- „Nowa normalność” powinna być bardziej zrównoważona, bardziej zielona. Dotyczy to m.in. gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej, które po 30 latach przemian wciąż są dość energochłonne - mówi w rozmowie z DGP Grzegorz Zieliński, szef Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju na Europę Środkową i kraje bałtyckie.
Czy pandemia i recesja w Polsce zmieni strategię Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju w naszym kraju?
Obowiązuje strategia przyjęta przez Radę Dyrektorów dwa lata temu. Ona ma trzy podstawowe filary. Jeden to przejście na gospodarkę niskoemisyjną. Drugi to wspieranie konkurencyjności polskich przedsiębiorstw i gospodarki. Trzeci to szeroko rozumiany rozwój lokalnego rynku kapitałowego. Nie widzimy potrzeby, by od żadnego z tych trzech filarów odchodzić, aczkolwiek pandemia i nowa sytuacja sprawia, że musimy na naszą działalność spojrzeć trochę inaczej.
Czyli jak?
Już 13 marca 2020 r. Rada Dyrektorów przyjęła, tzw. pakiet solidarności. On dotyczy wszystkich krajów, w których działamy, nie tylko Polski. W największym skrócie mowa o pomocy w podtrzymaniu płynności dla naszych dotychczasowych klientów. Później to zostało rozszerzone również na podmioty powiązane z naszymi klientami. Klientami są często np. spółki celowe, więc wsparcie może objąć również ich firmy matki czy podmioty w ramach grup kapitałowych. W drugim pakiecie koncentrujemy się też na wsparciu dla tzw. infrastruktury krytycznej. Rozumianej jako usługi ważne z punktu widzenia całej gospodarki czy gospodarki lokalnej.
Czy były już przypadki wniosków z Polski o takie finansowanie?
Oczywiście. Włącznie z zatwierdzeniem przez Radę Dyrektorów. W ciągu najbliższych kilku tygodni będziemy podpisywać umowy kredytowe.
Jakie kwoty wchodzą w grę?
Dwa pierwsze projekty – jeden już zatwierdzony, drugi jeszcze przed finalną decyzją – to równowartość 100 mln euro.
Mieliśmy też dużo zapytań od spółek, które dotąd nie były naszymi klientami. Z nimi też pracujemy, choć nie jesteśmy w stanie im pomóc w ramach uproszczonych procedur.
Szukają wsparcia płynnościowego?
Koncentrujemy się teraz na wsparciu płynnościowym, ale też np. sfinansowaliśmy farmę wiatrową – to inwestycja długoterminowa z bardzo długim okresem finansowania. Wspominam o tym, bo zamknęliśmy tę transakcję już w nowej rzeczywistości, w której wiele banków, wielu inwestorów zastanawia się, czy to dobry moment do zaciągania długoterminowych zobowiązań.
Jak wygląda teraz ocena ryzyka nowego klienta? Jeśli do was przychodzi, to zapewne nie dostał finansowania w swoim banku. EBOR jest dla niego „pożyczkodawcą ostatniej instancji”.
Żeby odpowiedzieć, muszę wrócić do absolutnych podstaw funkcjonowania naszej instytucji, która z jednej strony ma mandat transformacyjny, który wywodzi się z wczesnych lat 90. Musimy wykazać, że nie wypieramy rynku komercyjnego. „Kryterium dodatkowości” było poważnym tematem jeszcze w zeszłym roku. Teraz łatwiej nam pokazać że nasze finansowanie jest niezbędne. Trzecim filarem naszego działania jest „sound banking”. Nie jesteśmy w stanie, jak niektóre instytucje rozwojowe, przedstawić finansowania, zakładając, że prawdopodobnie nie odzyskają środków. My musimy zawsze upewnić się, że mamy szansę odzyskać to, co inwestujemy. Jeśli ryzyko jest wyższe, to musimy oczekiwać większej premii. Ale też chcę podkreślić, że nasz „apetyt na ryzyko” jest większy niż banków komercyjnych.
Czy wychodzenie z kryzysu będzie sprzyjać „zielonym” inwestycjom?
Jestem przekonany, że tak. Trudno promować zieloną gospodarkę w momencie, gdy wiele polskich firm z trudem radzi sobie z utrzymaniem płynności. Ale kryzys się skończy, a „nowa normalność” powinna być bardziej zrównoważona, bardziej zielona. Dotyczy to m.in. gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej, które po 30 latach przemian wciąż są dość energochłonne. Pewne zaszłości postkomunistyczne wciąż tu funkcjonują. Energia elektryczna, cieplna 30 lat temu nie miała tu wyceny rynkowej i przyzwyczajenia odbiorców nie pozwalały na szybką transformację. Takie kraje jak Polska, Łotwa czy Słowacja pod względem efektywności energetycznej są niestety bardzo nisko. Wychodząc z kryzysu, będzie to można poprawić. W Polsce już dziś widzimy odmrożenie, jeśli chodzi o OZE. Proszę zobaczyć, jak na ten temat rząd mówi dziś, a jak mówił dwa–trzy lata temu.
Górnicy nie zamilkli.
Ich trzeba słuchać. Oni mają swój punkt widzenia. Odpowiedzią jest „sprawiedliwa transformacja” energetyczna, o której mówi Unia Europejska. Czyli skierowanie środków w rejony górnicze. Transformacja, która i tak się dokonuje, mogłaby przebiegać szybciej i w inny sposób, jeśli zaprzężone będą dodatkowe środki na tworzenie miejsc pracy w innych sektorach, przekwalifikowanie się pracowników, ale też promocję nowych gałęzi gospodarki. My z pewnością w sprawiedliwą transformację również będziemy się angażować.
Czy dziś EBOR może się zaangażować w zielone inwestycje realizowane przez państwowe firmy?
Tak. Robiliśmy już takie rzeczy. W latach 2010 i 2013 udzieliliśmy dużych kredytów gdańskiej Enerdze: 300 mln zł i 800 mln zł. Trzy lata temu daliśmy finansowanie PGE w wysokości 500 mln zł. To spółki z dominującym udziałem Skarbu Państwa. To były umowy, w których wykorzystanie naszych środków jest bardzo ściśle zdefiniowanie. Ono szło albo na poprawienie efektywności w dystrybucji energii, albo na stworzenie nowych mocy przyłączeniowych dla sektora OZE. I jestem przekonany, że nadal będziemy taką działalność prowadzić.
W przeszłości, gdy angażowaliśmy się w spółki z udziałem Skarbu Państwa, mieliśmy na względzie procesy prywatyzacyjne. Braliśmy udział w prywatyzacji Enei czy PKP Cargo. Dziś sentyment dla prywatyzacji w Polsce jest jednoznaczny – nie należy oczekiwać debiutów giełdowych państwowych spółek. W kontekście koronawirusa można się zastanawiać nad tym, czy zaangażowanie państwa w gospodarkę nie będzie rosło. Dobrze by było, gdyby to się odbywało tak jak np. w Estonii. Tam państwo, angażując się w pomoc dla prywatnych spółek, mówi, że tak szybko, jak to będzie możliwe, będzie z nich wychodzić. Taka jednoznaczna deklaracja bardzo pomaga i samym spółkom, i innym współfinansującym, którzy chcieliby wiedzieć, czego można oczekiwać za kilka lat.
Czy w prywatnym sektorze finansowym widzi pan możliwości kapitałowego zaangażowania EBOR-u? Wiadomo, że ten rok będzie ciężki. Niektóre instytucje mogą potrzebować dokapitalizowania.
Byliśmy bądź wciąż jesteśmy akcjonariuszem w kilku wiodących polskich bankach. Sektor bankowy jest zdrowy. Jego płynność jest bardzo dobra. Ruchy po stronie regulatora – mam na myśli zarówno KNF, jak i NBP – dały odpowiedni sygnał pomocowy dla banków. Osobnym tematem jest kwestia apetytu na ryzyko. Jest pytanie, jaki instrument dobrać, by go wspierać. Nie chcemy konkurować z BGK i jego programem gwarancji dla małych i średnich przedsiębiorstw. Jest pytanie o niszę, w której EBOR mógłby wnieść największą wartość.
Jaka jest odpowiedź?
Analizujemy kwestie związane z risk sharingiem. To element, który mógłby przynieść pewną pomoc. Podpisaliśmy pierwszą taką umowę na początku tego roku z Santander Bank Polska. Zainteresowani jesteśmy również wspieraniem faktoringu i leasingu.
Wróćmy do kwestii ewentualnego zaangażowania kapitałowego.
Jeszcze przed kryzysem zastanawialiśmy się, w jaki sposób EBOR powinien wspierać polskie banki przy emisji nowych instrumentów MREL (pozwalających na pokrywanie ewentualnych strat analogicznie do kapitału – red.). Ten temat zszedł na drugi plan ze względu na kryzys, ale on wróci. Podtrzymujemy deklarację przyjrzenia się i prawdopodobnie zaangażowania w takie emisje.
Wiadomo, że są podmioty, które mogą mieć problemy. Tak, jak to miało miejsce w przeszłości, zakładając, że zostanie skrojony program wsparcia, w którym EBOR mógłby wziąć udział jako partner dla średnio- czy długoterminowej współpracy, to oczywiście jesteśmy gotowi usiąść do rozmów.
Na przykład do rozmów o „bad banku”, o którym ostatnio sporo mówi się w sektorze?
EBOR po kryzysie 2008–2009 zaangażował się bardzo mocno w restrukturyzację łotewskiego sektora bankowego. Tam z Parex Banku stworzono „bad bank” i „good bank”. Pierwszy został przejęty przez państwo. Z drugiego, który miał szanse na przetrwanie, powstał Citadele Banka i EBOR nadal jest tam 25-proc. udziałowcem. Jeśli chodzi o kwestię absorpcji strat, to nie taka jest rola instytucji, która – jak mówiłem wcześniej – stawia sobie wymóg „sound bankingu”. Natomiast jeżeli można w trudnej sytuacji wydzielić coś, co ma szanse na przeżycie, to my się w to chętnie zaangażujemy. Nie z założeniem, że zrobimy na tym świetny interes, ale że na tym nie stracimy. EBOR nie jest instytucją nastawioną na maksymalizacje zysku, ale musimy dbać o to, by nie przynosić strat.
Jaka była wartość nowych transakcji EBOR w Polsce w ubiegłym roku? Ten rok będzie pod tym względem lepszy czy gorszy?
Średni poziom inwestycji w Polsce to było ok. 750 mln euro rocznie. W zeszłym roku udało nam się zainwestować równowartość 833 mln euro. W 2020 r. będziemy mieć kombinację dwóch czynników. Z jednej strony z powodu pandemii pewne projekty, nad którymi pracowaliśmy, nie będą zrealizowane. Ale z drugiej strony będzie nasze wsparcie antykryzysowe. Nasz wynik, jeśli chodzi o zaangażowane środki, powinien być podobny jak w 2019 r., czyli wyższy od średniej.