W czwartek wpłynął do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii autorstwa posłów PiS; przewiduje on odroczenie o sześć miesięcy - do czerwca 2016 r. - wejścia w życie przepisów dotyczących wsparcia dla małych źródeł OZE i zasad aukcji OZE.

W uzasadnieniu do projektu wnioskodawcy wskazali, że chodzi o opóźnienie wejścia w życie przepisów rozdziału 4 ustawy z 20 lutego 2015 r. o odnawialnych źródłach energii, w szczególności kwestii dotyczącej uruchomienia systemu aukcyjnego do zakupu energii elektrycznej z instalacji odnawialnych źródeł energii, a także mechanizmów wspierających wytwarzanie energii elektrycznej w mikroinstalacjach o łącznej mocy zainstalowanej elektrycznej nie większej niż 10 kW.

Przyjęta w lutym ustawa o OZE jest kluczowa z punktu widzenia rozwoju rynku odnawialnych źródeł energii w Polsce. Jej najważniejsze zapisy dotyczą wprowadzenia nowego systemu wsparcia tego rodzaju energetyki. Chodzi przede wszystkim o aukcje OZE i system taryf gwarantowanych dla mikroinstalacji. Część zapisów ustawy o OZE obowiązuje od maja, część - szczególnie kluczowy rozdział czwarty, dotyczący wsparcia i systemu aukcji miał wejść w życie od 1 stycznia 2016.

System aukcyjny polega na tym, że rząd zamawia określoną ilość energii odnawialnej. Jej wytwórcy przystępują do aukcji, którą wygrywa ten, kto zaoferuje najkorzystniejsze warunki. System aukcyjny miał zastąpić dotychczasowy system wsparcia energii odnawialnej (tzw. zielone certyfikaty).

W maju br. ówczesny resort gospodarki zgłosił potrzebę nowelizacji ustawy z lutego. Środowiska związane z OZE podczas wielomiesięcznych konsultacji krytykowały proponowane przez ministerstwo rozwiązania. W efekcie opóźnień nowelizacja nie została przyjęta. Ze względu na to, a także ze względu na brak rozporządzeń dot. m.in. aukcji OZE konieczna jest bardzo szybka nowelizacja; bez niej bowiem system zielonych certyfikatów przestałby działać, zaś system aukcyjny nie mógł wejść w życie. Posłowie proponują więc, by certyfikaty mogły funkcjonować.

Jak powiedział PAP prezes Instytutu Energii Odnawialnej Grzegorz Wiśniewski przyjęta w lutym ustawa o OZE jest z gruntu "bardzo zła" i powinna zostać gruntownie zmieniona.

"Z przykrością muszę stwierdzić, że ta ustawa od dwu lat traciła swoje atuty i obecnie - szczególnie jej IV rozdział, to bomba z opóźnionym zapłonem, którą poprzednia ekipa podłożyła pod resort energii - powiedział. Jego zdaniem przepisy wymagają weryfikacji a nawet prześledzenia całego procesu legislacyjnego.

"Ta ustawa powinna być poddana przeglądowi, ze względu na różne zagrożenia dla inwestorów, a także ze względu na to, że przyjęto błędne założenia; miało być tanio, a będzie drogo" - dodał. Dlatego potrzebna jest pilna nowelizacja ustawy gwarantująca bezpieczeństwo inwestycyjne najmniejszym wytwórcom - prosumentom.

Zdaniem Wiśniewskiego polski system aukcyjny zapisany w ustawie jest "ewenementem na skalę światową". "To kumulacja wszystkich ryzyk" - dodał.

Jednym z głównych grzechów systemu aukcyjnego jest - podkreślił szef IEO - brak "koszyków" dla poszczególnych technologii OZE, czyli fotowoltaiki, wiatru czy biomasy. Jak wyjaśnił, aukcje powinny być po to, by przynajmniej na początku tworzenia rynku, technologie ze sobą konkurowały. Tymczasem – jak wskazał - według naszych przepisów nie wiadomo kto z kim konkuruje. Jego zdaniem nieadekwatne też są ceny referencyjne, które wyliczono z pominięciem zasady staranności, nie uwzględniają wszystkich kosztów i ryzyk, w tym kary za niedostarczenie zaoferowanej na aukcji energii. Wszystkie te ryzyka podnoszą realne koszty systemu. Duże firmy koszty te wliczają do swej działalności, najmniejsi uczestnicy rynku - prosumenci - są najbardziej narażeni.

"Tam grożą nietrafione decyzje inwestycyjne, które mogą obniżyć dochody rozporządzalne gospodarstw domowych" – powiedział Wiśniewski i wskazał na ostatnie interpretacje przepisów autorstwa byłego MG, z których wynika, że taryfy przewidziane w ustawie na całość zaoferowanej energii dopłaty byłyby stosowane tylko dla nadwyżek ponad konsumpcję własną, a nie całej wyprodukowanej energii.

"Przygotowano już tysiące mikroinstalacji pod ustalone prawo, tymczasem pojawiała się niekorzystna interpretacja. W efekcie ludzie, nie będą w stanie spłacać komercyjnych kredytów, które brali na swoje inwestycje ze względu na plany skorzystania z taryf gwarantowanych - przewiduje Wiśniewski. Jego zdaniem w poselskim projekcie w ocenie skutków regulacji nie uwzględniono, że odsunięcie wejścia w życie części prosumenckiej spowoduje negatywne skutki u prosumentów - "najsłabszej grupy na rynku energii, która ma przeciwko sobie "dobrze wyposażone w nieprzejrzyste prawo koncerny". Dlatego - jak podkreślił - grupa ta wymaga " szczególnej troski" ze strony prawodawcy.

Na sytuację prosumentów, którzy - jak wynikało z zapisów ustawy - mogli liczyć na wsparcie ze strony państwa w postaci taryf gwarantowanych, zwrócił też uwagę ekspert ds. energii WWF Polska Tobiasz Adamczewski. "Ci ludzie mogą się czuć oszukani" - powiedział. Jego zdaniem sześciomiesięczne odroczenie, które da czas na poprawienie ustawy o OZE, musi być wykorzystane na to, by ludzie, którzy chcą być prosumentami "mieli czarno na białym napisane, czy im się to opłaca".

Również Włodzimierz Ehrenhalt uważa, że odroczenie wejścia w życie części przepisów ustawy o OZE "nie jest pozbawione sensu. Zwrócił uwagę, że nadal będą działać zielone certyfikaty i że w uzasadnieniu do projektu nowelizacji posłowie wskazali na konieczność pochylenia się nad sytuacją polskich biogazowni.

Zapowiadając - w rozmowie z PAP - zmiany w ustawie o OZE, szef resortu energii Krzysztof Tchórzewski powołał się m.in. na dane, z których wynika, że w Polsce działa nieco ponad 60 biogazowni, podczas gdy w Niemczech prawie 2 tys., a w Czechach blisko tysiąc. "Więc w tej dziedzinie, biorąc pod uwagę ilość (…) użytków rolnych, możliwości uprawy kukurydzy itd., to jest kierunek, który musimy wzmocnić, jeżeli chodzi o nasze efekty energetyczne" - uznał.

Tchórzewski zasygnalizował, że "w ustawie trzeba będzie inaczej ustawić ekonomię". Przypomniał m.in., że energia z wiatraków kosztuje obecnie prawie 500 zł za megawatogodzinę, podczas gdy z biogazowni – trochę ponad 300 zł/MWh.

Istniejące polskie biogazownie znalazły się w bardzo trudnej sytuacji m.in. z powodu drastycznego spadku cen tzw. zielonych certyfikatów, czyli mechanizmu wsparcia dla źródeł OZE. W ub.r., średnia cena wynosiła jeszcze 186,53 zł/MWh. W lipcu br. zdarzały się takie dni, kiedy kosztowały one poniżej 100 zł. Powodem tej przeceny jest nadpodaż certyfikatów wynosząca około 15 TWh, czyli około 10 proc. rocznego zużycia energii w Polsce.