W Brukseli trwa poszukiwanie pieniędzy na zieloną transformację. Mają one pochodzić m.in. z polityki spójności
Kiedy na szczycie w czerwcu Polska wraz z trzema innymi krajami naszego regionu powiedziała „nie” osiągnięciu neutralności klimatycznej w połowie wieku, premier Mateusz Morawiecki pytał, kto ma zapłacić za zaciskanie pasa w sprawach ochrony klimatu. Polski rząd mówił o powołaniu specjalnego funduszu transformacji energetycznej, z którego pieniądze miałyby rekompensować m.in. odejście od węgla w regionach od niego zależnych.
Nie wszyscy w UE są jednak do tego pomysłu przekonani. Jeden z niemieckich dyplomatów znających kulisy rozmów o unijnym budżecie mówi nam, że to wymagałoby de facto napisania od nowa projektu wieloletniego budżetu, a na to jest za późno. Wieloletnie Ramy Finansowe na kolejną siedmiolatkę po 2020 r., których projekt Komisja Europejska przedstawiła w maju zeszłego roku, powinny zostać uzgodnione do końca grudnia.
Negocjacje idą jednak opieszale, dlatego teraz mówi się o tym, że krajom członkowskim uda się uzgodnić budżet najwcześniej na wiosnę. – Propozycja jest już na stole. Nowa Komisja Europejska nie może po prostu powiedzieć: „Mamy nowe priorytety” i zacząć wszystko od początku. Myślę, że Ursula von der Leyen, która pokieruje KE od listopada, rozumie, że ten pociąg opuścił już stację – podkreśla nasz rozmówca z Berlina.
Wątpliwości co do tego, czy uda się wpisać fundusz do nowej perspektywy finansowej, ma też specjalistka energetyczna Lidia Wojtal. – Do niedawna wydawało mi się, że taka operacja na tym etapie jest niemożliwa. Z dokumentów, które niedawno wyciekły, widać jednak, że Komisja rozważa taką możliwość – podkreśla. Chodzi o dokumenty dotyczące pomysłów na kadencję von der Leyen, w których dyrekcje generalne zaproponowały wpisanie środków na transformację do nowej perspektywy budżetowej.
Miałby to być m.in. fundusz stworzony w ramach polityki spójności. Pieniądze miałyby częściowo pochodzić ze środków unijnych oraz od krajów członkowskich, co prawdopodobnie wiązałoby się ze zwiększeniem składek. Znalezienie poparcia na to drugie we wszystkich stolicach UE to duże wyzwanie. – To wymagałoby de facto zrewidowania całych Wieloletnich Ram Finansowych, co wydawało mi się na tym etapie mało prawdopodobne. Ten temat pojawia się jednak na tyle często, w tym w wypowiedziach przyszłej szefowej KE, że zaczynam się do niego przekonywać – mówi Lidia Wojtal.
Europoseł Zielonych i wiceprzewodniczący komisji środowiska w PE Bas Eickhout uważa, że w UE jest duże zapotrzebowanie na fundusz mający rekompensować koszty walki z emisją dwutlenku węgla. W jego ocenie nie tylko Polska, ale również Niemcy zdają sobie sprawę z możliwych konsekwencji dla gospodarki. – Szanse na zapisanie funduszu w Wieloletniej Perspektywie Budżetowej są duże. Wiemy, że nie wszystkie kraje to akceptują, a każde państwo ma prawo weta, ale tego nie można zrobić inaczej – dodaje eurodeputowany.
Eickhout uważa też, że Wieloletnich Ram Finansowych nie uda się uzgodnić na unijnym szczycie w grudniu i termin przesunie się na wiosnę. – Wówczas ma być również gotowy plan na zieloną transformację. Te dwie kwestie schodzą się ze sobą w czasie – podkreśla. W dokumencie przygotowanym przez dyrekcję ds. unijnego budżetu czytamy, że finansowe wsparcie z unijnego budżetu ma umożliwić inwestycje w regionach zagrożonych bezrobociem w następstwie zamknięcia „zanieczyszczających zakładów, włączając w to regiony węglowe w transformacji” oraz przekwalifikowanie pracowników.
Plan działania dla „sprawiedliwej zielonej transformacji” ma być przyjęty w 100 dni po rozpoczęciu prac przez nową Komisję Europejską. Von der Leyen i 26 komisarzy formalnie obejmą urząd 1 listopada, co oznacza, że propozycja będzie gotowa na początku lutego 2020 r. Obok ograniczeń czasowych wątpliwości budzi również to, skąd wziąć pieniądze. Austria, Dania, Holandia i Szwecja nie akceptują pierwotnego projektu KE, przedstawionego w maju zeszłego roku, bo oznacza on w ich ocenie zbyt wysokie składki dla krajów członkowskich. Może być ciężko z przekonaniem tych krajów do zaakceptowania kolejnych obciążeń.
Co więcej, architektem nowego „green dealu” w KE ma być Frans Timmermans, przeciwnik PiS w sporze o praworządność. Doradca premiera Paweł Jabłoński zwraca jednak uwagę, że w przypadku pieniędzy na sprawiedliwą transformację interes Polski jest zbieżny z interesem Timmermansa. – Chociaż nie ma między nami wielkiej przyjaźni, to dla Timmermansa ważne jest również to, co jest ważne dla nas. Im więcej będzie pieniędzy na sprawiedliwą transformację, tym większy i bardziej realny wpływ na politykę klimatyczną będzie mieć on i tym więcej środków dostaniemy my. Aktywność Timmermansa w tej sprawie będzie więc musiała być ostatecznie korzystna dla Polski. Trudno sobie przecież wyobrazić, by pieniądze na transformację kierował do Francji czy Holandii, które nie mają problemów z wysokimi emisjami – mówi Jabłoński.
Aby zdobyć pieniądze, trzeba będzie zapewne podnieść składki