Dziewięć ofiar śmiertelnych w kopalniach, w tym sześć w kopalniach węgla kamiennego po czterech miesiącach tego roku. 21 w całym 2018 r., 15 w 2017 r., 27 w 2016 r. – wynika z danych Wyższego Urzędu Górniczego. Wczoraj minęło osiem lat od wypadku w kopalni Krupiński w Suszcu (dziś już nieczynna), gdzie zginął jeden górnik i dwóch ratowników, którzy poszli na pomoc kolegom. Także wczoraj minął rok od jednej z najgłośniejszych kopalnianych katastrof w Polsce. W kopalni Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju zginęło pięciu górników. Trwającą 12 dni akcję ratowniczą, w której wzięło udział w sumie ok. 2 tys. osób, śledziła cała Polska.
Ratownicy przed kopalnią Borynia-Zofiówka-Jastrzębie / PAP / Andrzej Grygiel
Przypominam te dwa zdarzenia nie tylko z powodu ich rocznicy, ale też dlatego, że w obu przypadkach ewidentnie zbuntowała się natura, której nie podoba się ingerencja człowieka.
Nie chcę powiedzieć, że bhp w polskim górnictwie głębinowym – czy węgla kamiennego, czy rud miedzi – kuleje albo że za dużo ludzi w nim ginie (tak, wiem, w budownictwie i wypadkach drogowych ginie więcej). Chcę tylko powiedzieć, że ta branża, mimo że coraz bardziej nowoczesna i zmechanizowana, i na pewno bezpieczniejsza niż 30 lat temu, ma przed sobą wielkie wyzwania. Zostawmy z boku błędy ludzkie, które są przyczyną naprawdę wielu wypadków. Rok temu w Zofiówce doszło do bardzo silnego podziemnego wstrząsu. To było trzęsienie ziemi, o którym ratownicy zwykli mówić, że spąg (podłoga) pocałował strop (sufit). Ci, co przeżyli, mieli naprawdę bardzo, ale to bardzo dużo górniczego szczęścia.
Trudno relacjonowało się akcję ratowniczą, mając świadomość tego, jak jest zrujnowany rejon kopalni 900 m pod ziemią i w jakich warunkach pracują ratownicy. Bardzo trudno było coś mądrego powiedzieć członkom rodzin, którzy pytali o szanse. Bardzo trudno było też zapewniać czytelników, że motto ratowników „Zawsze idziemy po żywego” ma sens.
Dlaczego o tym piszę? Bo od 12 lat obserwuję nasze górnictwo. Kiedy zaczynałam, ścian wydobywczych na poziomie głębszym niż 1000 m pod ziemią było kilka. Dziś takie głębokości to standard. A najgłębsze miejsce wydobycia dziś w Polsce to 1290 m w kopalni Budryk. Głębszy będzie szyb GG-1 KGHM, który dojdzie aż do 1351 m. Ktoś powie – a co to jest przy wydobyciu złota 4 km pod ziemią? Jest. I to coś nazywa się geologia. Choć jesteśmy krajem z ogromnymi tradycjami górniczymi i natura dość hojnie obdarzyła nas surowcami, to nie mogliśmy stać w dwóch kolejkach naraz, więc z warunkami geologicznymi jest już dużo gorzej.
Oczywiście w dawnych czasach, gdy złoża zalegały płytko, było nieco łatwiej, choć jednocześnie nie było takich technologii jak dziś. Ale z górnictwem jest jak w przysłowiu – im dalej w las, tym więcej drzew. Im głębiej, tym trudniej. Wraz ze wzrostem głębokości rosną wszystkie możliwe zagrożenia. Rośnie temperatura (w Budryku, gdyby nie gigantyczna klimatyzacja, temperatura sięgałaby dobrze ponad 40 st. C), wzrasta ryzyko pożaru, wybuchu i zapłonu metanu. Rosną też zagrożenia sejsmiczne. Górotwór, który cały czas pracuje, w pewnym momencie, jak rok temu w Zofiówce, mówi dość. I się buntuje. Gdyby dziurawić konsekwentnie każdy inny żywy organizm, też wyzwalałby się w nim mechanizm obronny. Człowiek, który lata w kosmos i potrafi przeszczepić serce i wątrobę, nie znalazł dotychczas rozwiązania tego problemu. Oczywiście we wszystkich kopalniach jest prowadzona profilaktyka zagrożeń, także tąpaniowa, polegająca m.in. na strzelaniu rozprężającym. Chodzi tu o kontrolowane użycie materiałów wybuchowych, co pozwala na zmniejszenie napięć górotworu, a to obniża zagrożenie podziemnymi wstrząsami. Jednak wszystkie te działania w wyścigu człowiek – natura kosztują coraz więcej. Roczne wydatki w spółkach górniczych na poprawę bezpieczeństwa są liczone już w miliardach złotych. Ale przecież człowiek z naturą nie wygra, choćby nie wiem jak się starał. Pewnie zaraz usłyszę, że skoro tak jest, to powinniśmy zamknąć kopalnie i problem sam się rozwiąże. O ile jednak węgiel energetyczny coraz bardziej można zastępować innymi źródłami energii, o tyle z koksowym oraz rudą miedzi już tak łatwo nie jest. Ba, rozwój elektromobilności i innych nowych technologii pokazuje, że popyt na miedź będzie jeszcze rósł.
Warto tylko przy okazji tych górniczych tragedii darować sobie zbędne komentarze o zawodzie górnika, a przy okazji takich rocznic jak wczorajsza po prostu chwilę pomyśleć o tych, którzy ten niełatwy zawód wykonują.