Na pełne wyrównanie tegorocznych podwyżek mogą liczyć osoby zarabiające miesięcznie do ok. 7 tys. zł brutto. Resort aktywów państwowych przewiduje, że przepisy zostaną wdrożone do końca I kwartału.



Wicepremier Jacek Sasin poinformował w poniedziałek w Radiu Plus, że gotowa jest konstrukcja rekompensat, choć sam projekt jeszcze nie. Dopracować trzeba bowiem mechanizm ich wypłaty, a beneficjentów jest wielu. Wiadomo, że uprawnieni będą musieli składać wnioski. Do 100-proc. wyrównania tegorocznych podwyżek cen prądu uprawnione mają być osoby mieszczące się w pierwszym progu dochodowym. Takich podatników, których roczny dochód nie przekracza 85,5 tys. zł, czyli miesięcznie ok. 7,1 tys., jest 24,6 mln, czyli aż 95 proc. wszystkich płacących PIT.
Ale sprawa wcale nie jest taka prosta i po deklaracji Jacka Sasina jest więcej pytań niż odpowiedzi. Nie wiadomo np., jak w projekcie ustawy o rekompensatach zostaną potraktowane gospodarstwa domowe, gdzie małżonkowie rozliczają podatki wspólnie. I dzięki temu mieszczą się w pierwszym przedziale, choć jedno z nich może uzyskiwać dochód powyżej 85,5 tys. zł. Zagadką jest też, jak zostaną potraktowani ci, którzy prowadzą działalność gospodarczą jako osoby fizyczne, a nie korzystają ze skali podatkowej, tylko rozliczają podatek według 19-proc. stawki liniowej. Jeśli miejscem ich działalności gospodarczej jest mieszkanie, to teoretycznie można by ich potraktować jako przedsiębiorców bez prawa do rekompensaty. Gdyby wykluczyć liniowców jako przedsiębiorców, to powstaje kolejne pytanie: co z samozatrudnionymi, którzy płacą niższą stawkę PIT – czyli teoretycznie mają prawo do rekompensat? Ale formalnie to również przedsiębiorcy.
Z punktu widzenia Urzędu Regulacji Energetyki wygląda to tak, że podlegająca rekompensatom taryfa G powinna obejmować tylko zużycie na cele gospodarstwa domowego. Jeśli prąd zużywany jest np. na prowadzenie działalności gospodarczej, to podpada pod inną taryfę, już niezatwierdzaną przez prezesa URE. Jeśli zużycie jest dzielone na różne cele, to powinny być oddzielne liczniki.
W ubiegłym tygodniu wiceminister aktywów państwowych Tadeusz Skobel mówił w Sejmie, że system tegorocznych rekompensat obejmie odbiorców indywidualnych, którzy korzystają z taryf dla gospodarstw domowych zatwierdzanych przez Urząd Regulacji Energetyki (taryfa G), jak i tych, którzy zawierają umowy wolnorynkowe, niepodlegające taryfikacji przez prezesa URE. W wyniku zatwierdzanych tegorocznych taryf dla tzw. sprzedawców z urzędu miesięczne rachunki dla gospodarstw domowych mają podskoczyć o ok. 9 zł.
Prezes URE zatwierdza ceny dla gospodarstw domowych wyłącznie dla sprzedawców z urzędu – dotyczą one kilkunastu milionów indywidualnych odbiorców. Pozostałe firmy handlujące energią nie muszą mieć jego zgody i oferują własne cenniki w ramach umów wolnorynkowych. Ponadto taryf jako sprzedawca z urzędu nie stosuje Innogy, które stoi na stanowisku, że na mocy decyzji URE z 2001 r. jest zwolnione z tego obowiązku.
W ocenie Jacka Sasina maksymalny koszt wypłaty rekompensat wyniesie ok. 3 mld zł, ale – jak zaznaczył – to maksymalny pułap, gdy wszyscy wystąpią o rekompensaty. Spodziewa się on jednak, że realnie będzie to około połowy tej sumy. W sprawie kosztów programu resort aktywów odpowiedział DGP, że „oszacowanie kosztów programu, wraz z opisem przyjętej metodologii, zostanie przedstawione w Ocenie Skutków Regulacji do ustawy”.