Dwa i pół dnia roboczego – tyle czasu branża dostała na trwające do dziś konsultacje projektu rozporządzenia do ustawy o cenach prądu.
Projekt aktów wykonawczych pojawił się w czwartek. Podobnie jak wcześniej ustawa – wzbudził wątpliwości, choć teoretycznie miał je rozwiać. Energetycy w rozmowach z DGP przyznają, że interpretacje prawników wciąż są rozbieżne.
W projekcie znalazły się skomplikowane wzory służące do określenia zarówno cen, jak i rekompensat wynikających z zamrożenia stawek. Dla tych odbiorców, z którymi energetycy mieli wówczas podpisane umowy, obowiązywać będzie cena z 30 czerwca 2018 r. Ciekawiej jest z nowymi klientami. Obecny sprzedawca musi im zaoferować stawkę, jaką mieli w umowie z ówczesnym sprzedawcą w połowie ubiegłego roku. Czyli firma X, przejmując klienta firmy Y, musi mu zagwarantować stawkę z połowy roku, która obowiązywała w Y, a nie swoją. Wygrani będą ci, którzy mieli wtedy niższe ceny i przejęli klientów wcześniej płacących więcej. – Od każdego z takich klientów musimy się dowiedzieć, ile płacił u poprzedniego sprzedawcy, a to na pewno potrwa – słyszymy w jednym z koncernów energetycznych.
– Ministerstwo Energii postanowiło zabrać głos w dyskusji na temat… matematyki na maturze – ocenia Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. – Rozporządzenie nie rozwiało wątpliwości spółek energetycznych, z którymi rozmawiałem, a to one mają wprowadzać regulacje w życie.
Cała legislacja będzie notyfikowana w Komisji Europejskiej. Niestety proces ten nie zakończy się szybko, może dopiero po wyborach parlamentarnych. Zdaniem Roszkowskiego na zrekompensowanie wzrostu cen energii elektrycznej będzie trzeba więcej pieniędzy niż przewidziane w ustawie 4 mld zł.
– Zawarte w rozporządzeniu formuły pozwalające na wyliczenie regulowanego poziomu cen oraz poziomu rekompensat dla spółek energetycznych są niezwykle złożone. Wdrożenie rozporządzenia będzie pracochłonne oraz trudne organizacyjnie, wymaga przetworzenia bardzo dużej ilości rozproszonych, ciągle zmieniających się danych o rynku energii. Nie wynika to jednak z błędów przy tworzeniu rozporządzenia, lecz z logiki ustawy zamrażającej ceny energii – ocenia Aleksander Śniegocki z WiseEuropa.
Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Forum Energii uważa, że metodologia wyliczania rekompensat jest uznaniowa i bardzo skomplikowana, a krótkie konsultacje utrudniają ocenę sytuacji rynkowej. Jest to po prostu administracyjna regulacja. – To krok wstecz dla całego rynku energii elektrycznej – podważenie roli regulatora, zasad cenotwórstwa, ograniczenie konkurencji czy też po prostu porzucenie ekonomicznych zachęt do oszczędzania energii. Nie zapominajmy, że Komisja Europejska nadal kwestionuje sam pomysł tak głębokiej ingerencji w rynek energii. Zamiast więc tworzyć skomplikowane, psujące rynek i do tego jednorazowe rozwiązanie, warto zaangażować czas i środki na te działania, które poprawią sytuację najuboższych odbiorców i zminimalizują wzrost cen w przyszłości – mówi DGP Gawlikowska-Fyk.
Problem wciąż też widzi Urząd Regulacji Energetyki. – Ustawa, która weszła w życie 6 marca, określiła ceny sprzedaży energii elektrycznej dla odbiorców. Zarówno jeśli chodzi o firmy, którym dotychczas taryfy zatwierdzał prezes URE, jak i te, które temu obowiązkowi nie podlegają – mówi Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka URE. A to znaczy, że prezes URE wciąż nie zatwierdza taryf G dla gospodarstw domowych, oceniając, że i tak określiła je ustawa.