500 osób ma protestować w poniedziałek przed Ministerstwem Energii – wynika z informacji DGP.
Tego jeszcze w tej kadencji nie było. W poniedziałek przed gmachem Ministerstwa Energii będą protestować górnicy wspierani m.in. przez energetyków. Ostatnio z górniczymi protestami mierzył się rząd Ewy Kopacz. Potem ani Beata Szydło, ani Mateusz Morawiecki nie mieli z nimi problemów, i to mimo zamykania za ich rządów nierentownych kopalń, jak Makoszowy (2016), Krupiński (2017) czy Śląsk (2018).
Minister energii Krzysztof Tchórzewski i jego pochodzący z Rudy Śląskiej zastępca Grzegorz Tobiszowski uważali to za swój osobisty sukces. Gdy poprzednie władze we wrześniu 2014 r. podejmowały decyzję o zamknięciu sosnowieckiej kopalni Kazimierz-Juliusz, w Katowicach i Sosnowcu doszło do manifestacji, a 4 tys. górników przyjechało do Warszawy, protestując podczas exposé premier Kopacz. Z kolei w styczniu 2015 r. po ogłoszeniu rządowego planu ratunkowego dla Kompanii Węglowej, zakładającego likwidację najsłabszych kopalń, protestowało kilka tysięcy górników (w tym ok. 1,5 tys. pod ziemią) oraz mieszkańcy miast, w których znajdowały się przeznaczone do zamknięcia kopalnie.
PiS takich problemów dotychczas nie miał. Wysokie ceny węgla pozwoliły odwiesić zawieszone na czas kryzysu świadczenia (m.in. czternastki), a także dać górnikom podwyżki. Raz na zawsze, kosztem 2,3 mld zł, udało się też załatwić sprawę emeryckich deputatów węgla, które rząd po prostu wykupił (jednorazowo uprawnieni dostają po 10 tys. zł, zrzekając się deputatu na przyszłość). Co skłoniło górników do przyjazdu do Warszawy pierwszy raz od niemal czterech lat?
Organizatorem akcji jest Solidarność, ale wsparły ją też inne związki zawodowe, m.in. ZZ Kadra i ZZ Górników w Polsce. Powodem jest sytuacja w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Przypomnijmy: tydzień temu odwołano tam wiceprezesów Jolantę Gruszkę i Artura Dyczkę. Potem związkowcy przerwali obrady rady nadzorczej. Byli zgodni, że odwołanie kolejnego członka zarządu (miał to być Tomasz Śledź) zmusi do rezygnacji prezesa Daniela Ozona, którego minister energii od września bezskutecznie próbował odwołać już trzy razy.
Wizyta górników w Warszawie zbiegnie się z kolejnym posiedzeniem rady nadzorczej JSW, które tym razem odbędzie się w stolicy. W obradach nie ma punktu „zmiany w zarządzie”, ale jest o oddelegowaniu do zarządu dwóch członków rady. Jak ustalił DGP, mają to być dr Tomasz Lis z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach oraz Adam Pawlicki, absolwent tejże uczelni i szef firmy doradczej Wizard. – W zarządzie będzie 3:3, czyli pat. W ten sposób minister energii chce zmusić Ozona do rezygnacji – mówi jeden z naszych informatorów.
Trzy główne związki zawodowe JSW pokazały nam odezwę do załogi firmy w związku z poniedziałkowym protestem. Ich żądania to przeniesienie nadzoru właścicielskiego nad JSW z Ministerstwa Energii pod premiera, odwołania członków Rady Nadzorczej nominowanych przez Tchórzewskiego i przywrócenie odwołanych członków zarządu. Stronę społeczną najbardziej rozsierdziła opisana przez nas w ubiegłym tygodniu próba przeznaczenia ok. 1,5 mld zł z funduszu stabilizacyjnego spółki na finansowanie budowy bloku Ostrołęka C (model ma zostać pokazany przed końcem stycznia, a niezbędnych 6 mld zł nadal nie udało się uzbierać). Te 1000 MW mocy węglowej to oczko w głowie ministra Tchórzewskiego, który jest szefem PiS w okręgu siedlecko-ostrołęckim.
Z Danielem Ozonem nie udało nam się wczoraj skontaktować, z kolei resort energii nie odpowiedział na nasze pytania w sprawie JSW i poniedziałkowego protestu. Jak ustalił DGP, nie tylko załoga JSW zaczyna się buntować. W spółce Tauron Wydobycie górnicy zażądali po 1000 zł podwyżki dla pracowników trzech kopalń. Inicjatywa wyszła jednak nie od związkowców, a oddolnie od załogi. Problem w tym, że Tauron jest w najgorszej sytuacji finansowej ze wszystkich czterech spółek energetycznych Skarbu Państwa i załoga jego spółki wydobywczej nie może liczyć na spełnienie żądań.
Organizatorem akcji jest Solidarność, ale wsparły ją inne związki zawodowe