Nie wiem, czy kiedy wchodziła ustawa antylichwiarska, ktokolwiek przewidywał, że stopy procentowe w Polsce znajdą się na tak niskim poziomie - uważa Brendan Carney, wiceprezes Banku Handlowego.
Jak polskie banki będą sobie radziły z zarabianiem pieniędzy w warunkach niskich stóp procentowych?
Zmiany w otoczeniu sprawiają, że rynek staje się coraz bardziej wymagający, ale banki powinny sobie z tym poradzić. Na przykład limit maksymalnego oprocentowania kredytów spadł do 12 proc. Nie wiem, czy kiedy wchodziła ustawa antylichwiarska, która nakłada limit uzależniony od wysokości stopy lombardowej NBP, ktokolwiek przewidywał, że stopy w Polsce znajdą się na tak niskim poziomie. Obniżki stóp uderzają szczególnie mocno w takie produkty jak karta kredytowa. Ich oprocentowanie na rynku jest najczęściej bliskie maksimum, a dodatkowo mamy spadek interchange.
Mimo to liczba kart kredytowych w Polsce rośnie. Wzrost jest też, jeśli chodzi o zadłużenie.
Tak samo jest u nas. Już rok temu mówiliśmy z czym będziemy musieli się zmierzyć – jeśli niskie stopy utrzymają się dłużej, być może nawet do 2016 r., to era bankowości za darmo już się skończyła. Z jednej strony banki powinny zacząć jasno komunikować swoje opłaty, z drugiej jednak także wraz ze zmieniającym się otoczeniem rynkowym banki będą podnosić prowizje i opłaty. Świadkami tego drugiego już jesteśmy.
Ale darmowe rachunki nadal istnieją. Wkrótce dojdą unijne regulacje, zgodnie z którymi w każdym kraju powinna być dostępna oferta darmowego lub taniego rachunku. Tylko w jednej instytucji, ale to powinno mieć wpływ i na innych.
Nie chcemy być bankiem masowym. Chcemy dotrzeć do klientów zamożnych albo takich, którzy w przyszłości nimi się staną. Dla nich ważne jest inwestowanie oszczędności. Takie osoby dużo podróżują, robią transakcje za granicą, mają potrzeby związane z wymianą walut itp. I my mamy dla nich odpowiednią ofertę. Ale gdybyśmy próbowali z nią dotrzeć do klienta masowego, to byłoby tak, jakby Leo Messi grał w koszykówkę albo LeBron James – w piłkę nożną.

Co zrobicie, żeby skompensować spadek interchange?

Pracujemy nad ofertą kart kredytowych. Możemy tu skorzystać ze sprawdzonych, globalnych doświadczeń Citi. Na przykład w Australii interchange spadło już kilka lat temu do 0,15 proc. wartości transakcji. U nas jest to wciąż 0,5 proc. W ostatnich kilku latach budowaliśmy portfel na kartach typowo partnerskich. To się już zmienia. Generalnie model oparty na tym, ile punktów czy mil klient zdobędzie, płacąc daną kartą, nie będzie już wiodący. Ważna będzie elastyczność oferty, np. zniżki, jakie klient będzie mógł uzyskać dzięki wcześniejszym transakcjom. Jednocześnie rezygnujemy z części produktów. W to miejsce już wprowadzimy nowe. Pierwsza nowa karta pojawi się w listopadzie.

Handlowy przekształca sieć, zamieniając tradycyjne placówki na oddziały „smart” zlokalizowane w centrach handlowych. Nowe oddziały są zapewne droższe w utrzymaniu niż dotychczasowe. Czy w związku z tym są bardziej opłacalne?

To zależy od optyki, jaką przyjmiemy. Tradycyjny oddział jest otwarty przez 40 godzin w tygodniu. Oddział „smart” – ponad dwa razy dłużej, bo 84 godziny. Koszty rosną, bo placówka dłużej pracuje. Ale są dwie dodatkowe istotne rzeczy: nowe oddziały są mniejsze, bo pozbyliśmy się w nich papieru, ograniczona jest obsługa gotówkowa. W Warszawie udało nam się zmieścić oddział na 79 mkw. Jeśli spojrzeć na sieci handlowe, jak H&M czy Abercrombie & Fitch, to tam nie marnuje się żadnego centymetra. Cała powierzchnia służy klientom, niemal cała przeznaczona jest na sprzedaż. Sieci te mierzą sprzedaż na metr kwadratowy. My idziemy w podobnym kierunku. Druga rzecz: jeśli koszty takiej placówki przeliczyć na godzinę jej otwarcia, to one są znacznie niższe niż w tradycyjnym oddziale. I w ostatecznym rozrachunku oraz w dłuższej perspektywie placówki „smart” są dużo bardziej dochodowe.

Mówi pan, że nowe oddziały są bardziej efektywne. Ale liczba klientów banku nie rośnie, lecz spada.

Istotna jest dla nas nie tyle ogólna liczba klientów, ile to, jak wielu z nich mamy w strategicznych dla nas segmentach. W samym segmencie Citigold nasz portfel zwiększył się w ostatnich dwóch latach o jedną trzecią. Ale mamy też klientów z czasów, gdy byliśmy w większym stopniu nastawieni na rynek masowy, czy tych, którzy są u nas posiadaczami wyłącznie karty kredytowej. Jeśli takie osoby mają nasze produkty, ale są nieaktywne – od co najmniej 6 miesięcy nie wykonywały np. żadnej transakcji – wówczas rozstajemy się z nimi. Z drugiej strony dla klientów spoza strategicznych segmentów, czyli tzw. affluent i emerging affluent, nasza oferta przestaje też być konkurencyjna, więc odchodzą. I to także akceptujemy.

Jak wielu jest takich klientów?

Tego nie mogę zdradzić.

Efektywność oddziału liczy pan tak, jak sklepy. Banki będą upodabniać się do sieci handlowych? Czy może będą przenikać się z operatorami telekomunikacyjnymi – w Polsce mamy już kilka przykładów partnerstwa bank – sieć komórkowa.

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Banki realizują pięć potrzeb klientów: wydawanie, oszczędzanie, pożyczanie, inwestowanie i ochrona. Kluczowe będzie wydawanie – to, jak zapewnić klientowi jak najłatwiejszy dostęp do pieniędzy. Sieci komórkowe to jedno, ale są i inne inicjatywy, jak ostatnio Apple Pay, gdzie Citi jest partnerem, a Polska ma szansę być jednym z kolejnych krajów poza USA, gdzie Apple Pay mogłoby być uruchomione.

W Stanach Apple Pay ruszyło wczoraj. Kiedy w Polsce?

Tego nie wiemy, ale Polska jest dla Citi jednym z priorytetowych rynków.

Dlaczego?

To duży kraj. Poza tym Polska to jeden z najbardziej scyfryzowanych krajów w Europie. Jeśli popatrzeć na statystyki penetracji internetu, korzystania z kanałów cyfrowych, Polska lokuje się bardzo wysoko. Wyżej niż np. Singapur uważany za jednego z liderów.

Co Apple Pay zmienia z punktu widzenia banków?

Apple Pay i podobne projekty będą odgrywały dużą rolę, bo one mocno ułatwią wydawanie pieniędzy. Jednak w Polsce to nie przyniesie przełomu, bo tu już płaci się kartą zbliżeniowo, a różnica między wyjęciem z kieszeni portfela czy telefonu nie jest aż tak wielka. Co innego w Stanach. Tam to będzie prawdziwa rewolucja, bo w USA do tej pory płacenie kartą wiąże się z koniecznością złożenia podpisu. Nie korzysta się z numerów PIN.
Z punktu widzenia banków Apple Pay ma tę istotną cechę, że nie eliminuje karty płatniczej. Jej postać się zmienia, plastik może być zastąpiony czymś innym, ale karta jest tu cały czas potrzebna. Dlatego właśnie banki walczą teraz o miejsce na Apple Pay.

A co z innymi funkcjami banku: oszczędzanie, pożyczanie?

Tutaj też są ciekawe pomysły. Na przykład Amazon chce wykorzystać PayPal – system transakcyjny – do kredytowania małych firm. Z kolei Alibaba to jeden z największych graczy na rynku depozytowym w Chinach. Ludzie wpłacają tam pieniądze, żeby płacić za zakupy. Czyli oni stają się bankiem, tylko nie są regulowani jak bank. Podobnie może być z sieciami komórkowymi. Tyle że to powinno wiązać się z uzyskaniem licencji, spełnieniem wymogów kapitałowych, płynnościowych. Z byciem bankiem wiąże się posiadanie całej infrastruktury. To z jednej strony daje klientowi większe poczucie bezpieczeństwa, z drugiej jednak dla samej instytucji stwarza znacznie bardziej wymagające warunki do prowadzenia biznesu.