Wygląda na to, że dyskusja o opodatkowaniu surowca ściąganego z zagranicy niebawem się zakończy. Bo nie uda się przeforsować takiej propozycji ani w UE, ani w Światowej Organizacji Handlu.
Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Energii próbuje wraz z Ministerstwem Środowiska skonstruować opłatę od węgla z importu, bo paliwa wciąż przyjeżdża do nas za dużo. Fachowcy podchodzą do tego pomysłu sceptycznie, choć przekonują, że trzeba próbować.
Przed wejściem do UE Polska stosowała m.in. kontyngenty na węgiel z Rosji i Czech. Potem spółki węglowe próbowały m.in. składania skargi dumpingowej na węgiel z Rosji, nie udało się jednak udowodnić dotowania wydobycia ani nawet dopłat do transportu. – Próbowaliśmy szukać rozwiązań czy to podatkowych, czy to pod kątem parametrów węgla z importu. Ale będąc w Unii, nie da się po prostu tego zrobić. W żaden sposób – ocenia Krzysztof Gadowski, poseł PO.
– Zwykłe opodatkowanie czy akcyza nie wchodzą w grę. Polska jest członkiem UE i ponosi koszty pakietu klimatycznego. Tymi opłatami jest obciążony nasz węgiel. A ten sprowadzany spoza Unii nie ma tych obciążeń, co sprawia, że polski węgiel na polskim rynku nie ma tych samych parametrów konkurencyjnych – tłumaczył w niedawnym wywiadzie dla DGP wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. – Nie chcemy nikogo dyskryminować, ale nie możemy dyskryminować sami siebie. Skoro nie należy się spodziewać zdjęcia obciążeń z polskiego węgla, to szukamy innego rozwiązania – mówił.
– Inni takich opłat nie mają. Wspólna polityka energetyczna UE to mrzonka. Pamiętajmy, że jeśli Polska podjęłaby decyzję o zamknięciu swoich kopalni i zdecydowała się na uzależnienie od zagranicznego węgla, to o konkurencyjnych cenach, z jakimi mamy do czynienia dzisiaj, może zapomnieć – powiedział DGP Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej, która zapowiada walkę o polski rynek ciepłowniczy zdominowany przez węgiel z importu (zwłaszcza we wschodniej Polsce).
Turcji udało się wprowadzić podatek na część węgla z importu (15 dol. za tonę), ale ona nie jest członkiem UE. Zdaniem Pawła Nierady, eksperta Instytutu Sobieskiego, warto i w Polsce podejmować takie próby. – Ostatnia aktywność członków konsorcjum Nord Stream 2 zdaje się wskazywać, że polskie zastrzeżenia co do zgodności rosyjsko-niemieckiego rurociągu z regulacjami UE mogą mieć większe znaczenie dla jego powodzenia, niż stara się to nam przedstawić. Ale nawet jeśli okaże się, że nasza zdolność wywierania realnego nacisku jest ograniczona, to temat warto wywołać na poziomie unijnym, bo może być korzystny z powodu rozmów dotyczących naszych redukcji emisji. Poza tym daje nam inicjatywę w kontekście całej dyskusji o dekarbonizacji polskiej energetyki – powiedział DGP Nierada.
Innym sposobem na zatrzymanie węgla z importu może być zmiana ustawy o jakości paliw. Z tym że zaostrzone parametry dotyczące wyższej jakości węgla mogą się odbić czkawką części polskich kopalni produkujących najsłabsze paliwo.
Dlaczego importujemy węgiel kamienny, skoro Polska jest największym w UE i drugim w Europie (po Rosji) jego producentem? Rocznie z naszych kopalni wydobywa się ok. 70 mln ton. Zapotrzebowanie energetyki i ciepłownictwa to ok. 50 mln ton. Koksownictwa (na węgiel koksowy produkowany przede wszystkim przez Jastrzębską Spółkę Węglową) – ok. 10 mln ton. Odbiorców indywidualnych (głównie do ogrzewania domów) – ok. 11 mln ton. Czyli teoretycznie wszystko się bilansuje, a jednak do Polski przyjeżdża 8–10 mln ton surowca, na przykopalnianych zwałach leży zaś ponad 5 mln ton (wg danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu na koniec czerwca było to 5,2 mln ton).
Węgiel przyjeżdża do Polski głównie z Rosji, ale też z Australii czy RPA, bo przywiezienie stamtąd drogą morską tony węgla kosztuje zaledwie 6–8 dol. za tonę. Przy cenie 55 dol. – nawet dodając opłatę frachtową, przeładunek i transport kolejowy w Polsce – może to być wciąż taniej niż trzeba by zapłacić za krajowe paliwo. Dlatego linia opłacalności importu przesuwa się coraz bardziej na południe.
Ale cena to niejedyne kryterium. Zagraniczny węgiel jest czasem niezbędny – np. w koksownictwie, gdzie krajowego najlepszej jakości (to tzw. typ hard-35) po prostu jest za mało. M.in. dlatego JSW planuje zwiększenie produkcji tego surowca.
A co z cenami energii elektrycznej, której wciąż ok. 86 proc. produkujemy z węgla? Udział jego ceny w prądzie w gniazdku to ok. 14 proc. Zważywszy na to, że duża energetyka (PGE, Tauron, Enea i Energa) kontrolowana przez Skarb Państwa nie importuje węgla, przeciętny Kowalski o swoje rachunki za prąd (przynajmniej w kontekście cen węgla) może być na razie spokojny.
Krupiński do SRK, Sośnica dalej pracuje
Nikt nie straci pracy – przekonuje zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej po decyzji o przekazaniu nierentownej kopalni Krupiński do Spółki Restrukturyzacji Kopalń do końca 2017 r. Prezes JSW Tomasz Gawlik powiedział wczoraj, że załoga kopalni jest doświadczona i będzie potrzebna w pozostałych kopalniach spółki (są jeszcze cztery). – Pracowników najbardziej interesuje, jak organizacyjnie będzie przebiegał cały proces, do którego w moim odczuciu podchodzą z dużym zrozumieniem – mówił Gawlik. W ciągu ostatnich lat kopalnia przyniosła ok. 1 mld zł straty. Jednak jeszcze w maju resort energii nadzorujący sektor węglowy informował, że nie planuje jej zamknięcia. Na decyzję JSW pozytywnie zareagowała giełda – we wtorek kurs skoczył o 16,3 proc., w środę rósł w ciągu dnia o ponad 6 proc. Warunkową szansę na dalszą pracę otrzymała kopalnia Sośnica (Polska Grupa Górnicza). Jeśli jednak do końca stycznia nie poprawi rentowności – podzieli los Krupińskiego w SRK.