Niższe stopy NBP skutkują większymi opłatami i marżami na kredytach. Ale najbardziej wymierne jest obniżenie odsetek od depozytów.
Banki szybko reagują na trzy obniżki stóp procentowych dokonane od marca do maja przez Radę Polityki Pieniężnej, w efekcie czego stopa banku centralnego spadła z 1,5 proc. do 0,1 proc. U niektórych spośród największych graczy oprocentowanie standardowych lokat to już zaledwie 0,01–0,05 proc. Jeszcze niedawno takie stawki zdarzały się tylko w przypadku depozytów walutowych. Wprawdzie można założyć depozyt złotowy na korzystniejszych warunkach – obecnie za atrakcyjne można uznać odsetki przekraczające 1 proc. w skali roku – ale zwykle dotyczy to promocji, np. dla nowych klientów albo na nowe środki.
Do największych dostosowują się również mniejsze instytucje finansowe. Pokazuje to „wskaźnik kosztów finansowania” obliczany przez Instytut Rynku Finansowego na podstawie danych z kilkudziesięciu banków spółdzielczych. Działając na lokalnych rynkach, muszą brać pod uwagę stawki największych konkurentów. Według ostatnich dostępnych danych (z końca ubiegłego tygodnia) przeciętna stawka depozytu na jeden miesiąc spadła do 0,09 proc. w skali roku, a trzy- i sześciomiesięcznych do niewiele ponad 0,2 proc. w ujęciu rocznym. Jedynie w przypadku depozytów rocznych przeciętna stawka utrzymuje się w okolicach 0,6–0,7 proc.
To średnia dla wszystkich transakcji banków, które udostępniają swoje dane. Co oznacza, że mogą się zdarzyć umowy zarówno z wyższym, jak i niższym oprocentowaniem.
Zmniejszenie oprocentowania depozytów to w bankach najszybszy sposób na poprawę wyników finansowych. Depozyty są na ogół krótkoterminowe i muszą być często odnawiane. Kredyty są zaciągane na dłużej. Wynik odsetkowy, czyli różnica w oprocentowaniu depozytów i należności, to podstawowy element dochodów instytucji depozytowych.
Inflacja sprawia, że realnie klienci banków na lokatach nie zyskują, lecz tracą. Ale mogą tracić również w ujęciu nominalnym – czyli wpłacając określoną kwotę na konto, po miesiącu czy po kwartale mogą wyjąć mniej. Duża część depozytów jest utrzymywana na rachunkach bieżących lub kontach oszczędnościowych, za których prowadzenie banki pobierają opłaty. Nawet jeśli prowizja za prowadzenie takiego konta wynosi złotówkę – tak jest w przypadku rachunku oszczędnościowego w PKO BP, największym krajowym banku. Tam, żeby „wyjść na zero”, trzeba mieć na takim koncie minimum kilka tysięcy złotych. Ale od jutra oprocentowanie rachunku oszczędnościowego się zmienia – dotąd obowiązywała zasada, że im więcej środków, tym wyższa stawka (od 200 tys. zł było to 0,5 proc.). Teraz będzie odwrotnie – im więcej oszczędności, tym niższe oprocentowanie (poniżej 10 tys. zł będzie to, bez zmian, 0,2 proc., przy 200 tys. zł stawka spadnie do 0,01 proc.).
Bankowcy nie ukrywają chęci skompensowania dochodów utraconych ze względu na obniżki stóp NBP podnoszeniem prowizji. Jak wynika z danych Eurostatu, unijnego biura statystycznego, w kategorii „opłaty pobierane przez banki i urzędy pocztowe” w Polsce był w maju ponad 40-proc. wzrost. Podobnego wyniku nie odnotowano w tym czasie w żadnym z krajów Unii Europejskiej.
Podwyżki nie zawsze się jednak udają. Bank Pocztowy informował niedawno o zamiarze wprowadzenia opłat za prowadzenie konta oszczędnościowego. Sprzeciw klientów sprawił jednak, że wycofano się z tego kroku w odniesieniu do posiadaczy rachunków bieżących.
Niższe stopy procentowe przekładają się na obniżkę oprocentowania kredytów. Niekoniecznie jednak w takiej skali, jakiej chciałaby Rada Polityki Pieniężnej. Powód: banki podnoszą marże. To będzie miało wpływ na dochodowość nowego portfela, ale stanowi również zabezpieczenie przed wzrostem ryzyka, jaki wiąże się z pożyczaniem pieniędzy w okresie kryzysu. Wyższe marże to również sposób na zniechęcenie części klientów do zadłużania się. W ten sposób finansiści realizują zapowiedzi ograniczenia dostępu do kredytów. W odniesieniu do klientów indywidualnych hipoteki dają bankowcom największe możliwości. W kredytach konsumpcyjnych ograniczeniem jest limit wynikający z tzw. przepisów antylichwiarskich.
Inflacja sprawia, że realnie klienci banków na lokatach nie zyskują, lecz tracą