Ostatnie szczegóły ustalano w cieniu amerykańskich sankcji, które zablokowały budowę Nord Stream 2.
Wczoraj w Wiedniu przedstawiciele Kijowa i Moskwy rozpoczęli podpisywanie umów, które uregulują przesył rosyjskiego gazu do państw unijnych przez terytorium Ukrainy. Do zamknięcia tego numeru DGP proces jeszcze trwał. Porozumienie ma obowiązywać pięć lat i wejść w życie 1 stycznia 2020 r. W nadchodzącym roku Gazprom ma przesyłać przez Ukrainę 65 mld m sześc. gazu, a w kolejnych – minimum 40 mld.
To zdecydowanie mniej od wartości osiąganych w ubiegłym i bieżącym roku, kiedy tą drogą przesyłano prawie 90 mld m sześc. surowca, a do kasy Kijowa trafiało z tej racji ok. 3 mld dol. rocznie.
Kijów może się jednak cieszyć z końcówki wyników półtorarocznych negocjacji, które toczyły się pod czujnym okiem wysłanników Komisji Europejskiej i niemieckiego rządu. Jeszcze niedawno w ogóle nie można było przewidzieć, czy dojdzie do podpisania umowy. Kreml liczył, że zdąży zaszachować prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i jego ugrupowanie Sługa Narodu, które posiada większość w Radzie Najwyższej, ukraińskim parlamencie. Rosjanom miał do tego posłużyć gazociąg Nord Stream 2, budowany od ubiegłego roku po dnie Bałtyku.
W Moskwie liczono na uruchomienie bezpośredniego połączenia z Niemcami do końca 2019 r. Jego przepustowość szacuje się na 55 mld m sześc. rocznie. Przekierowanie tranzytu na nową nitkę bałtyckiej rury mogłoby prowadzić do wstrzymania tranzytu przez Ukrainę. Rząd w Kijowie alarmował, że w takiej sytuacji Rosja może jeszcze mocniej destabilizować sytuację na wschodzie Ukrainy, która częściowo znajduje się pod kontrolą kierowanych z Kremla separatystów.
Ze względu na całą listę przeszkód linia gazociągu wciąż kończy się w odmętach Bałtyku. Amerykańskie sankcje podpisane 20 grudnia przez prezydenta Donalda Trumpa doprowadziły do wycofania się kluczowego podwykonawcy. Szwajcarska firma Allseas, której specjalistyczne statki kładły kolejne kilometry rur na duńskich wodach terytorialnych, natychmiast wycofała się z dalszych prac. Spółka działa również na terytorium USA i przestraszyła się konsekwencji: anulowania wiz pracownikom i zamrożenia aktywów na terenie Stanów. Według informacji konsorcjum Nord Stream AG dotąd ułożono 93 proc. rurociągu. Brakuje 160 km. W Moskwie trwają gorączkowe poszukiwania sposobu na kontynuację prac.
Na spotkaniu z przedstawicielami rosyjskiego biznesu w ubiegłym tygodniu prezydent Władimir Putin zapewnił, że Rosja dysponuje statkiem, który umożliwi dokończenie budowy. Moskiewski dziennik „Kommiersant” pisze, że może chodzić o statek „Akadiemik Czerskij”, który należy do Gazpromu. Okręt znajduje się jednak w porcie Nachodka na Dalekim Wschodzie. Jego podróż przez pół globu, aby dotrzeć na miejsce budowy Nord Stream 2, może zająć nawet dwa miesiące.
Statek jest bez porównania mniejszy od „Pioneering Spirit”, którego używali Szwajcarzy. To największa tego rodzaju jednostka na świecie, kolos o pojemności brutto ponad 15-krotnie większej niż „Akadiemik Czerskij”. Jego znacznie mniejsze wymiary przekładają się na większe uzależnienie od warunków pogodowych. Poza tym eksperci spierają się, czy prowadzona przez Gazprom modernizacja jednostki jest wystarczająca do dokończenia prac na duńskim odcinku. Przy tylu niewiadomych słów prezydenta Putina i jego ministrów, że budowa przeciągnie się zaledwie o kilka miesięcy, nie można traktować jako więcej niż taktyczny blef.
Ze względu na niedokończony Nord Stream 2 Kijów przedłużył swój status państwa tranzytowego i zagwarantował sobie dochody, które stanowią istotny wkład do budżetu. Ten status utraci jednak po wygaśnięciu nowej umowy w 2025 r., bo do tego czasu Gazprom na pewno będzie już w stanie ominąć Ukrainę. W opinii „Kommiersanta” do kryzysu może dojść nawet wcześniej, bo po ukończeniu prac budowlanych Kreml wcale nie musi przejmować się podpisanymi umowami i może z dnia na dzień zakończyć tranzyt przez Ukrainę. W trudnej sytuacji znalazł się Berlin. Z jednej strony minister gospodarki RFN Peter Altmaier od ubiegłego roku zapewniał, że Niemcy doprowadzą do podpisania umowy gwarantującej Ukrainie utrzymanie tranzytu rosyjskiego surowca. Do końca pełniąc rolę negocjatora, Berlin uzyskał swój cel. Ale nowe sankcje wobec Nord Stream 2 stawiają Berlin w narastającym konflikcie między Waszyngtonem a Moskwą. Z ust rządowych przedstawicieli popłynęły słowa krytyki amerykańskich działań, ale łagodzone zapewnieniami, że nie ma planów akcji odwetowych. Użycie rosyjskich okrętów do dokończenia Nord Stream 2 może zaostrzyć sytuację. Gazociąg zainicjowany przez byłego kanclerza Gerharda Schrödera i wspierany przez kolejne gabinety Angeli Merkel zyskuje także coraz więcej wrogów w samej RFN. Projekt od lat krytykują Zieloni. W okresie świątecznym liberałowie z Wolnej Partii Demokratycznej zaproponowali, żeby Bundestag zbadał, w jakich okolicznościach Schröder doprowadził do rozpoczęcia budowy pierwszej nitki gazociągu bałtyckiego. Polityk sfinalizował rozmowy tuż przed opuszczeniem fotela kanclerza, aby niedługo później odnaleźć się w strukturach konsorcjum, które powołano do budowy rurociągu.