Warszawa chce, tak jak Paryż, zaliczenia siłowni nuklearnych do ekologicznych inwestycji. Berlin mówi „nie”.
Chodzi o jasne określenie, czym są zielone inwestycje. Do tej pory z powodu braku kryteriów zarówno na poziomie międzynarodowym, jak i europejskim inwestorzy nie mieli pewności, czy dana inwestycja określana jako zielona, rzeczywiście taka była. Bruksela chce to zmienić. Podmioty finansowe na podstawie wprowadzonego i modyfikowanego przez UE systemu będą zobowiązane do informowania o tym, jaki dana inwestycja ma wpływ na środowisko. Jak zauważa „Financial Times”, pomoże to walczyć ze zjawiskiem greenwashingu, które polega na wywoływaniu w kliencie nieuzasadnionego wrażenia, że dany produkt jest przyjazny środowisku. Klasyfikacja przyda się także samej Brukseli, która w ramach nowego zielonego ładu zamierza mocno postawić na zrównoważoną gospodarkę. Europarlament chce, by w przyszłej perspektywie finansowej 30 proc. pieniędzy z europejskiego budżetu zostało skierowane na projekty przeciwdziałające globalnemu ociepleniu. W obecnej perspektywie finansowej jest to 20 proc., ale unijni urzędnicy w nieoficjalnych rozmowach mówią o problemach z jasnym określeniem, co podpada pod zielone projekty, a co nie.
Komisja Europejska położyła propozycję zielonej taksonomii na stole w maju zeszłego roku. Prace miały się zakończyć w tym miesiącu, ale projekt utknął na ostatniej prostej uzgodnień. Powodem jest spór o to, jakie inwestycje mają być klasyfikowane jako zielone. Francja jako europejski potentat atomu boi się, że wyłączenie energetyki jądrowej będzie oznaczać jej stygmatyzację wśród inwestorów. Atom z puli zrównoważonych inwestycji wykluczyła powołana przez KE Grupa Ekspertów Technicznych, która przygotowała na ten temat raport.
Za wykluczeniem energii jądrowej są z kolei Niemcy, którzy jako „paliwo pomostowe” dla transformacji energetycznej promują gaz. – Niemcy chcą być gazowym hubem dla całej Europy i na razie nie najgorzej im się to udaje – tłumaczy Adam Traczyk z think tanku Global.Lab.
Jak mówi nam źródło w rządzie, Polska opowiada się za tym, by atom został włączony do zielonych inwestycji. Nie oznacza to jednak, że polski rząd murem stoi za Paryżem, bo Warszawa broni także gazu. – Wykluczenie gazu i atomu zablokuje nam drogę do osiągnięcia neutralności energetycznej w 2050 r. – twierdzi nasz rozmówca.
Zielona taksonomia to kolejne źródło sporu pomiędzy Francją a Niemcami. Ostatnio wybrzmiała różnica zdań w sprawie NATO, ale i na polu energetyki dochodziło już do spięć. Kiedy na początku roku UE przyjmowała nowelę dyrektywy gazowej podważającej sens realizowania drugiej nitki gazociągu Nord Stream, Francja na ostatniej prostej zmieniła zdanie, popierając niekorzystne dla Niemiec rozwiązania.
Spór o politykę energetyczną UE ostatnio dał o sobie znać w pracach nad nową polityką Europejskiego Banku Inwestycyjnego. EBI miał wycofać się z kredytowania projektów gazowych już od 2021 r., jednak ostatecznie – za sprawą lobbingu m.in. ze strony Niemiec i Polski – przyjęto rozwiązanie łagodniejsze: rok 2021 ma mieć charakter przejściowy, w tym czasie finansowanie ma być jeszcze dostępne dla tych projektów, które uzyskają poparcie KE. EBI ma się całkowicie wycofać z inwestycji w gaz od 2022 r.
Mimo że Niemcy zagłosowały za przyjęciem tej polityki, decyzję banku skrytykowała pod koniec listopada kanclerz Angela Merkel. Jej zdaniem gaz ziemny jest Niemcom niezbędny w okresie odchodzenia od węgla i atomu.
Kością niezgody przy wypracowywaniu nowej polityki EBI był także atom. Ostatecznie utrzymano w tej kwestii dotychczasową politykę banku. Teoretycznie projekty nuklearne mogą się ubiegać o finansowanie, obwarowane jest to jednak wieloma warunkami. W ostatnich dwóch latach wsparcie EBI uzyskały tylko dwa projekty związane z atomem.
Niemcy, które jeszcze na początku obecnego stulecia pozyskiwały z elektrowni atomowych prawie 30 proc. swojej energii elektrycznej, planują wygaszenie działania wszystkich swoich reaktorów do 2022 r. Sondaże wskazują, że decyzja ta cieszy się stabilnym poparciem większości niemieckiej opinii publicznej. Dziś w Niemczech czynnych pozostaje nadal siedem reaktorów. W roku ubiegłym nasi zachodni sąsiedzi pozyskiwali z nich ok. 13 proc. energii.
Francja ma tymczasem 58 reaktorów jądrowych i czerpie z nich aż 75 proc. swojej energii. Polityka rządu w Paryżu zakłada zredukowanie udziału atomu w miksie do 50 proc. w 2035 r., jednak pozostaje on źródłem strategicznym – zapewniającym niezależność energetyczną, status czołowego eksportera energii oraz miejsca pracy dla specjalistów niezbędnych z punktu widzenia roli atomu we francuskim systemie bezpieczeństwa. Elektrownie jądrowe funkcjonują obecnie w 14 krajach UE.