy Pomocna Pożyczka. Śledczy zarzucają im oszukanie 70 tys. osób na kwotę ok. 180 mln zł. Oszustwo polegało na tym, że od klientów pobierano opłaty za przygotowanie pożyczki, natomiast samych pożyczek nie udzielano.
Obawy branży o losy ustawy wynikają z dość długiego procesu jej przygotowywania. Około roku zajęło przedyskutowanie samych założeń, na których podstawie miały powstać szczegółowe przepisy: projekt założeń był gotowy w sierpniu 2013 r., rząd przyjął je w maju 2014 r. Pod koniec listopada ubiegłego roku Ministerstwo Finansów skierowało do konsultacji gotową nowelizację przepisów. I właśnie zgłoszone do niej uwagi teraz analizuje.
Pożyczkodawcom zależy na wejściu w życie nowych przepisów, bo liczą na to, że utrudniłyby one działalność takim firmom jak Pomocna Pożyczka. Zgodnie z projektem wprowadzony miałby być wymóg minimalnego kapitału zakładowego – ma on wynosić co najmniej 200 tys. zł. Działalność można by było prowadzić tylko jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością albo spółka akcyjna. Do tego członkowie jej władz nie mogliby być karani.
Marcin Borowiecki, dyrektor zarządzający Wonga.com w Polsce, przypomina, że dziś rozpoczęcie działalności pożyczkowej na polskim rynku jest stosunkowo łatwe i nadal takie będzie, jeśli zabraknie ustawy. – Jak grzyby po deszczu będą się mnożyć podmioty nieprofesjonalne, źle zarządzające ryzykiem, zarabiające przede wszystkim na wysokich opłatach windykacyjnych i przedłużaniu spłat – uważa Borowiecki.
Podobnego zdania jest Aleksander Rutkowski, menedżer w Kreditech Polska. Według niego rynek pożyczkowy wymaga regulacji głównie ze względu na ochronę praw konsumentów, pomogłyby one również wzmocnić zaufanie do tej branży.
– Brak przepisów spowodować może zachwianie się sektora pożyczkowego, a co za tym idzie, groźbę wykluczenia finansowego dla tysięcy klientów. Przypomnę, że pierwotnym celem ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym było zapewnienie bezpieczeństwa konsumentowi, a nie skupienie się na kosztach pożyczki i tworzeniu do tego specjalnych teorii – uważa. Ta uwaga odnosi się do pomysłu wprowadzenia limitu na tzw. koszty pozaodsetkowe (czyli np. opłaty za przyjęcie wniosku), ograniczenia kosztu windykacji oraz zakazu rolowania pożyczek (o kolejną w tej samej firmie klient będzie się mógł starać dopiero po trzech miesiącach).
Według naszych rozmówców w projekcie zabrakło jednak jednej istotnej regulacji: ustanowienia rejestru firm pożyczkowych, który prowadzony miał być przez wybraną instytucję państwową. Co prawda część branży próbuje sama stworzyć taki rejestr – np. Związek Firm Pożyczkowych – ale to za mało. Marcin Borowiecki jest zdania, że publiczny rejestr byłby realnym narzędziem sprawowania bieżącej kontroli nad rynkiem pożyczkowym dla organu, który by go prowadził.
– Dzięki rejestrowi nadzór mógłby skutecznie ograniczać skalę nielegalnych praktyk, które godzą w interesy konsumentów. Ten proces powinien być przejrzysty, a ustawa powinna wskazywać, kto odpowiada za nadzór i prowadzenie rejestru – uważa Marcin Borowiecki. – Taki publiczny rejestr jest niezbędny do uporządkowania sektora pozabankowego. Takie firmy jak Amber Gold czy Pomocna Pożyczka pozostają bezkarne, bo państwo często nie ma świadomości ich istnienia – wtóruje mu Roman Jamiołkowski.
OPINIA

Izabela Dąbrowska-Antoniak dyrektor działu prawnego Federacji Konsumentów

Proponowane regulacje dadzą tylko iluzję bezpieczeństwa

Projekt, który miał uregulować działalność firm pożyczkowych, od roku jest konsultowany przez resort finansów. To, czy Sejm zdąży go uchwalić przed wyborami, zależy od tego, jak duży nacisk polityczny i społeczny będzie w tej sprawie. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy jest wskazany pośpiech, by uchwalić przepisy w proponowanym obecnie kształcie. Bo znacząco różnią się one od pierwotnych założeń. Regulacja zaczyna przybierać miękką formę i nie do końca widzę sens tworzenia takich przepisów. W projekcie pozostały tylko wymogi dotyczące określonego kapitału i niekaralności członków zarządu. Wprowadzono przy tym przedziwną definicję instytucji pożyczkowej. I to sąd rejestrowy miałby w sumie oceniać, czy dany podmiot spełnia warunki wskazane w tej definicji. Sędzia dokonujący rejestracji w praktyce nie będzie w stanie ocenić, czy np. kapitał zakładowy pochodzi z kredytu, czy nie. Projekt nie wskazuje na to, kto miałby dokonywać takiej kontroli. W efekcie ochrona konsumentów może być tylko iluzoryczna. Tym bardziej, że wymóg 200 tys. zł kapitału stosunkowo łatwo spełnić, w zarządzie formalnie też mogą zasiadać osoby niekarane. Siłę tego projektu osłabiono w momencie, gdy zrezygnowano z oficjalnego rejestru firm pożyczkowych prowadzonego przez jakiś organ państwowy. Taki był skutek sporu o to, kto miałby go prowadzić. Moim zdaniem to błąd.