Sprzeciwy kolejnych krajów wobec budowy drugiego bałtyckiego gazociągu zaczynają przynosić efekty. Prawdopodobne jest opóźnienie projektu.
Pod koniec lipca polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wysunął zastrzeżenia wobec gazociągu Nord Stream 2, wskazując, że powołanie konsorcjum do jego budowy zaszkodzi konkurencji na regionalnym rynku. Pytania UOKiK były na tyle szczegółowe, że członkowie konsorcjum poprosili o dłuższy czas na ustosunkowanie się do wątpliwości polskiego urzędu. To oczywiście nie jest rozstrzygające. Rzeczniczka urzędu Magdalena Cieloch podkreślała, że wydane przez polski urząd antymonopolowy zastrzeżenia „nie przesądzają o końcowym rozstrzygnięciu prowadzonego obecnie postępowania”. – Decyzja prezesa UOKiK będzie rozstrzygała wyłącznie w zakresie przewidzianym w zgłoszeniu. Ewentualny brak zgody zablokuje utworzenie przez sześć podmiotów wspólnego przedsiębiorcy – mówiła w wypowiedzi dla PAP.
Gdyby UOKiK nie wyraził zgody na stworzenie konsorcjum, sprawa trafiłaby zapewne do Komisji Europejskiej, co też nie byłoby dla Gazpromu dobrą wiadomością, i to z dwóch powodów. Po pierwsze Gazprom chce utrzymać wizerunek Nord Stream 2 jako czysto biznesowego projektu, do którego politycy i unijne struktury nie powinny się mieszać. Po drugie, Komisja Europejska jest coraz bardziej wobec tego projektu sceptyczna, o czym świadczy wywiad wiceszefa Komisji Europejskiej i komisarza ds. Unii Energetycznej Marosza Szefczovicza opublikowany pod koniec lipca. – Możemy debatować o formie aplikacji, ale wszystkie te zasady muszą zostać uszanowane przez każdego gracza. Nie możemy tolerować, że Nord Stream 2 powstaje w próżni prawnej albo w oparciu o rosyjskie prawo – ocenił komisarz. – Przechodzimy przez okres bezprecedensowego kryzysu i musimy realizować projekty, które wzmocnią europejską jedność – dodał. Jego zdaniem Nord Stream 2 do takich projektów nie należy.
Kolejne państwa są coraz bardziej sceptyczne wobec tego projektu – ostatnio dołączyły doń Włochy, kraj uchodzący za dość przyjazny wobec Rosji. Włosi opowiadają się za większą dywersyfikacją dostaw gazu do UE, a ponadto w tym sporze odgrywają rolę konkurenta Niemców. Po realizacji projektu Gazpromu to właśnie nasz zachodni sąsiad stałby się głównym europejskim hubem gazowym, a Włosi z dostępem do gazu północnoafrykańskiego mają podobne ambicje. Ponadto Włosi są nieco rozżaleni zablokowaniem projektu South Stream 2 i uważają, że północny gazociąg też powinien podlegać podobnym restrykcjom.
– Różne kraje protestują przeciwko drugiej nitce Nord Stream z różnych powodów. Kraje Europy Środkowej niepokoją się o dywersyfikację i przyszłość tranzytu gazu, inne, jak Włochy, martwią się o swoją pozycję – twierdzi Tomasz Chmal, ekspert ds. energetycznych Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Ważne jest, że liczba tych krytycznych głosów rośnie, a Polska zabiega o kolejne.
Kilka tygodni temu ministrowie spraw zagranicznych Polski, Litwy i Estonii wezwali rząd Danii do zablokowania Nord Stream 2. Minister Witold Waszczykowski poinformował Danię, że powinna powstrzymać gazociąg, który miałby przebiegać przez wody duńskie w pobliżu Bornholmu. W rozmowach z Duńczykami mamy atut – konkurencyjny wobec Nord Stream 2 projekt gazociągu Baltic Pipe, biegnący ze złóż gazu na Morzu Norweskim przez Danię do Polski. Byłby to projekt znacznie bardziej opłacalny niż zgoda na gazociąg Gazpromu. Warunkiem opłacalności jest jednak zablokowanie tego ostatniego.
Gazowi gracze / Dziennik Gazeta Prawna
Duńczycy podejmą decyzję zapewne po otrzymaniu wniosku o wydanie zgody środowiskowej. Procedura jej przyznania to zresztą kolejne potencjalne źródło opóźnień.
– Starania o zablokowanie Nord Stream 2 przynoszą efekty. Atmosfera wobec tej inwestycji jest z naszego punktu widzenia znacznie lepsza niż w przypadku budowy pierwszej nitki gazociągu. To zupełnie inny klimat. Wówczas zastrzeżenia wobec gazociągu były przemilczane bądź bagatelizowane. Dziś trwa dyskusja. Ale i warunki są inne. Skala niebezpieczeństwa jest większa i niektórym otwierają się oczy – twierdzi Tomasz Chmal. Przestrzega jednak przed zbytnim optymizmem. – Klucz do ostatecznego zablokowania projektu leży w Niemczech. Dobrze, że udaje nam się powiększać grono sojuszników w tej sprawie, ale o sukcesie zadecyduje przekonanie Niemiec do rezygnacji z projektu – twierdzi ekspert.
Projekt Nord Stream 2 zakłada budowę dwóch nitek gazociągu. Mają one biec z rosyjskiego wybrzeża Morza Bałtyckiego do punktu niedaleko Greifswaldu w Niemczech. Ich moc przesyłowa to 55 mld m sześc. surowca rocznie. Nowa magistrala miałaby zostać ukończona w 2019 r. Udziałowcami projektu są: Gazprom (50 proc. udziałów), OMV, BASF, Engie, Shell, Uniper (po 10 proc. akcji). Istniejący już Nord Stream 1 (także o przepustowości 55 mld m sześc.) biegnie z miejscowości Wyborg w Rosji do Greifswaldu w Niemczech. Jego długość wynosi 1222 km. Pierwszą nitkę oddano do użytku w 2011 r., drugą – rok później.