Polacy kupują coraz więcej, co napędza gospodarkę, ale nie robią tego za pożyczone pieniądze. To zmniejsza ryzyko przegrzania koniunktury
Jak pożyczamy, jak oszczędzamy? / Dziennik Gazeta Prawna
Nie kwapimy się do pożyczania pieniędzy w bankach. Wartość kredytów rośnie, ale do boomu kredytowego z lat 2006–2008, kiedy to ostatnio konsumpcja prywatna zwiększała się tak mocno, jak w ostatnich dwóch kwartałach, bardzo daleko. Według danych NBP na koniec kwietnia (nowszych nie ma) kredyty konsumpcyjne w portfelach banków i instytucji finansowych wynosiły 167,3 mld zł. To o niecałe 7 proc. więcej niż rok wcześniej. Od kwietnia 2016 r. roczna dynamika jest stabilna i waha się w przedziale 7–8 proc. A wartość nowo zawartych umów w tym roku jest tylko o 1,7 proc. wyższa niż w tym samym okresie roku ubiegłego. Niemal w tym samym czasie (w I kw.) konsumpcja prywatna wzrosła o 4,7 proc. Ostatnio tak wysoki wzrost nasza gospodarka notowała pod koniec 2008 r. Ale wtedy wartość kredytów gwałtownie rosła, o ponad 30 proc. rok do roku.
Jaki z tego wniosek? Zakupy konsumentów, które napędzają teraz gospodarkę, tylko w niewielkim stopniu są finansowane długiem. Jarosław Janecki, ekonomista Societe Generale, mówi, że to zrozumiałe przy tak dobrej sytuacji na rynku pracy (niskie bezrobocie) i tak dużej skali transferów społecznych (z programu „Rodzina 500 plus” w 2016 r. trafiło do beneficjentów ponad 17 mld zł).
– Poprawia się sytuacja mniej zamożnych, a to właśnie ta grupa w przeszłości decydowała o skali popytu na kredyt. Dziś daje sobie radę bez zaciągania długów, a dodatki na dzieci traktuje już jako stałe źródło dochodu. Mogą o tym świadczyć najwyższe w historii wskaźniki koniunktury konsumenckiej – mówi Janecki.
Swoją teorię ma Sławomir Grzybek, dyrektor departamentu business intelligence Biura Informacji Kredytowej. Jego zdaniem rynek w dużym stopniu już nasycił tego typu kredytami konsumpcyjnymi.
– Jeśli zmierzyć nasycenie, porównując ich wartość do PKB, to jesteśmy na dość wysokim miejscu wśród krajów UE. W kredytach mieszkaniowych jest inaczej. Drugi powód to szereg zmian regulacyjnych nakładających na banki dodatkowe obowiązki. Mam na myśli choćby rekomendację T – mówi. Miała ona zapobiec przekredytowaniu klientów detalicznych i zbyt dużemu udziałowi kredytów detalicznych w bankach. Wprowadziła m.in. bardziej restrykcyjne metody oceny zdolności kredytowej (choć kilka lat temu jej zapisy zostały nieco poluzowane).
Grzybek dodaje, że charakterystyczne dla sposobu zadłużania się Polaków są dwie rzeczy. Pierwsza: choć wartość portfela kredytów konsumpcyjnych rośnie, to ich liczba zwiększa się dużo wolniej, albo nawet – jak w kwietniu tego roku – spada. To oznacza, że średnia wartość zaciąganego długu idzie w górę. Druga cecha: duży odsetek nowo zawieranych umów banki podpisują z klientami, którzy już zaciągali u nich kredyt. – Mamy do czynienia z odnawianiem spłaconych już kredytów. W ogólnej puli spada udział nowych klientów – mówi Sławomir Grzybek.
Eksperci wskazują, że dla popytu na kredyt może mieć również znaczenie jego cena – a ta, mimo niskich stóp procentowych, nie jest mała. Decyduje o tym wysokość prowizji. Fala zwiększania stawek przeszła przez rynek już w 2016 r. To tzw. szukanie rentowności przez banki, głównie w kredytach gotówkowych. Sławomir Grzybek mówi, że wynika to z inwestycji w szybkość udostępniania takiego kredytu. W niektórych bankach kredyt gotówkowy jest dostępny w ciągu kilku minut od złożenia wniosku.
Zdaniem ekspertów wyższe prowizje to nie tylko źródło zysku, ale i zabezpieczenie przed problemami ze spłatą kredytów. Banki odrobiły lekcję ze skutków ostatniego boomu kredytowego: gdy pod koniec 2008 r. wybuchł kryzys, portfel kredytów konsumpcyjnych zaczął się gwałtownie psuć. Pożyczki spłacane z opóźnieniem stanowiły nawet 18 proc. wartości całego portfela (obecnie jest to ok. 11 proc.).
Niezależnie od przyczyn małe wykorzystanie kredytu przy finansowaniu konsumpcji to nie jest zła informacja. Według Jarosława Janeckiego to, że zakupy są finansowane z własnych środków, minimalizuje ryzyko przegrzania koniunktury. – Nadmierne finansowanie kredytem prędzej czy później prowadzi do powstania nierównowag, które mogą skończyć się kryzysem – ocenia ekonomista. Jego zdaniem jednak taki stan może się zmienić, jeśli konsumenci poczują się zbyt pewnie. Ich potrzeby mogą się zwiększyć i wówczas sięgną po kredyt, by je sfinansować. Na razie mają pod ręką sporo gotówki, sądząc po dużym, 18-procentowym wzroście depozytów bieżących.
Więcej jest ludzi odnawiających stare kredyty niż biorących nowe