Najwyższa Izba Kontroli negatywnie ocenia system wydawania białych certyfikatów. Jak ustalili kontrolerzy, realny termin ich uzyskania jest średnio pięciokrotnie dłuższy niż ustawowy.
System białych certyfikatów, wydawanych przez Urząd Regulacji Energetyki, jest w Polsce podstawowym środkiem wspierającym efektywność energetyczną. Chodzi o usprawnianie procesów produkcyjnych, modernizację urządzeń i budynków czy wprowadzanie nowych technologii, tak aby dostarczać tyle samo produktów czy usług, wykorzystując do tego mniej energii oraz surowców służących do jej wytwarzania. Efektem ma być ograniczanie emisji zanieczyszczeń i zwiększanie bezpieczeństwa energetycznego państw.
Certyfikaty, pod groźbą kary finansowej, muszą pozyskać przede wszystkim przedsiębiorstwa sprzedające energię elektryczną, ciepło lub gaz ziemny. Procedura wygląda tak, że firma składa wniosek o przyznanie białego certyfikatu, w którym deklaruje, o ile mniej energii będzie zużywać dzięki planowanej modernizacji. Następnie odbywa się audyt, a po pozytywnej ocenie firma otrzymuje certyfikat. Można go potem odsprzedać na Towarowej Giełdzie Energii, gdzie takie dokumenty kupują podmioty zobowiązane do podnoszenia efektywności energetycznej, a nierobiące tego.
Sprawne wydawanie białych certyfikatów jest wobec tego bardzo istotne dla inwestorów i podmiotów zobowiązanych. Jak podaje NIK w najnowszym raporcie, od 1 października 2016 r. do końca 2018 r. do URE wpłynęło niemal 2,5 tys. wniosków o przyznanie świadectw efektywności energetycznej.
Problem w tym, że system wydawania tych certyfikatów pozostawia dużo do życzenia. Jak ustaliła NIK, niemal 95 proc. zostało przekazanych po ustawowym terminie, wynoszącym 45 dni. Średni czas rozpatrzenia wniosku wyniósł aż 240 dni i był ponad pięć razy dłuższy niż przewidziany w przepisach. Rekord to 1158 dni.
Jak ustalili kontrolerzy NIK, powodem opóźnień były braki kadrowe. – Za weryfikację wniosków i wydawanie białych certyfikatów odpowiadały w URE najwyżej cztery osoby. Prezes urzędu wielokrotnie zwracał się m.in. do premiera i Ministra Finansów o przyznanie środków na dodatkowe etaty, ale bezskutecznie – wskazuje NIK. W pismach do wiceprzewodniczącego Stałego Komitetu Rady Ministrów ówczesny szef URE upominał się o co najmniej ośmioro dodatkowych pracowników.
O tę sytuację zapytaliśmy kancelarię premiera i MF. Resort finansów odparł, że ustawa z 20 maja 2016 r. o efektywności energetycznej nie przewidywała dla URE dodatkowych środków, w tym etatów, by ją skutecznie i terminowo realizować. Ponadto według oceny skutków regulacji do ustawy zadania nałożone na prezesa URE miały być sfinansowane w ramach przewidzianych dla niego w budżecie limitu wydatków. W związku z tym nie było podstawy prawnej do zaplanowania dodatkowych środków na wsparcie realizacji zadań wynikających z ustawy. Kancelaria udzieli informacji po zebraniu niezbędnych informacji.
– Zatrudniamy niecałe 400 osób w urzędzie w centrali i ośmiu oddziałach terenowych. Widzimy pewne niedobory w naszym budżecie, jeżeli chodzi o wydatki. One są sygnalizowane już od wielu lat. Uważamy, że urząd jest niedofinansowany strukturalnie – mówił w styczniu na komisji sejmowej poświęconej budżetowi na 2020 r. prezes URE Rafał Gawin. Jeśli chodzi o same wynagrodzenia, to oszacował on niedobór na ponad 1 mln zł rocznie.
URE podkreśla, że przypisywano mu kolejne zadania bez zapewnienia wystarczających środków na ich realizację. Urząd boryka się m.in. z brakami kadrowymi, które mają przełożenie na szybkość i sprawność wydawania białych certyfikatów. „Zwracaliśmy na to uwagę już na etapie prac nad nowymi regulacjami, jednak nie została ona uwzględniona” – czytamy w odpowiedzi URE na nasze pytania. Urząd wskazuje, że informował resort finansów o możliwych trudnościach w realizacji ustawy. System wydawania certyfikatów przez większość czasu obsługiwało w urzędzie tylko czworo pracowników, a dziś sześcioro. Tymczasem postępowania są skomplikowane, a wydawanie świadectw – jak podkreśla URE – to duża odpowiedzialność, bo każde podpisane i przekazane na Towarową Giełdę Energii świadectwo efektywności energetycznej to wsparcie publiczne, czasami w niebagatelnych kwotach. Sam URE podkreśla potrzebę przyspieszenia ich wydawania, bo otrzymują je przedsiębiorstwa, które poprzez swoje przedsięwzięcia ograniczają zużycie energii u odbiorców końcowych, a to może złagodzić skutki wzrostu cen prądu. Ponadto sprzedaż świadectw zapewnia dodatkowe wpływy do budżetu z tytułu podatku VAT.
Obecnie na rozpatrzenie czekają wnioski o wydanie świadectw na około miliard złotych. Od czerwca cena świadectw efektywności energetycznej wzrosła z ok. 20 zł/toe (ekwiwalentu wartości opałowej tony ropy naftowej) do niemal 1600 zł/toe.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki szacuje niedobór środków na wynagrodzenia na ok. 1 mln zł