Elektrownie wiatrowe przysparzają samorządom i dochodów, i kłopotów. Podobnie może być z preferowanymi obecnie biogazowniami. Zwłaszcza że dziś brakuje przepisów antyodorowych.
Jeszcze kilka lat temu zakładano, że w Polsce do 2020 r. powstanie ok. 2000 biogazowni rolniczych. Tak wynika z dokumentu „Kierunki rozwoju biogazowni rolniczych w Polsce w latach 2010– –2020” przygotowanego w 2010 r. przez Polską Izbę Gospodarczą Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej we współpracy z resortem rolnictwa. Ale na początku lipca tego roku było ich tylko 92. Przyczyna? Niekorzystne przepisy o odnawialnych źródłach energii i niskie ceny zielonych certyfikatów. Także podejrzliwość i protesty mieszkańców, którzy podobnie jak nie chcą mieć migotania skrzydeł czy hałasu wiatraków, tak samo obawiają się odorów z instalacji przetwarzającej odpady.
Zdaniem ekspertów czarne chmury nad biogazowniami mogą zniknąć za sprawą nowelizacji ustawy z 20 lutego 2015 r. o odnawialnych źródłach energii (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 478 ze zm.; dalej: ustawa o OZE). – Od początku 2016 r. liczba biogazowni rolniczych wzrosła o 14 instalacji, a ich łączna moc zwiększyła się o 13,4 MW – wylicza Małgorzata Książyk, dyrektor biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
– Typowo rolniczych biogazowni, produkujących energię na potrzeby danego gospodarstwa, budowanych przez samych rolników, jest bardzo mało – mówi Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. A to wydaje się właściwym kierunkiem dla rozwoju biogazowni. I właśnie w tym kierunku idzie najnowsza nowelizacja ustawy o OZE z 22 czerwca 2016 r. (Dz.U. z 2016 r. poz. 925). Zawiera ona regulacje zmierzające do wytwarzania energii na własne potrzeby w oparciu o biogazownie rolnicze w Polsce. Zmiany mogą także spowodować, że zamiast instalacji o stosunkowo dużej mocy, zacznie powstawać więcej mniejszych obiektów. Tym samym znacznie więcej samorządów niż do tej pory zetknie się z tym problemem. Zwłaszcza że na korzyść ma się też zmienić kwestia stawek za certyfikaty. Zgodnie z nowelizacją świadectwa pochodzenia energii ze źródeł odnawialnych będą wydawane oddzielnie dla energii elektrycznej wytworzonej m.in. z biogazu rolniczego (tzw. niebieskie certyfikaty). – Tego rodzaju świadectwa pochodzenia nie będą poddawane presji rynkowej wynikającej z nadwyżki podaży nad popytem. To powinno spowodować wzrost ich cen, a tym samym poprawę sytuacji finansowej obecnie funkcjonujących biogazowni rolniczych – tłumaczy Małgorzata Książyk.
– Dzięki nowym zapisom cena certyfikatów dla biogazowni może wrócić do pierwotnego poziomu i sytuacja finansowa instalacji powinna się poprawić – uważa Beata Wiszniewska, dyrektor generalny Polskiej Izby Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej.
Wpływ na środowisko
Biogazownie przyczyniają się także do zmniejszenia negatywnego wpływu na środowisko odpadów pochodzenia rolniczego przez ich właściwe zagospodarowanie i utylizowanie. Zgodnie z art. 18 ust. 2 ustawy o odpadach z 14 grudnia 2012 r. (Dz.U. z 2013 r. poz. 21) odpady, których powstaniu nie udało się zapobiec, należy w pierwszej kolejności poddać odzyskowi. A fermentacja beztlenowa (inaczej biogazowanie) odpadów jest uznawana za ich odzysk. – Zatem zgodnie z hierarchią sposobów postępowania z odpadami jest to metoda przetwarzania odpadów bardziej korzystna niż inne procesy ich unieszkodliwiania – mówi Joanna Józefiak, radca ministra środowiska.
W 2015 r. biogazownie rolnicze zagospodarowały łącznie ok. 2,5 mln ton różnego rodzaju surowców pochodzenia rolniczego, z czego 82 proc. to odpady z rolnictwa i pozostałości z przetwórstwa rolno-spożywczego. Odchodów zwierzęcych przetworzono ok. 650 tys. ton, co stanowiło 26 proc. wykorzystanych substratów. W wyniku wytwarzania biogazu rolniczego powstało ponad 2,1 mln ton produktu ubocznego, który jest wykorzystywany jako nawóz. – Biogazownia produkuje fermenty mniej uciążliwe niż gnojowica czy obornik, a wytworzony nawóz jest lepszej jakości niż odchody z produkcji zwierzęcej – uważa Wiktor Szmulewicz.
Nie tylko zapach
Jednak biogazownia zazwyczaj kojarzy się z przykrym zapachem. – Odór z biogazowni jest nie większy niż z ferm trzody chlewnej czy drobiu – podkreśla Wiktor Szmulewicz. – Gnojowica z biogazowni ma mniej nieprzyjemny zapach niż nieprzetworzona. Lecz istotne jest także odpowiednie przechowywanie substratów w pojemnikach, tak by przykry zapach nie ulatniał się na zewnątrz. Ale ludzie wiedzą swoje – wyraźnie mówią o tym protesty, nierzadko skuteczne, które miały miejsce choćby w Łebczu w pobliżu Władysławowa, w Klepaczewie nad Bugiem, w gminie Zdzieszowice czy w Białczyku w Lubuskiem.
Mieszkańcy terenów wokół biogazowni obawiają się także zbyt częstych przejazdów samochodów dowożących substraty. Kiedy podstawowym substratem jest kiszonka kukurydzy, ruch ten kumuluje się w okresie 2–3 tygodni, kiedy kukurydza jest zbierana z pola i przewożona do silosów. Coraz częściej biogazownie decydują się jednak na obsiew różnymi gatunkami roślin, o zróżnicowanym terminie zbioru, jak np. żyto, trawy, buraki. Pozwala to rozłożyć w czasie transport biomasy. W przypadku wykorzystania substratów z przemysłu rolno-spożywczego ruch pojazdów byłby równomierny i umiarkowany. I tu znaczną uciążliwość może stanowić zapach, jeżeli pojazdy dostarczające substrat do zakładu nie są wyposażone w szczelne plandeki, bądź z nich nie korzystają.
Eksperci zwracają też uwagę, że w przypadku niewłaściwego zagospodarowania masy pofermetacyjnej istnieje ryzyko skażenia środowiska, zwłaszcza gleb i wód. Może też dojść do uszkodzenia roślin, migracji biogenów do wód gruntowych czy powierzchniowych. Ponadto istnieje niewielkie ryzyko wybuchu biogazu. Minimalizują je systemy zabezpieczające oraz zdalny monitoring.
Lepiej z planem
Z tych względów najkorzystniejszym rozwiązaniem – zdaniem ekspertów – jest, by biogazownia była uwzględniona w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania gminy, a następnie w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Wówczas sytuacja jest jasna i oczywista zarówno dla mieszkańców, jak i potencjalnego inwestora. – Jednak gdy nie ma planu miejscowego, konieczne będzie wydawanie przez gminę decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach oraz decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu – zwraca uwagę Monika Kondraszuk z Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
W trakcie oceny mieszkańcy mogą składać uwagi i wnioski dotyczące planowanej budowy, a organ wydający decyzję jest zobowiązany, by decyzja zawierała informacje o postępowaniu oraz o tym, w jakim zakresie uwagi te zostały uwzględnione. Reguluje to art. 85 ust. 2 pkt 1 lit. a ustawy z 3 października 2008 r. o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1235).
Od decyzji w sprawie uwarunkowań przysługuje odwołanie w ciągu czternastu dni. Jak wynika z utrwalonego orzecznictwa sądów administracyjnych, organ odwoławczy nie może się ograniczać do kontroli formalno-prawnej wcześniejszej decyzji, lecz powinien ponownie przeprowadzić postępowanie dowodowe i merytorycznie odnieść się do wszelkich zarzutów podnoszonych przez mieszkańców, a dotyczących m.in. prawidłowości zakwalifikowania inwestycji oraz jej wpływu na środowisko, w tym poziomu hałasu, emitowanych zanieczyszczeń, nieprzyjemnych zapachów oraz wpływu na wody gruntowe (por. wyrok NSA z 23 czerwca 2016 r., sygn. akt II OSK 2606/14).
Znaczenie ma również rozmieszczenie poszczególnych obiektów biogazowni względem siebie oraz najbliższego otoczenia w taki sposób, aby źródła hałasu były ukierunkowane przeciwnie do zabudowy mieszkaniowej oraz obiekty neutralne stanowiły ekran dla zabudowy mieszkaniowej. To samo dotyczy lokalizacji zbiorników na substraty oraz pofermentat, które najkorzystniej jest lokalizować w miejscu najbardziej oddalonym od zabudowy.
Eksperci przestrzegają przed błędami na etapie wydawania kolejnych pozwoleń administracyjnych, począwszy od decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, po pozwolenie na budowę, które powinno uwzględniać wszystkie wcześniejsze decyzje. Decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach – jeżeli dopuszcza powstanie nowej biogazowni – nakłada na inwestora wiele warunków w zakresie standardów środowiska, dlatego mają się one znaleźć w projekcie budowlanym. Zobowiązuje również na inwestora do dokonania dodatkowych analiz porealizacyjnych, bądź prowadzenia monitoringu środowiska.
OPINIA EKSPERTA
Joanna Wilczyńska ekspert spółki ATMOTERM SA zajmującej się doradztwem w zakresie ochrony środowiska / Dziennik Gazeta Prawna
Biogazownie rolnicze o mocy większej niż 0,5 MW, ze względu na charakter ich działalności, zalicza się do grupy przedsięwzięć mogących potencjalnie znacząco oddziaływać na środowisko, dla których sporządzenie raportu o oddziaływaniu na środowisko nie ma charakteru obligatoryjnego. To wynika z par. 3 ust. 1 pkt 45 lub 80 rozporządzenia Rady Ministrów z 9 listopada 2010 r. w sprawie określenia przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 71). W takiej sytuacji przedsiębiorca do wniosku o decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach musi dołączyć kartę informacyjną przedsięwzięcia. Na tej podstawie wójt, burmistrz czy prezydent miasta decyduje, czy niezbędne jest sporządzenie raportu o oddziaływaniu na środowisko, a tym samym przeprowadzenie oceny oddziaływania na środowisko. To zaś daje możliwość udziału lokalnej społeczności już na tym etapie i wyjaśnienia wątpliwości. Gdy alternatywą jest np. wylewanie gnojowicy na pola, powinno dać się mieszkańców przekonać, że uciążliwość będzie mniejsza, a nie większa. Te przepisy nie dotyczą tylko biogazowni rolniczych do 0,5 MW.
OPINIA EKSPERTA
Daniel Chojnacki radca prawny, Domański Zakrzewski Palinka sp.k. / Dziennik Gazeta Prawna
Organy samorządu gminy powinny działać na rzecz możliwie pełnej transparentności postępowań. Informacje dotyczące planowanych inwestycji powinny być podawane do publicznej wiadomości już na etapie złożenia wniosku inwestorskiego do urzędu gminy. Nieodłącznym elementem procedury oceny oddziaływania na środowisko jest jednak możliwość składania przez każdego zainteresowanego uwag i wniosków co do planowanej biogazowni. W przypadku wystąpienia rozbieżności pomiędzy perspektywą inwestora i okolicznych mieszkańców, powyższe powinno przybierać postać nie tylko oficjalnej wymiany pism, lecz także możliwości bezpośredniego zaprezentowania swoich racji przez społeczeństwo oraz inwestora. Praktyka pokazuje, że organizowanie otwartych rozpraw administracyjnych lub mniej formalnych spotkań konsultacyjnych z mieszkańcami niejednokrotnie przyczynia się do szybszego załatwienia sprawy, a jednocześnie czyni całość postępowania prostszym i bardziej zrozumiałym w jego odbiorze, co stanowi warunek konieczny – choć niewystarczający – uzyskania akceptacji społecznej danej inwestycji. Jednocześnie samorządy gmin nie powinny podchodzić do obowiązków informacyjnych wobec społeczeństwa w sposób wypaczający ich sens, np. poprzez prowadzenie konsultacji w okresie wakacyjnym lub świątecznym, np. wywieszając obwieszczenie 23 grudnia, co de facto ogranicza możliwość zajęcia stanowiska przez mieszkańców.
PYTANIA DO EKSPERTA
Marek Haliniak główny inspektor ochrony środowiska / Dziennik Gazeta Prawna
Weszły już przepisy powodujące, że tworzenie biogazowi staje się bardziej opłacalne. Często jednak takie inwestycje są oprotestowywane przez mieszkańców ze względu na odory. A ustawy antyodorowej wciąż nie ma...
Mamy to na uwadze. W poniedziałek 18 lipca przyjmujemy kodeks dobrych praktyk antyodorowych pokazujący, jak działać, by uciążliwości te były ograniczane, jak zapobiegać źródłom odorów. Jest w nim cały rozdział poświęcony biogazowniom.
Ale będą to tzw. dobre praktyki, a nie powszechnie obowiązujące prawo. Gdy był pan szefem GIOŚ za poprzednich rządów PIS, forsował pan ustawę antyodorową. Czy wycofujecie się z tego?
Absolutnie nie. Wracamy do koncepcji ustawy. Być może jeszcze w tym albo w przyszłym tygodniu przygotujemy projekt do uzgodnień międzyresortowych, a także międzynarodowych. Uzgodnienie takiego aktu wcale nie jest proste. Generalnie chcemy w tym zakresie pozostawić wiele swobody gminom. Tak żeby mogły decydować, czy wybierają OZE czy np. wolą stawiać na turystykę.
I jak władze postawią na OZE, to mieszkańcy niewiele będą mieli do powiedzenia?
To nie tak. Mieszkańcy powinni mieć większy wpływ już na etapie planowania inwestycji, bo zamknięcie już działającego obiektu to rzeczywiście bardzo trudna sprawa. Wówczas mieszkańcy muszą udowodnić, że coś działa wadliwie. Najwłaściwsza droga to przygotowanie planu miejscowego i poddanie go konsultacjom społecznym.