Rząd zapowiada program naprawczy dla Kompanii Węglowej, eksperci narzekają na sytuację polskiego górnictwa. Andrzej Sadowski z Centrum Adam Smitha ocenia, że zapowiadane wczoraj przez Ewę Kopacz posunięcia to tylko półśrodki, które nie uratują rodzimej branży górniczej. Jego zdaniem, potrzebne są między innymi zmiany w prawie. Dziś aż roi się od absurdalnych przepisów. Sadowski przytacza jedną z regulacji, w myśl której absolwenta szkoły górniczej można zatrudnić dopiero dwa lata po zakończeniu nauki.

Od 2008 roku światowa cena węgla spadła o 70 procent. Polski węgiel jest droższy od między innymi czeskiego, rosyjskiego, czy chińskiego. Ekspert uważa, że rodzima branża jest obciążona kosztami, które powinien ponosić rządowy budżet. Jego zdaniem, wydobyciem powinny się zająć tylko pomioty prywatne. Jeśli do tego nie dojdzie, górnictwo podzieli los przemysłu stoczniowego.
Sadowski przypomina, że w czasach, kiedy można było sprzedać stocznie prawdziwym inwestorom, nie zrobiono tego. Dziś więc po dobrze niegdyś prosperującym przemyśle zostało tylko wspomnienie - podsumowuje ekspert.


Zdaniem Sadowskiego, branży przez wiele lat szkodziły też związki zawodowe, które nie chciały się zgodzić na zmiany podwyższające konkurencyjność polskiego węgla. "Teraz związkowcy powinni pójść po rozum do głowy, by całkowicie nie odciąć gałęzi, na której siedzą." - dodaje. Konieczna jest większa elastyczność w zakresie zatrudnienia i płac tak, by kopalnie mogły się szybko dostosować do trendów cenowych. Andrzej Sadowski przypomina, że cen węgla nie ustala się dziś w Polsce, ale tworzy je rynek.

Tymczasem związkowcy zapowiadają, że nie zgodzą się na zwalnianie ludzi i zamykanie kopalń.