Klienci będą mieli prawo dowiedzieć się, jakie czynniki wpłynęły na ocenę ich zdolności kredytowej. Banki sięgną natomiast głębiej po informacje na nasz temat.
Problem profilowania klientów banków wzbudził chyba największe kontrowersje podczas prac nad ustawą wdrażającą RODO, czyli dostosowującą ponad 160 polskich ustaw do przepisów unijnego rozporządzenia. Jedną z ustaw nowelizowaną przez ten akt jest prawo bankowe (t.j. Dz.U. z 2018 r., poz. 2187 ze zm.). Nowe przepisy wprowadzają ustawową zgodę na profilowanie klienta przez bank na potrzeby badania zdolności kredytowej. Innymi słowy takie automatyczne badanie nie będzie uzależnione od zgody klienta. Sam wniosek wystarczy, by bank sprawdził nie tylko to, ile zarabia jego potencjalny klient, jakie ma wydatki i jak dotychczas spłacał zobowiązania, ale także np. jakich transakcji dokonywał kartą kredytową.

Wyjaśnienia obowiązkowe

Taka automatyczna ocena zdolności kredytowej jest dziś standardem i trudno z nią walczyć. Problem w tym, że ludzie nie wiedzą dlaczego oceniono ich tak, a nie inaczej. Zazwyczaj nawet nie mają pojęcia, jakie czynniki były brane pod uwagę.
Początkowo projekt zakładał, że poznają te informacje, ale tylko wówczas, gdyby decyzję podjęto w pełni automatycznie. Jeśli zaś w jakikolwiek sposób brałby w niej udział człowiek – już nie. W praktyce już samo zatwierdzenie oceny komputerowej przez analityka bankowego pozwoliłoby zatem odesłać klienta z kwitkiem (o problemie DGP pisał miesiąc temu w tekście „W banku firma ma lepiej niż Kowalski”).
Podczas prac sejmowych Fundacja Panoptykon zaproponowała zmianę tego przepisu i danie konsumentom prawa do informacji o powodach takiej, a nie innej decyzji kredytowej w każdej sytuacji. Mimo początkowego sprzeciwu, strona rządowa ostatecznie przychyliła się do tego rozwiązania i podczas wczorajszego posiedzenie połączonych komisji sejmowych: Administracji i Spraw Wewnętrznych oraz Sprawiedliwości i Praw Człowieka, zgłosiła odpowiednią autopoprawkę (patrz: ramka).
– Bank będzie zobowiązany przedstawić klientowi wyjaśnienie, które dane osobowe miały wpływ na ocenę jego zdolności kredytowej. Co więcej, nie będzie mógł pobierać opłat za udzielenie tych informacji – wyjaśnił sens poprawki Karol Okoński, sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji.
Żaden z posłów nie zgłosił sprzeciwu wobec tej propozycji, zatem została ona uwzględniona w przyjętej wersji projektu. Co cieszy Fundację Panoptykon.
– Prawdopodobnie będziemy jedynym krajem w UE, który przyznaje tak szerokie uprawnienia klientom banków. Będą mogli oni dowiedzieć się, jakie dane osobowe wziął pod uwagę algorytm i jak wpłynęły one na ocenę. Jeśli okaże się, że o niskiej ocenie zdecydowały np. zarobki wnioskodawcy, będzie on mógł sprawdzić czy wzięto pod uwagę wszystkie źródła jego dochodu. Będzie więc wiedział na jakie czynniki zwrócić uwagę w przyszłości – komentuje Katarzyna Szymielewicz z Panopotykonu.

Otwarty katalog

Co ciekawe, branża bankowa nie protestowała przeciwko zobowiązaniu jej do udzielania tych informacji. Jej zależało natomiast na tym, by otworzyć katalog danych, po które może sięgać przy ocenie zdolności kredytowej. Wyliczono w nim, jakie konkretnie informacje może sprawdzać bank (np. sytuację finansową, w tym dochody i wydatki, zawód, wykształcenie, miejsce pracy). Branża przekonywała, że paradoksalnie jego zamknięty charakter może uderzyć w klientów.
– Klient wnioskuje o kredyt na leczenie. Aby go udzielić, bank powinien mieć dostęp do danych o stanie zdrowia. Informacji takich nie ma w katalogu danych wskazanych w ustawie. Efekt? Najprawdopodobniej bank będzie musiał odmówić przyznania kredytu – podawał przykład Tadeusz Białek, dyrektor Zespołu Prawno-Legislacyjnego Związku Banków Polskich.
Ostateczne rząd i posłowie zgodzili się na otwarcie katalogu danych. Pozostawiono precyzyjne wyliczenie tych informacji, ale słowo „wyłącznie” zastąpiono sformułowaniem „w szczególności”. Oznacza to, że jeśli bank uzna jakieś informacje za ważne dla oceny zdolności kredytowej, będzie mógł głębiej ingerować w naszą prywatność. Czy pozwoli mu to wziąć pod uwagę np. informacje zamieszczane przez nas na portalach społecznościowych, dokąd jeździmy na wakacje? Trudno to dzisiaj przesądzić, ale otwarcie katalogu niepokoi niektórych ekspertów.
– Oznacza to tyle, że banki będą mogły wykorzystywać do oceny zdolności kredytowej takie dane, które spełniają ogólną regułę minimalizacji wynikającą z art. 5 RODO. To zaś oznacza, że będą swobodnie decydowały, po jakie dane mogą sięgać – zwraca uwagę dr Paweł Litwiński, adwokat w kancelarii Barta Litwiński.
– Większość z nas nie będzie w ogóle wiedziała, jakie informacje bank wykorzystał do oceny zdolności kredytowej, czy np. uwzględnił to, że kupujemy alkohol w niedzielę płacąc kartą kredytową. Dlatego nie podzielam radości z wprowadzonych zmian. Skorzysta z nich promil klientów, a na sukcesie banków może stracić prywatność nas wszystkich – dodaje. ©℗