Wiadomo już, że gazu łupkowego nie mamy tyle, by sfinansować z niego przyszłe emerytury i rozłożyć na łopatki Gazprom. Jednak projekt łupkowy wciąż ma szanse na sukces. Tyle że w skali mikro.
Wycofanie się trzech północnoamerykańskich koncernów z poszukiwań gazu łupkowego w Polsce wywołało falę dyskusji o tym, czy jest sens liczyć na to, że surowiec ten będzie kiedykolwiek wydobywany w Polsce. Nic dziwnego. Do ExxonMobil, Talismana i Marathon Oil należała bowiem niemal co piąta koncesja poszukiwawcza w naszym kraju. Firmy zrezygnowały z nich, choć w wiercenia zainwestowały w sumie około 160 mln dol. Zdążyły wykonać 11 otworów, a więc 25 proc. spośród wszystkich wywierconych w naszym kraju. Żadne z tych wierceń nie zakończyło się jednak sukcesem. – Nie znaleźliśmy pokładów nadających się do komercyjnej eksploatacji – twierdzi Paweł Pudłowski, dyrektor w Marathon Oil.
Również żadna z pozostałych firm poszukujących w naszym kraju niekonwencjonalnego surowca do tej pory nie ogłosiła sukcesu. Dlatego niektórzy analitycy wydali wyrok. – Nie wierzymy już w perspektywy związane z gazem łupkowym – mówi Tamas Pletsera z Erste Group.
Część ekspertów sądzi jednak, że jest zbyt wcześnie, by pisać epitafium dla łupkowych inwestycji w Polsce i przesądzać o ewentualnej porażce poszukiwań. Dlaczego? Bo w USA, gdzie łupkowy boom został zapoczątkowany, wierci się 5 tys. otworów rocznie, tymczasem w Polsce wykonano ich zaledwie 44 (trzy kolejne są w trakcie wiercenia).

Nadzieja umiera ostatnia

Bertrand Le Guern, szef Petrolinvestu, przekonuje, że właśnie teraz, w tak trudnym momencie dla łupkowego projektu, trzeba go kontynuować. Wskazuje na Amerykę, która dziś zbiera owoce z rosnącej produkcji gazu, ale poprzedziła to dekadą ciężkiej pracy i ogromną liczbą nietrafionych odwiertów. Prof. Jerzy Nawrocki, dyrektor Państwowego Instytutu Geologicznego, zapewnia z kolei, że gaz z łupków mamy, co pokazują zresztą znane mu testy wydobytych z otworów rdzeni, prowadzone przez firmy w warunkach laboratoryjnych. Nikt jednak dzisiaj nie jest w stanie powiedzieć, ile surowca drzemie w polskich złożach ani czy jego wydobycie będzie technicznie możliwe i opłacalne. Aby to ustalić, potrzeba minimum 200 odwiertów.
W publikowanych dotąd prognozach eksperci wskazywali, że możemy mieć od 1 do nawet ponad 5 bln m sześc. gazu z łupków. To gigantyczne ilości, które wystarczyłyby na dziesięciolecia, a nawet setki lat gazowej samowystarczalności. Dziś nie ma wątpliwości – amerykańskie szacunki okazały się zbyt optymistyczne. – Zachęciły one zagraniczne firmy do przyjazdu do Polski i zdobycia koncesji, ale jednocześnie nastawiły polityków entuzjastycznie. Zbyt entuzjastycznie – mówi Andrzej Szczęśniak, analityk rynku paliw. Jego zdaniem teraz, gdy ta polityczno-medialna bańka łupkowa pękła, nadszedł czas, by spojrzeć prawdzie w oczy. – Nie wydobędziemy gazu przed wyborami, nie zafundujemy emerytom emerytur, jak obiecywał premier, i nie rozłożymy na łopatki Gazpromu – podkreśla. Jednak projekt łupkowy wciąż ma szanse na sukces, tyle że w skali mikro.
PIG szacuje, że w najbardziej prawdopodobnym scenariuszu możemy mieć 346–768 mld m sześc. gazu. Według Andrzeja Szczęśniaka to wciąż zbyt optymistyczna prognoza. – Bardziej ufam danym przygotowanym przez USGS, czyli amerykańską służbę geologiczną – dodaje. A te wskazują na zaledwie 27–146 mld m sześc. Również w PIG coraz chętniej skłaniają się ku takim szacunkom. Jeden ze scenariuszy prezentowanych przez krajowych geologów wskazywał zasoby na poziomie 34–76 mld m sześc. To ilość, która wystarczyłaby nam na ledwie kilka lat.

Czy to się opłaca?

Jednak wydobycie nawet tak skromnych złóż nie będzie proste. Struktura geologiczna Polski różni się od tej w USA, nie da się więc wprost zaimplementować technologii wykorzystywanej dotychczas przez Amerykanów. Część spółek poszukiwawczych przekonało się o tym na własnej skórze. Sromotną porażkę poniosło m.in. PGNiG. Przeprowadziło zabieg szczelinowania w otworze Lubocino na pomorskiej koncesji Wejherowo, gdzie według planów miało ruszyć pierwsze komercyjne wydobycie, ale efekt był mizerny. Wbrew oczekiwaniom nie udało się pozyskać odpowiedniego przepływu gazu. W spółce przyznają, że wystąpiły kłopoty ze szczelinowaniem.
Geolodzy zauważają, że problem technologiczny to dziś kluczowe wyzwanie. – Oczywiście, po odwierceniu tylko nieco ponad 40 otworów rozpoznawczych nie możemy stwierdzić, czy wniosek ten jest zasadny dla całego pasa polskich łupków – zastrzega prof. Nawrocki z PIG. Dodaje jednak przy tym, że jeśli nie poprawimy technologii wydobycia, może się powtórzyć historia z wydobyciem metanu z pokładów węgla. Zakończona fiaskiem.
PGNiG jednak nie poddaje się. – Wykonamy kolejny odwiert – zapowiada już p.o. prezes Mirosław Szkałuba. Kolejne szczelinowanie w Lubocinie zaplanowano na III kw. tego roku. W tym tygodniu koncern rozpoczyna również wiercenia w ramach projektu KTC, na koncesji Wejherowo. Projekt zakładał współpracę PGNiG z KGHM i firmami energetycznymi, jednak strony do tej pory nie porozumiały się w tej sprawie. – Partnerzy cyzelują umowę. Bez względu na efekt negocjacji na własny koszt i ryzyko ruszamy z pracami – oznajmia prezes Szkałuba.
Eksperci tłumaczą, że o ile dla PGNiG poszukiwania wpisane są w podstawę działalności, to trudno dziwić się niechęci koncernów spoza branży. Tym bardziej że nie mogą być pewne efektu ekonomicznego. A raczej powinny być świadome jego braku. – Zakładane przez Państwowy Instytut Geologiczny konserwatywne, ale najbardziej prawdopodobne wydobycie na poziomie 7 proc. całkowitych zasobów geologicznych nie zapewnia, jak się wydaje, ekonomicznej opłacalności eksploatacji w dzisiejszych warunkach rynkowych – nie ukrywa prezes PIG.
Kurt Oswald, analityk A.T. Kearney, jest jednak optymistą. Według niego szansa na wydobycie gazu z łupków jest spora, ale w dłuższej perspektywie. – Produkcja nie będzie ekonomicznie uzasadniona na pewno przed 2018 r. Jednak Polska ma szansę zostać liderem w produkcji niekonwencjonalnego surowca w Europie – podkreśla.

Problem z przepisami

Aby jednak tak się stało, potrzebne są regulacje sprzyjające ryzykownym inwestycjom wydobywczym. – A tych nie ma – wskazują zgodnie przedstawiciele branży poszukiwawczej. Według Grażyny Piotrowskiej-Oliwy, byłej prezes PGNiG i wiceprezydent Pracodawców RP, bez przepisów zachęcających i ułatwiających wydobycie trudno myśleć o sukcesie. Zdaniem wielu fachowców to może być kluczowa bariera dla łupkowego sukcesu. – Potrzeba dobrego prawa, by inwestorzy nie rezygnowali – powtarzają.
Branża napotyka dziś całą masę barier administracyjnych, to powoduje opóźnienia w pracach. – Firmy czekają poza tym na finalny kształt nowych ustaw. To wszystko sprawia, że klimat wokół gazu łupkowego uległ pogorszeniu – przyznaje Izabela Albrycht, prezes Instytutu Kościuszki.
Prace nad regulacjami łupkowymi trwają od dwóch lat, a dotąd nie przybrały realnego kształtu (chodzi o ustawę – Prawo geologiczne oraz nowe regulacje podatkowe dla sektora wydobywczego – mówi się, że w czerwcu rząd ma przyjąć projekt ustaw, a do końca roku powinien zatwierdzić je Sejm). Branża zgodnie krytykuje proponowane rozwiązania. Kontrowersje budzi m.in. powołanie Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych, który miałby być udziałowcem każdej nowo wydanej koncesji. Zgodnie z założeniami resortu środowiska koncesje będą przyznawane w przetargach, a w negocjacjach większe szanse będzie mieć ten, kto przekaże NOKE większy udział w zysku i zmniejszy jego udział w kosztach prac. To może odstraszyć inwestorów. Adam Ruciński, prezes BTFG Audit, były przewodniczący Komitetu Inwestycyjnego Krajowego Funduszu Kapitałowego, tłumaczy, że problem może się pojawić tam, gdzie przewidywane zyski z inwestycji są niskie w stosunku do przewidywanych nakładów. – Państwo powinno wspierać projekty wydobywcze przede wszystkim poprzez wysoką jakość stanowionych przepisów oraz racjonalnie określone daniny publiczne. Tworzenie dodatkowych bytów zarządzanych bezpośrednio lub pośrednio przez urzędników zawsze budzi moje wątpliwości o ich sens – uważa Ruciński. Według niego koszt pośrednictwa NOKE na pewno znajdzie swoje odzwierciedlenie w cenie wydobytego gazu. – W końcu ktoś musi za to zapłacić – dodaje.

Grzegorz Pytel ekspert od ropy i gazu w Instytucie Sobieskiego

Trzeba zreformować branżę poszukiwawczą

Od kilku miesięcy obserwujemy, jak Ministerstwo Środowiska poszukuje instytucjonalnych rozwiązań dla działalności poszukiwawczo-wydobywczej gazu z łupków, m.in. poprzez propozycję powołania Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych. Jednak zasadnicza przeszkoda w rozwoju branży leży gdzie indziej – potrzebuje ona fundamentalnej reformy. Próba stworzenia nowej ustawy węglowodorowej wyznaczającej warunki poszukiwania oraz wydobycia w Polsce nie podejmuje tego wyzwania. Ustawa powinna z jednej strony gwarantować władzom państwowym kontrolę nad tym procesem i odpowiednio wysokie dochody w przyszłości. Z drugiej strony ustawa powinna umożliwić firmom prywatnym podejmowanie wielkich i długoterminowych inwestycji opartych na stopie zwrotu uzasadniającej podejmowane ryzyko. Poszukiwanie i wydobycie gazu z łupków w Polsce jest na wczesnym etapie, więc ryzyko jest bardzo wysokie, często wręcz niemożliwe do oszacowania. Brak jasno zdefiniowanych warunków zwiększa to ryzyko, więc firmy oczekują wyższej stopy zwrotu. Władze z kolei nie wychodzą naprzeciw tym oczekiwaniom, by nie narazić się na oskarżenie oddawania bogactwa narodowego inwestorom.
Struktura branży poszukiwania i wydobycia węglowodorów w Polsce opiera się na firmach państwowych. Z punktu widzenia rachunku ryzyka inwestycyjnego bez głębokich zmian strukturalnych w sektorze poszukiwania i wydobycia węglowodorów, które miałyby zarówno charakter wolnorynkowy, jak i zachowaną kontrolę strategiczną państwa, nie da się stworzyć korzystnych warunków zachęcających prywatnych inwestorów do podejmowania długoterminowych decyzji inwestycyjnych.