Trudno nie odnieść wrażenia, że obecny minister skarbu najbardziej interesuje się energetyką. Wskazują na to i jego wypowiedzi, i zaangażowanie firm, w których państwo ma decydujący głos, w poszukiwanie gazu łupkowego i kolejne projekty energetyczne.
Nie tak dawno nawet dostało się ministrowi za to, że przedkłada poszukiwanie gazu łupkowego nad stawianie elektrowni jądrowej. Pomińmy kiepską jakość merytoryczną ataku. Nadal jednak kręcimy się wokół prądu.
Wyrazem tego zainteresowania jest także program odchudzenia państwowych firm. Niektóre z wielkich koncernów od zawsze (czyli od chwili powstania kilka lat temu) były konglomeratami spółek i spółeczek, inne zaś z czasem stały się takim zbiorowiskiem firm mniej i bardziej zależnych.
Zarządzanie takimi organizmami na pewno nie jest łatwe. Zastanawiam się, ile czasu szefom wielkich firm zajmuje właściwe zarządzanie, a ile – polityka kadrowa związana ze spółkami zależnymi. Pamiętajmy, to w końcu firmy powszechnie uznawane za państwowe, gdzie każdy poseł z danego regionu chciałby mieć to i owo do powiedzenia.
To odchudzenie jednak ma także inny cel – zebranie pieniędzy na programy energetyczne. Poszukiwania gazu łupkowego kosztują mnóstwo pieniędzy, podobnie jak bloki energetyczne. Nie da się potrzebnych sum zgromadzić wyłącznie z zysków i kredytów, potrzebne są własne środki.
Osobiście życzę ministrowi sukcesów w odchudzaniu firm. Nawet jeśli jedynym skutkiem będzie stworzenie mniejszych, ale bardziej sterownych i choć częściowo mniej upolitycznionych firm, które będą w przyszłości radziły sobie lepiej w Polsce i za granicą. Jeśli zaś okaże się, że przy okazji uda się dokopać do gazu i zapewnić naszemu krajowi bezpieczeństwo energetyczne, sukces będzie ogromny.
Mam jednak nadzieję, że minister wie o łupkach więcej niż my. Bo jeśli po prostu ryzykuje, może zostać zapamiętany jako ten, który niepotrzebnie wpompował miliardy złotych w ziemię.