Przepisy dotyczące sytuowania farm wiatrowych nie zabezpieczają interesów osób sąsiadujących z nimi – alarmuje RPO.
Wiatraki do regulacji / DGP
W takim tonie wypowiadają się także projektodawcy nowelizacji ustawy – Prawo budowlane i ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Ich projekt, który czeka na stanowisko rządu, zakłada m.in. wprowadzenie zapisu, zgodnie z którym elektrownie wiatrowe o mocy przekraczającej 500 KW nie będą mogły być budowane w odległości mniejszej niż 3 kilometry od zabudowań mieszkalnych oraz terenów leśnych.
Nowela ma za zadanie chronić – jak czytamy w uzasadnieniu – przed „szkodliwym wpływem niekontrolowanego rozpowszechnienia instalacji wytwarzających energię wiatrową”, z którą mamy – zdaniem posłów (PiS) – do czynienia. I coś jest na rzeczy.

Brak jasnych norm

Obecne regulacje prawne nie określają w sposób metryczny odległości, jakie powinny być zachowywane przy sytuowaniu farm wiatrowych. Czynią to pośrednio regulacje dotyczące ochrony środowiska, m.in. rozporządzenie w sprawie dopuszczalnych poziomów hałasu w środowisku (Dz.U. z 2007 r. nr 120, poz. 826 z późn. zm.). Wyznacza ono poziomy hałasu, jakie mogą być emitowane na terenach przeznaczonych pod zabudowę mieszkaniową. Regulacje znajdziemy także w rozporządzeniu w sprawie dopuszczalnych poziomów pól elektromagnetycznych w środowisku oraz sposobów sprawdzania dotrzymania tych poziomów (Dz.U. z 2003 r. nr 192, poz. 1883 z późn. zm.). Ograniczenia tworzone przez te akty brane są pod uwagę w postępowaniu środowiskowym, a więc w procesie wydawania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach przedsięwzięcia. Decyzja ta ma jednak charakter, jak podkreśla się w orzecznictwie, rozstrzygnięcia wstępnego względem przyszłego zezwolenia na realizację konkretnej inwestycji i pełni wobec niego jedynie funkcję prejudycjalną (NSA, sygn. akt II OSK 821/08).
Również regulacje ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (t.j. Dz.U. z 2003 r. nr 2012, poz. 647 z późn. zm.) w zakresie sytuowania farm wiatrowych mają charakter bardzo ogólny. Stanowią jedynie, że jeżeli na obszarze gminy przewiduje się wyznaczenie obszarów, na których rozmieszczone będą urządzenia wytwarzające energię z odnawialnych źródeł energii o mocy przekraczającej 100 kW, lokalizacja tych obszarów musi być przesądzona zarówno w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy, jak i w miejscowym planie zagospodarowania.
„Z uwagi jednak na to, że tylko niewielki obszar terytorium kraju pokryty jest planami miejscowymi, w znacznej liczbie wypadków lokalizacja farmy wiatrowej dokonuje się jedynie w oparciu o decyzję o warunkach zabudowy” – wskazuje Stanisław Trociuk, zastępca rzecznika praw obywatelskich, w piśmie do ministra transportu, budownictwa i gospodarski morskiej z marca tego roku.
RPO sugeruje wprowadzenie norm ochronnych gwarantujących poszanowanie zdrowia ludzi mieszkających w sąsiedztwie farm wiatrowych. Wskazuje, że ogólne zapisy to za mało.
„Przyjęto dość ogólnikowe założenie, że powinno to (lokalizowanie wiatraków – red.) wynikać z konkretnego stanu faktycznego, w szczególności zależeć od charakteru przedsięwzięcia i charakteru zabudowy. Tymczasem, jak wskazują organizacje społeczne zgłaszające się do rzecznika, praktyka przyjęta w innych krajach, w szczególności w Niemczech, ma być zupełnie inna, a normy techniczne – znacznie bardziej precyzyjne i rygorystyczne” – dodaje Stanisław Trociuk. Precyzyjne wskazanie odległości farm wiatrowych od siedzib ludzkich umożliwiłoby zniwelowanie negatywnego wpływu elektrowni na zdrowie i życie człowieka, które są wartościami chronionymi konstytucyjnie.

Pomiar odległości

Jednak zdaniem prawników określenie sztywnej minimalnej 3-kilometrowej odległości turbin wiatrowych od zabudowań może zablokować dalsze inwestycje. A planowane zmiany do ustawy – Prawo budowlane i ustawy o planowaniu o zagospodarowaniu przestrzennym należy ocenić w szerszym kontekście rozwoju energii z odnawialnych źródeł w Polsce.
– Na podstawie pakietu klimatyczno-energetycznego Unii Europejskiej, którego ważniejsze postanowienia zostały zawarte w dyrektywie 2009/28/WE (Dz.Urz. UE L 140/16), Polska zobowiązała się do zwiększenia udziału energii produkowanej z odnawialnych źródeł w krajowej konsumpcji do 15 proc. do 2020 r. – wskazuje Dag Nilsson, radca prawny, partner w kancelarii Nilsson & Partners.
I dodaje, że również „Polityka energetyczna Polski do 2030 r.” jako dokument kreślący cele strategiczne w zakresie energetyki wymienia rozwój wykorzystania odnawialnych źródeł energii. I to jako jeden z podstawowych kierunków.
– W praktyce ze względu na warunki geograficzne jednym z głównych sposobów osiągnięcia powyższego celu jest budowa elektrowni wiatrowych. Założenia poczynione w komentowanym projekcie zmierzają zaś do znacznego ograniczenia tego rodzaju inwestycji – argumentuje mecenas Dag Nilsson.
Jako ryzykowne wskazuje w szczególności wprowadzenie sztywnej odległości 3 km od zabudowań mieszkalnych oraz terenów leśnych.
– Uzasadnienie projektu zmiany ustawy nie precyzuje, na jakiej podstawie taka odległość została wyliczona. Symulacje dokonane na przykład na terenie województwa opolskiego wykazały, że przy takich założeniach na terenie całego województwa nie ma miejsca, na którym takie elektrownie można by zbudować – przekonuje ekspert.
Z tą opinią zgadza się Renata Robaszewska, wspólnik w kancelarii Robaszewska & Płoszka. Radcowie Prawni.
– Ze względu na rozproszoną zabudowę polskich wsi trudno wyobrazić sobie teren, na którym można ulokować turbiny wiatrowe w trzykilometrowym oddaleniu od zabudowań. Teren farm wiatrowych zgodnie z propozycją nowelizacyjną powinien być jednocześnie oddalony, ale dobrze skomunikowany. Założenia te wykluczają się wzajemnie – zauważa mec. Robaszewska.

Ryzyko awarii

Zbyt bliska odległość od zabudowań to niejedyny problem dotyczący tych inwestycji. Podczas posiedzenia podkomisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia poselskiego projektu nowelizacji wskazano, że wiatraki nie podlegają w trakcie użytkowania żadnym zewnętrznym kontrolom, czy to nadzoru budowlanego, czy dozoru technicznego.
– Badania mówią, że statystycznie raz na 100 lat każda turbina ulega awarii polegającej na rozpadzie. Raz na sto lat oznacza, że średnio park wiatrowy posiadający 100 turbin będzie miał taką awarię raz w roku – wskazywał profesor Grzegorz Pojmański z wydziału fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, prezes stowarzyszenia Trójkąt Warmiński.
A to stwarza niebezpieczeństwo dla sąsiadujących z farmami gruntów.
Jak podkreślał fizyk, niezrozumiała jest sytuacja, gdy Certyfikat Urzędu Dozoru Technicznego konieczny jest dla podnośnika, na którym opuszcza się skrzynki z ciężarówki, a ogromne urządzenia o energii porównywalnej z energią pędzącej lokomotywy, kręcące się na wysokości 150 metrów, nie są przez żaden urząd kontrolowane.
– Co więcej, wytrzymałość materiałowa śmigieł określona jest na około 15–20 lat. Wiadomo, że po tym terminie prawdopodobieństwo katastrofy rośnie. A w Polsce na farmach wiatrowych stawiane są wyeksploatowane turbiny z zagranicy – argumentował profesor Pojmański.
Prawnicy przyznają tym twierdzeniom rację. Zauważają jednak, że prawo energetyczne (Dz.U. z 1997 r. nr 54, poz. 348 ze zm.) przewiduje kary pieniężne dla podmiotów, które nie utrzymują w należytym stanie technicznym swoich urządzeń, a więc między innymi turbin wiatrowych.
– Każda awaria powoduje przestoje i co za tym idzie utratę potencjalnych zysków dla wytwórcy energii. Z powyższych względów funkcjonowanie turbin jest na bieżąco monitorowane i są one regularnie serwisowane. Dodatkowe obowiązki mogą być zawarte w decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach czy o pozwoleniu na użytkowanie farmy wiatrowej – wskazuje mecenas Nilsson.
Tym niemniej nie ma ustawowych przepisów, które nakazywałyby takie kontrole.
– Kwestia monitoringu stanu technicznego elektrowni wiatrowych budzi wątpliwości wynikające przede wszystkim ze złożonej konstrukcji tych urządzeń. Typowa elektrownia wiatrowa łączy w sobie elementy budowlane (fundamenty, wieża) oraz techniczne (generator, skrzynia przekładniowa, łopaty wirnika etc.) – przekonuje Jan Bagatela, radca prawny w kancelarii Schoenherr.
I dodaje, że kontrola stanu technicznego powinna dotyczyć ich wszystkich.
Z punktu widzenia prawa budowlanego budowlę stanowią wyłącznie części budowlane elektrowni wiatrowej, więc tylko te elementy mogą być poddane kontroli organów administracji architektoniczno-budowlanej i nadzoru budowlanego.
– Budzący największe kontrowersje element elektrowni, czyli turbina z całym oprzyrządowaniem, kontroli tej wydaje się jednak wymykać (choć nie jest to wniosek oczywisty). Urządzenia te nie zostały też wymienione w rozporządzeniu Rady Ministrów określającym rodzaje urządzeń podlegających dozorowi technicznemu – wyjaśnia mecenas Bagatela.
Opodatkowanie wiatraków
Zgodnie z projektem elektrownie wiatrowe o mocy przekraczającej 500 kW mają być wpisane do kategorii „budowli” (w ustawie prawo budowlane). Opodatkowane podatkiem od nieruchomości są jedynie części budowlane elektrowni wiatrowych (fundament, maszt) jako odrębne pod względem technicznym części przedmiotów składających się na całość użytkową. Jeśli wiatraki zostałyby uznane za budowlę, mogłoby to oznaczać, że opodatkowana będzie cała konstrukcja, ze wszystkimi jej elementami i urządzeniami, a zatem również: wirnik z łopatami, generator, skrzynia biegów, transformator, rozdzielnia elektryczna, instalacje zdalnego sterowania, systemy alarmowe i inne. Podatek od budowli wynosi do 2 proc. jej wartości.