Gdy UE podbija cele klimatyczne, a OECD apeluje do polskiego rządu o przyspieszenie inwestycji publicznych w niskoemisyjną energię, Warszawa topi kolejne miliardy w schyłkowym węglu. W piątek, w dzień Barbórki, wiceminister aktywów państwowych oraz pełnomocnik rządu ds. transformacji spółek energetycznych i górnictwa węglowego Artur Soboń powiedział w wywiadzie dla „Trybuny Górniczej” i netTG.pl, że trzy kwartały 2020 r. przyniosły w górnictwie węgla kamiennego stratę w wysokości 3,35 mld zł.
W kolejnych latach sama Polska Grupa Górnicza ma według własnych wyliczeń potrzebować 2 mld zł rocznie, by utrzymać się na powierzchni. W świetle wyników branży, które podał Soboń, zasadne wydaje się pytanie, czy ta kwota nie będzie większa. Co więcej, porozumienie rządu ze związkami zawodowymi przewiduje zamknięcie ostatniej kopalni węgla kamiennego w 2049 r., czyli 11 lat po Czechach i 31 lat po Niemczech (ostatnią kopalnię węgla kamiennego zamknięto tam w 2018 r., a najpóźniej w 2038 r. ma być wyłączony ostatni blok węglowy w elektrowni).
Mówiąc o spodziewanych punktach spornych w rozmowach z Komisją Europejską, Soboń wskazał właśnie mechanizm dotowania kopalń. Bo nawet jeśli rząd ma życzenie topić kolejne miliardy w nierentowny węgiel, to na pomoc publiczną musi zgodzić się Bruksela, która zasadniczo od 2018 r. pozwala wspierać tylko zamykanie kopalń.
– Program pomocowy dla sektora górnictwa węgla kamiennego oparty będzie, tak jak ma to miejsce przez ostatnie 30 lat, na środkach budżetu państwa – przyznał otwarcie we wspomnianym wywiadzie wiceminister.
Zatem do górnictwa dosypuje już kolejny rząd, ale cena utrzymywania go przy życiu rośnie coraz szybciej wraz z drożejącymi pozwoleniami na emisję CO2 i spadającym popytem na węgiel ze strony spółek energetycznych, które zdały sobie sprawę, że nie mają życia na giełdzie, jeśli nie będą inwestować w zielone technologie. I robią to, nie oglądając się na rządowe wytyczne, a wręcz zaczynają wywierać presję na rządzących m.in. w sprawie wydzielenia aktywów węglowych. Rządowe strategie już dawno przestały nadążać za rynkiem i brukselską rzeczywistością. Kolejna aktualizacja strategii energetycznej do 2040 r. zakłada dwa scenariusze, przy czym nawet ten ambitniejszy nie odpowiada aktualnym planom Brukseli. 11 grudnia na unijnym szczycie przywódcy mogą wyrazić zgodę na nowy, 55-proc. cel redukcji emisji CO2 do 2030 r. (dotychczasowy cel to 40 proc.).
W obawie przed protestami na Śląsku rząd jak ognia unika wypisania aktu zgonu dla węgla, a byłby nim zatwierdzony przez rząd dokument. Wszystko wskazuje na to, że także w 2021 r. wejdziemy, podtrzymując – przynajmniej częściowo – węglową iluzję, co zdaje się czynić sam premier Mateusz Morawiecki, mówiąc o potencjale górnictwa przy okazji Barbórki. Z barbórkowej wypowiedzi Sobonia dla TOK FM wynika zaś, że 15 grudnia rząd dopiero zaproponuje związkowcom projekt umowy społecznej w sprawie wygaszania górnictwa. Jej podpisanie nastąpi zapewne w 2021 r.