Według URE nawet 1200 firm, a więc znaczna część z ok. 8 tys., których sprawa dotyczyła, mogło nie podporządkować się ograniczeniom w poborze prądu.
Na początku sierpnia ubiegłego roku polski system energetyczny stanął pod ścianą – długotrwałe upały obniżyły poziom rzek, co sprawiło, że elektrownie musiały ograniczać produkcję energii ze względu na kłopoty z chłodzeniem bloków. Pojawiła się groźba blackoutu, czyli niekontrolowanego wyłączenia znacznej części systemu. Gdy zapotrzebowanie na energię jest większe niż produkcja, dochodzi do wyłączenia przeciążonych bloków. Ich odbiorców przejmują kolejne bloki i – jak w dominie – także są wyłączane z powodu przeciążenia. Nie ma mowy o ograniczeniach – prądu pozbawieni są wszyscy odbiorcy.
Aby się przed tym uchronić, Polskie Sieci Elektroenergetyczne ogłosiły 20. stopień zasilania, czyli ograniczenia w poborze energii dla większych odbiorców – takich, dla których wielkość mocy umownej określona w umowach została ustalona powyżej 300 kW. Są to głównie przedsiębiorstwa produkcyjne oraz handlowo-usługowe. Takich firm jest ok. 8 tys. Ograniczenia nie dotyczą gospodarstw domowych, szpitali czy instalacji wojskowych.
Wkrótce po tych wydarzeniach URE zapowiedział, że będzie kontrolować stosowanie się odbiorców do wprowadzonych ograniczeń. Efekty tej kontroli są zaskakujące. Okazuje się, że bardzo wiele firm nie wzięło sobie tych ograniczeń do serca. Efekt? Regulator wszczął ok. 1200 postępowań w związku z możliwością naruszenia przez odbiorców obowiązku stosowania się do ograniczeń w poborze energii elektrycznej. A to wcale nie musi być koniec, bo analizy danych za sierpień ubiegłego roku wciąż trwają.
Skąd tak szokujący wynik? Przede wszystkim z zaskoczenia – to pierwsze takie ograniczenia w III RP, więc wiele firm nie miało procedur na taką okoliczność. Nie wiedziało, w jaki sposób zastosować się do ograniczeń, w których działach firmy można ograniczyć pobór energii z jak najmniejszą stratą dla prowadzonej działalności. Nie zmienia to faktu, że skala naruszeń była groźna – powszechne nieprzestrzeganie ograniczeń może prowadzić do blackoutu. Dlatego prawo energetyczne przewiduje surowe sankcje – do 15 proc. rocznych przychodów firmy.
Ustalenie ostatecznego wymiaru kary leży jednak w kompetencjach prezesa URE, który zapewnia, że tym razem firmy – o ile postępowanie potwierdzi ich przewinienie – mogą liczyć na pewną taryfę ulgową. – Mając na uwadze wyjątkowość ubiegłorocznej sytuacji, uważam za co najmniej niecelowe ustalanie maksymalnego poziomu kar. Tym bardziej że w tych przypadkach nie możemy mówić o recydywie, powtórnym zaniechaniu czy niedbalstwie – uważa prezes URE Maciej Bando.
– Zeszłoroczne doświadczenie jasno pokazuje, że konieczne są zmiany mające na celu usprawnienie mechanizmu wprowadzania ograniczeń – uważa Maciej Bando. – Przede wszystkim obowiązujące rozporządzenie Rady Ministrów (określające warunki wprowadzenia ograniczeń – red.) w tym zakresie wymaga zmian – zauważa szef URE.
Takie zmiany w prawie powinny jego zdaniem zapewnić większą skuteczność działań oraz jednocześnie bardziej równomiernie i sprawiedliwie rozłożyć obciążenia poszczególnych odbiorców związane z wprowadzaniem ograniczeń. – Wierzę, że prace podjęte nad zmianą rozporządzenia pozwolą na szybką zmianę prawa i dostosowanie go do dzisiejszych realiów – podkreśla.
Drugim ważnym wnioskiem wynikającym z ubiegłorocznego „zaciemnienia” jest ujawnienie bałaganu w systemie energetycznym. To kamyczek do ogródka operatorów, wobec których URE również wszczął postępowanie. Dane dotyczące poboru mocy w okresie ograniczeń, które przedstawiali URE operatorzy, nie były zdaniem regulatora przygotowane rzetelnie – miały liczne braki, nieścisłości i były niezgodne z danymi źródłowymi pozyskiwanymi z odczytów. – Zaniedbania w przekazywaniu danych przez operatorów mają charakter rażącego niedbalstwa – stwierdził Maciej Bando.
Na to zwracały też zresztą uwagę niektóre objęte postępowaniem firmy. „Eksperci spółki wyrażają istotne wątpliwości co do zgodności danych przedstawionych przez URE, a pozyskanych od OSD, z posiadanymi przez spółkę danymi dotyczącymi poboru energii elektrycznej we wskazanym okresie” – tłumaczyła się w komunikacie giełdowa spółka PCC Rokita. To właśnie konieczność weryfikacji i uściślania tych niespójnych danych sprawiła, że URE wszczął pierwsze postępowania dopiero po niemal 10 miesiącach. Sytuację może zmienić wdrażany właśnie przez operatorów projekt centralnego systemu wymiany informacji, który pozwoli ujednolicić i szybciej przetwarzać dane z punktów pomiarowych.
W tym roku wystąpienie podobnych kłopotów jak w 2015 r. jest wprawdzie mniejsze – ze względu na lepszą pogodę, ale i uważniejsze rozplanowanie remontów w elektrowniach – niemniej dopóki nie zostaną ukończone prowadzone obecnie inwestycje w nowe moce, wciąż utrzymuje się zagrożenie ograniczeniami poboru mocy.
Ustalenie wymiaru kary leży w kompetencjach prezesa URE