W zeszłym tygodniu duński państwowy operator sieci energetycznych i gazowych Energinet poinformował, że aż 47 proc. zużytej w tym kraju w 2019 r. energii elektrycznej pochodziło z farm wiatrowych. Dania dąży do oparcia swojej energetyki wyłącznie na OZE do 2050 r. Od lat należy do europejskich liderów zielonej transformacji. We wrześniu ub.r. po raz pierwszy w historii udało się jej zaspokoić za pomocą turbin wiatrowych ponad 100 proc. dziennego zapotrzebowania na energię w kraju. Rekordowe wyniki swoich farm wiatrowych – produkcję o 37 proc. wyższą niż w 2018 r. – odnotowała w zeszłym roku Belgia. Tamtejszy offshore – wiatraki na morzu – którego moce wyniosły na koniec ubiegłego roku ok. 1,5 GW, zapewnił energię wystarczającą do zaopatrzenia 1,34 mln gospodarstw domowych. Zdaniem ekspertów te przykłady wskazują, że również w Polsce są niezłe perspektywy energetyki wiatrowej.

Dobre warunki

Jak ocenia Marcin Ścigan z Forum Energii, dane z Danii pokazują, że system elektroenergetyczny może funkcjonować z dużym udziałem OZE. – Wbrew twierdzeniom o niestabilnym charakterze źródeł zależnych od pogody, takich jak wiatr czy słońce, okazuje się, że przy blisko 50-procentowym udziale energetyki wiatrowej w miksie można zagwarantować zarówno bezpieczeństwo dostaw, jak i niskie ceny elektryczności – mówi.
Według Międzynarodowej Agencji Energii to właśnie energia z wiatraków, w szczególności tych budowanych na morzu, stanowi klucz do zielonej transformacji. Agencja prognozuje, że do 2040 r. udział offshore w produkcji energii może wzrosnąć nawet 15-krotnie i stanie się najważniejszym źródłem energii w UE. Offshore jest też jednym z fundamentów strategii Komisji Europejskiej w zakresie transformacji energetycznej, której szczegóły mamy poznać w tym roku. Nieznacznie mniejszą część energii dla Unii zapewniać mają farmy wiatrowe na lądzie. Trzecim co do znaczenia źródłem ma być atom, jednak przewiduje się, że jego udział w europejskim miksie – obecnie na poziomie ok. 25 proc. – będzie spadał. Przed 2040 r. ma się ustabilizować na poziomie kilkunastu procent.
Chociaż najbardziej rozwiniętej w tym zakresie Skandynawii sprzyja wiele dekad inwestycji w technologie (w Danii korzenie rozwoju energetyki wiatrowej sięgają lat 70.) oraz korzystne warunki pogodowe i geograficzne, Ścigan podkreśla, że również w Polsce warunki wietrzne są bardzo dobre, a technologie, dzięki spadkowi cen, też są w naszym zasięgu. – Aukcje OZE w ostatnich latach udowadniają, że już dziś w Polsce można taniej produkować energię z wiatraków niż z węgla – dodaje ekspert.
Zgodnie z ostatnim projektem „Polityki energetycznej Polski” udział OZE w miksie energetycznym ma rosnąć do 23 proc. całości zużycia w 2030 r. Docelowo 2/3 mocy ze źródeł odnawialnych zapewniać ma energetyka wiatrowa, a ok. 15 proc. fotowoltaika. Do 10 GW mocy miałoby powstać w postaci farm wiatrowych na lądzie, a do 8 GW – na morzu. Eksperci oczekują, że pierwsze wiatraki na polskim Bałtyku zaczną dostarczać energię w perspektywie nie dalszej niż połowa obecnej dekady.

Potencjał w partnerstwach

Według Marcina Ścigana rzeczywisty potencjał energii z wiatru może okazać się jednak znacznie wyższy, niż zakłada to PEP. – Według ostatniego raportu europejskiego stowarzyszenia energetyki wiatrowej WindEurope z samego offshore’u Polska może pozyskiwać 28 GW – mówi ekspert.
Jak dodaje, silnym bodźcem może być zapowiadane przez rząd przyjęcie jeszcze w tym roku ustawy regulującej offshore. – Zainteresowanie przemysłu tym sektorem jest bardzo duże – podkreśla. Prognozy WindEurope plasują Polskę w gronie potencjalnych europejskich liderów offshore’u. Nasz potencjał jest niższy niż Wielkiej Brytanii, Niderlandów i Francji, których szacunkowe moce wiatrowe sięgają odpowiednio 80, 60 i 40,5 MW, ale porównywalny z Niemcami (35,5), Danią (35), Norwegią (29,6), Irlandią (22,2) czy Szwecją (19,8).
Projekt ustawy o morskich farmach wiatrowych w grudniu trafił do wykazu prac legislacyjnych rządu. Jego przyjęcie planowane jest do końca pierwszego kwartału br.
Oczekiwania studzi nieco Robert Tomaszewski z Polityki Insight. Zwraca uwagę, że rozwój wiatraków na morzu może napotkać bariery terytorialne oraz ograniczenia związane z tym, co kryje dno polskiej części Bałtyku. – Niemcy szacowali, że będą mogli postawić 60 GW morskich farm, a ostatecznie wyszło im 10 – mówi. Rozwojowi polskiego offshore’u będzie za to sprzyjać – jego zdaniem – współpraca polskich firm z potentatami z krajów skandynawskich i nordyckich, którzy są zainteresowani ekspansją na wschód. Chodzi m.in. o partnerstwa Polenergii i norweskiego Equinoru, a także PGE i duńskiego koncernu Orsted. – Dzięki ich doświadczeniu polskie firmy zyskują łatwiejszy dostęp do finansowania, a także know-how, który daje szanse na sprawniejszą realizację projektów. Rozwój offshore’u to także szansa m.in. dla polskiego przemysłu stoczniowego – zaznacza.
Z kolei rozwojowi energetyki wiatrowej na lądzie mogą pomóc planowane zmiany w przepisach. W grudniu Jadwiga Emilewicz, minister rozwoju, zapowiedziała nowelizację ustawy, która zakłada, że farmy wiatrowe mogą być budowane w odległości co najmniej dziesięciokrotności ich całkowitej wysokości. Projekt liberalizacji obowiązujących przepisów złożyli też w Sejmie posłowie Koalicji Obywatelskiej. Chcą oni, by minimalna odległość pomiędzy elektrowniami wiatrowymi a mieszkaniami wynosiła 800 metrów. ©℗